Dziecinny głód Wojaczka
  • Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Dziecinny głód Wojaczka

Dodano: 
Rafał Wojaczek
Rafał Wojaczek Źródło: Instytut Mikołowski
Nieliczni widzieli w nim wielką nadzieję poezji polskiej, zdarzali się nawet tacy, którzy doszukiwali się w nim genialności. Dla większości Rafał Wojaczek był jednak przypadkiem, najdelikatniej mówiąc, kłopotliwym czy wręcz kuriozalnym.

Bo i co było z nim począć? „Nie zstąpił pomiędzy nas w kruchym, astmatycznym ciele, powiedzmy, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, ale w ciele gwałtownego, prawie dwumetrowego dryblasa – pisał Stanisław Bereś. – Nie tworzył w samodyscyplinie jak Proust, w pokoju obitym korkiem, ale włóczył się po knajpach, pił wodę brzozową i spirytus salicylowy, wiersze pisał nawet na kontuarach zalanych wódką lub piwem. Nie ma wątpliwości: nie jest łatwo uznać kogoś takiego za brylant swojego środowiska”.

Ów „brylant” w wierszu „Koniec świata” tak przepowiedział swoją przyszłość:

To mogło być we wtorek albo w piątek
Niewykluczone też że w poniedziałek lub środę
A równie dobrze w czwartek sobotę czy w niedzielę
W styczniu lecz także w lipcu zgódźmy się
Że to przecież nie jest takie ważne
W roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym
Zdaje się – którymś rano lub o zmierzchu
W samo południe albo o północy
W pogodę słoneczną może w deszcz może w czas zamieci
Na własnym pasku powiesił się
Na czymś stosownym czy nie na rurze od bojlera
Dwudziestoiluśtamletni skończony alkoholik
Rafał Wojaczek syn
Edwarda i Elżbiety z domu Sobeckiej.

Pospieszył się, ale tylko trochę. W rzeczywistości dożył 11 maja 1971 r. I nie powiesił się, ale połknął o wiele za dużą dawkę środków farmakologicznych. Do dziś trwają spory o to, czy miało to być samobójstwo czy kolejne, w jego niespełna 26-letnim życiu, igranie ze śmiercią. Wreszcie skuteczne.

Ktoś, kogo nie znam

„Nikt nie osądzał go surowiej niż on sam. Trudno się dystansować od Wojaczkowych autoinwektyw i pogardy, jaką miał dla siebie samego” – twierdził jeden z najbliższych mu ludzi, Bogusław Kierc, autor książki „Rafał Wojaczek. Prawdziwe życie bohatera”. I tak, i nie. Jeśli chodzi o swoją poezję miał wszakże niesłychanie rozdęte ego, a najmniejszą krytykę przyjmował fatalnie. Trudno zresztą, by było inaczej, skoro zgodnie z osobiście przez niego rozumianą teorią reinkarnacji, uznawał się za wcielenie Artura Rimbauda, a wspomnę tu jeszcze o Jezusie Chrystusie. „Dopiero wiele lat po śmierci Rafała dowiedziałem się, że Rafał wysyłał niektórym znajomym swoją fotografię z wykaligrafowanym na czole napisem INRI. Co mnie nie zdziwiło, bo to pragnienie (niemożliwego) upodobnienia się do Chrystusa (a raczej do »roli« Chrystusa) było dla mnie widoczne w Rafale niemal od początku naszej znajomości” – przekonywał Bogusław Kierc.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.