Śmierć Andrzeja Zauchy. Zabił go mąż jego ukochanej
  • Sławomir KoperAutor:Sławomir Koper

Śmierć Andrzeja Zauchy. Zabił go mąż jego ukochanej

Dodano: 
Andrzej Zaucha z żoną Elżbietą
Andrzej Zaucha z żoną Elżbietą Źródło: Wikimedia Commons / Zygmunt Put Zetpe0202, CC BY-SA 4.0
Wielkie uczucia – miłość, zazdrość, nienawiść. On, ona i ten trzeci. Obsesja i zemsta. Celebryci, bogacze i biedacy. Połączyła ich zbrodnia z namiętności.

W niniejszej książce koncentruję się na ostatnich stu latach naszych dziejów. Jeden z jej rozdziałów poświęcony jest tragicznej śmierci Zuzanny Leśniak i Andrzeja Zauchy. W czasie jego pisania wykorzystałem akta śledztwa i procesu Yves’a Goulais’go – męża Zuzanny i zabójcy obojga kochanków. Dzięki temu udało mi się wyjaśnić motywy, którymi kierował się morderca, a także zrekonstruować przebieg romansu piosenkarza z aktorką, o czym dotychczas niewiele było wiadomo.

Poniższy tekst to fragment książki Sławomira Kopra pt. „Zbrodnie z namiętności”, wyd. Fronda.

Kraków, 10 października 1991 roku

Rano Goulais kupił gazetę i sprawdził repertuar teatrów. Upewnił się, że w Teatrze STU grany jest „Pan Twardowski” i że tego dnia w obsadzie nie zabraknie Andrzeja Zauchy (czasami główną rolę grywał dubler).

Wieczorem Yves wyszedł z domu, podjechał w okolice parkingu przy ulicy Włóczków i sprawdził, czy stoi tam samochód Zauchy. W pobliżu dostrzegł też auto Zuzanny, wobec czego zaparkował w taki sposób, by widzieć oba pojazdy. Na siedzeniu położył karabinek owinięty plastikową torbą, a zapasowe magazynki włożył do kieszeni.

S. Koper, Zbrodnie z namiętności, wyd. Fronda

Niebawem zobaczył Zauchę idącego przez parking, kilkanaście metrów za nim podążała Zuzanna. Oboje kierowali się do samochodu Andrzeja. Wówczas Yves wziął do ręki broń, odbezpieczył ją, po czym wysiadł ze swojego pojazdu i ruszył w ich kierunku.

„Sytuacja była bardzo jasna – opowiadał. – Andrzej Zaucha siedział w swoim samochodzie, miał już zapalony silnik samochodu i kiedy nadszedłem do nich z boku, Zuzanna już prawie wsiadała, bo już miała otwarte drzwi do samochodu Zauchy”. Nadchodzącego Francuza pierwsza dostrzegła Leśniak, a chociaż nie widziała broni (była owinięta reklamówką), przeczuwała, że mąż ma złe zamiary. Zagrodziła mu drogę do samochodu, pytając, co zamierza zrobić Zausze. W tym momencie Andrzej siedział jeszcze w pojeździe.

„Dwa razy odepchnąłem ją lewą ręką – zeznawał Yves – pierwszy raz nie dość mocno, bo stawiała opór, a drugi raz mocniej. (…) Przekonany jestem, że nie upadła. W tym momencie Zaucha wysiadł z samochodu, ja zrobiłem jeszcze jeden czy dwa kroki w jego kierunku, czyli do przodu. On szybko zbliżał się do mnie, spieszył jej na pomoc, bo może myślał, że chcę jej coś zrobić. (…) Nie było między nami żadnej wymiany zdań ani żadnej bijatyki. Nie było żadnej szamotaniny. Ja od razu do niego strzeliłem”.

Goulais nie przykładał karabinka do ramienia, strzelał jedną ręką z wysokości biodra. Po „drugim czy trzecim strzale Zaucha coś krzyknął albo powiedział”, po czym przewrócił się na ziemię. Zabójca jeszcze raz strzelił do upadającego rywala. W tej chwili usłyszał głos Zuzanny mówiącej „Jezu”, i zobaczył, że „ona też pada”.

Był jednak przekonany, że Leśniak tylko zemdlała, tym bardziej że w ostatnich sekundach nie miał jej w polu widzenia. Nie zauważył, iż w pewnym momencie Zuzanna znalazła się za Zauchą. Rzeczywiście mógł jej nie dostrzec, gdyż parking był źle oświetlony, a kobieta miała na sobie ciemne ubranie.

„Kategorycznie stwierdzam – zeznawał zabójca – że od momentu, kiedy zacząłem strzelać do Zauchy, ona nie starała się mi przeszkadzać i wejść pomiędzy mnie a Zauchę, żeby go ochronić. To nie miało miejsca”.

Goulais obszedł ciało Andrzeja (cały czas uważał, że z żoną jest wszystko w porządku), po czym zmienił magazynek i z „odległości pół metra” wpakował w rywala kolejne pięć kul. Później twierdził, że zrobił to machinalnie, bez większych emocji, gdyż chciał mieć pewność, że naprawdę go zabił. Następnie wrócił do swojego samochodu i odjechał, by oddać się w ręce policji.

Andrzej Zaucha zginął na miejscu, a Zuzannę Leśniak przewieziono do szpitala. Około godziny 23.20 lekarze zaprzestali reanimacji, stwierdzając zgon aktorki.

Wokalistę pochowano u boku żony na krakowskim cmentarzu Batowickim. W ostatniej drodze towarzyszyły mu tysiące ludzi, a w czasie pogrzebu radio RMF FM nadawało jego piosenkę „Byłaś serca biciem”. Na nagrobku umieszczono wspólne zdjęcie Elżbiety i Andrzeja z czasów, gdy byli bardzo szczęśliwi. Zuzanna spoczęła w rodzinnym Nowym Sączu.

„Tuż przed śmiercią – wspominał Andrzej Sikorowski – przy stole u nas w domu został Andrzej zaskoczony przez moją małżonkę (…), która postanowiła wykonać pamiątkowe fotki. Kiedy wydarzyła się ta tragedia i Andrzej zginął, żona wywołała film i okazało się, że wszystkie klatki filmu, na których był Andrzej, były prześwietlone, a cała reszta była dobra”.

Ze zjawiskami nie z tego świata mieli do czynienia również inni znajomi zamordowanej pary. Włodzimierz Korcz opowiedział historię, która mrozi krew w żyłach i w której autentyczność aż trudno uwierzyć.

„Czuję, że zasypiam, i w pewnym momencie uświadamiam sobie, że w korytarzyku prowadzącym do sypialni stoi Zuzia. Ja to wiem i to czuję. W pewnej chwili słyszę, że ona takim napiętym szeptem mówi: »To tu«. Sytuacja irracjonalna kompletnie, ale szturcham żonę, ona jakaś blada potwierdza, że też słyszała, że w korytarzyku była Zuzia i powiedziała: »To tu….«”.

Powyższy tekst to fragment książki Sławomira Kopra pt. „Zbrodnie z namiętności”, wyd. Fronda.

Czytaj też:
Kornel Makuszyński. Piewca optymizmu i dobrego humoru
Czytaj też:
Pogrzeb Józefa Piłsudskiego. Uroczystości trwały kilka dni. Jak żegnano Marszałka?
Czytaj też:
Konanie Zygmunta Augusta

Źródło: DoRzeczy.pl / Wyd. Fronda