Frank L. Wright urodził się w Richland Center w Wisconsin w czerwcu 1867 r. Jego ojciec był pastorem i muzykiem a matka nauczycielką. Pierwsze dziesięć lat życia małego Franka rodzina spędziła podróżując od zboru do zboru, w których posługiwał jego ojciec. Przez Rhode Island, Iowa i Massachusetts, zanim w 1878 osiedli w Madison w Wisconsin. Po rozwodzie rodziców, jako czternastolatek utrzymywał rodzinę, pracując na Uniwersytecie Wisconsin, i jednocześnie studiując tam. Wiedział, że chce zostać architektem, odkąd matka kupiła mu edukacyjne klocki Froebla kiedy miał 10 lat. W 1887 r. wyjechał z Madison do Chicago i znalazł pracę w prestiżowej pracowni Adler and Sullivan, gdzie spędził sześć lat. Pracował bezpośrednio pod kierownictwem Louisa Sullivana, nazywanego „ojcem wieżowców”. Zasady dotyczące architektury i prace Sullivana były istotną nowością w świecie amerykańskich architektów, którzy dotychczas kopiowali raczej europejskie wzorce. Sullivan sformułował swoją słynną budowlaną maksymę o „formie podążającej za funkcją”. Wpłynęło to na Wrighta i jego zupełnie nowy, niepowtarzalny styl w architekturze.
Dom na prerii
W 1889 r. Wright ożenił się, i zaczął budować dom dla powiększającej się rodziny na przedmieściu Chicago. Inwestycja pochłaniała tyle środków, że zmuszony był realizować zlecenia na boku, poza biurem Sullivana. Ten podobno rozpoznał styl swojego pracownika w domu, który budował sąsiad i w 1893 r., natychmiast rozwiązał współpracę. Wright zaczął własną praktykę. Podobnie jak Sullivan, zaczął poszukiwać własnego stylu, który oddawałby amerykańskiego ducha. Pierwszą pracą nowego biura był dom zaprojektowany dla Williama H. Winslowa. Budynek w tzw. stylu preriowym, mającym podkreślać więź z naturą. Styl charakteryzował się dominacją linii horyzontalnych i niskimi, wtopionymi w przyrodę dachami. Domy składały się zwykle ze skrzydeł, otaczających centrum. Tam, pośrodku salonu znajdował się kominek i miało skupiać życie rodziny. Przestrzenie wewnątrz otwierały się na jadalnię i salon, sypialnie umiejscowione były na piętrze. Okna z witrażowymi elementami tworzyły przeszklony pas, ciągnący się przez cały obwód domu. Zdobienia wewnątrz były minimalistyczne, ograniczone do drewnianych sztukaterii w postaci listew, wyznaczających na podłogach i sufitach poszczególne części domu, witraży w oknach i ceramicznych kafli. Wykonane z najlepszych materiałów, dawały poczucie gustownego luksusu, ale bez przepychu. Starano się używać naturalnych kolorów- ciemnoszarych, zielonych, piaskowych, kremowych, żeby podkreślić związek z otoczeniem. Ascetyczne było też wyposażenie. Z podróży do Japonii Wright przywiósł fascynację jej wzornictwem. Stąd zabudowane meble, szafy z przesuwnymi drzwiami, niskie ławy i futony.
W 1903 r. Wright dostał zlecenie na zaprojektowanie pierwszego obiektu przemysłowego – biurowca dla produkującej mydło Larkin Company w Buffallo. Architekt dobrze przemyślał zastosowane tam rozwiązania, które – rozwijane – będą towarzyszyć jego późniejszym realizacjom. Budynek położony w przemysłowej dzielnicy otoczony był torami kolejowymi. Żeby odciąć go od dymu i smrodu z kominów parowozów, Wright zamknął go, pozbawiając główne ściany okien. Światło dostawało się przez szklany dach, powietrze dostarczała klimatyzacja – wówczas jeszcze duża rzadkość. Utworzone w ten sposób centralne atrium otaczały piętrowe galerie – otwarte miejsca do pracy, wyznaczające nowy kierunek w projektowaniu przestrzeni biurowych. Wright zaprojektował też w całości wnętrze, łącznie z wyposażeniem, a w tym nowatorskie, konstruktywistyczne biurka, krzesła, a nawet podwieszane muszle klozetowe. Jak sam powiedział budynek był “prawdziwym wyrazem mocy wdrożonej do osiągnięcia celu, w takim samym sensie jak statek oceaniczny, samolot czy samochód”.
W pierwszej dekadzie XX w. Wright stał się wziętym architektem, mającym na koncie kilkadziesiąt budynków, głównie okazałych domów dla wyższej klasy średniej i kilka projektów publicznych. Obok biurowca Larkin Company najsłynniejszym był projekt kaplicy unitarystów w Oak Park w Illinois. Ciągle jednak myślał o zaprojektowaniu idealnego domu dla przeciętnego Amerykanina.
W 1909 r. wyczerpany pracą i znużony życiem rodzinnym architekt porzuca swoich bliskich i wyjeżdża do Europy z żoną jednego ze swoich klientów, Marthą „Mamah” Borthwick – Cheney, w której od lat był zakochany. Tam pracuje nad dwiema książkami, poświęconymi grafice i fotografii. Wydane w Niemczech w 1911 r. i znane jako „Wasmuth Portfolio” uczyniły Wrighta sławnym. Jego styl przyciągnąłuwagę wielu znanych europejskich architektów. W tym samym roku architekt z kochanką wracają do Chicago, ale spotykają się z ostracyzmem tamtejszych wyższych sfer. Wyprowadzają się więc na wieś, niedaleko Spring Green w Wisconsin, gdzie budują zaprojektowany przez Wrigtha dom „Taliesin”, który ma być ich bezpieczną przystanią. Dom którego nazwę można tłumaczyć jako „Błyszcząca Brew”otrzymał nazwę od imienia średniowiecznego walijskiego barda. Prasa opisywała go jako „Zamek miłości”. Lokalna społeczność nie była zadowolona z nowych mieszkańców. Sąsiedzi obawiali się demoralizującego wpływu, jaki może wywrzeć wolny związek Wrigtha na miejscową młodzież, próbowali nakłonić szeryfa do aresztowania kochanków, a nawet grozili im wytarzaniem w smole i pierzu.
Sam Wright odnosił się do tego lekceważąco mówiąc, że „Dwie kobiety są niezbędne mężczyźnie z artystyczną duszą. Jedna żeby być matką jego dzieci, a druga żeby być przyjacielem duchowym, inspiracją i wsparciem”. Innemu reporterowi powiedział, że „Prawa i zasady są dla przeciętnych ludzi. Zwykły człowiek nie może żyć bez zasad, które regulują jego zachowanie. Nieskończenie trudniej jest żyć bez zasad, ale to właśnie powinien czynić uczciwy i szczerze myślący człowiek”. Zawsze zresztą chodził własnymi drogami,był przekonany o swoim geniuszu i pewny siebie do granic megalomanii, apodyktyczny i kłótliwy. W zasadzie nie dostawał publicznych zleceń, bo pozostawał w stałym konflikcie z izbami architektów.
Sielanka przerwana toporem
Życie w Taliesinie zapowiadało się sielankowo, ale los zdarzył inaczej. W 1913 r. Wright otrzymał prestiżowe zamówienie na projekt centrum rozrywki Midway Garden w Chicago. Podczas jednego z pobytów architekta w tym mieście, w sierpniu 1914 r., w jego rezydencji doszło do tragedii. Pochodzący z Barbadosu służący Julian Carlton siekierą zaatakował domowników. Potem podpalił benzynę, którą rozlał na podłogach, blokując drzwi do jadalni. Dwóch pracujących przy domu robotników zdołało uciec z płonącego domu i zadzwonić z sąsiedniej farmy po pomoc. Miejscowi, którzy ruszyli na pomoc znaleźli tam ciała Marthy, jej dwóch dzieci, 13. letniego chłopca i dwóch robotników. Siódmą ofiarą był ogrodnik, który zmarł kilka dni później od poparzeń. Półprzytomny Carlton został znaleziony kilka godzin później w kotłowni domu. Po ataku wypił kwas solny, więc nie był w stanie nawet wyjawić przyczyny zbrodni. Zmarł kilka tygodni później z głodu, bo ówczesna medycyna nie była w stanie mu pomóc. Bezpośrednio do tego czynu doprowadziły prawdopodobnie rasistowskie żarty ze strony robotników pracujących przy rozbudowie domu. Carlton miał jednak prawdopodobnie poważniejsze problemy psychiczne. Jego żona zeznała, że kilka tygodni wcześniej zaczął zdradzać objawy paranoi, przy swoim łóżku trzymał siekierę.
Załamany Wright rzucił się w wir pracy, postanawiając odbudować Taliesin ku pamięci zmarłej partnerki. Nie mieszkał w nim jednak długo. Zaraz po zakończeniu prac wyjechał do Japonii nadzorować pracę nad zaprojektowanym przez siebie Hotelu Imperialnym w Tokio, a potem pracował w Kalifornii. W tych latach nie miał już tak wielu zamówień, część prac pozostała na papierze, co dawało czas na bardziej generalne przemyślenia nad formą i treścią projektów i filozofią projektowania w ogóle. Wright wrócił do Taliesinu, a w 1928 r. poślubił pochodzącą z Czarnogóry Olgę Łazowicz, która stała się jego kolejną inspiracją i czynnikiem stabilizacji, pozwalającym skupić się na architekturze. Jak później wspominała sama Łazowicz „byli jak dwa potężne magnesy, przyciągające się nawzajem”.
Realizm i mistyka
Łazowicz nazywana Olgiwanną pochodziła z czarnogórskiej rodziny książęcej. Od dziewiątego roku życia pobierała nauki w Rosji. W1919 r. w Tbilisi spotkała grecko – armeńskiego mistyka i filozofa Gieorgija Gurdżijewa.Był on duchowym guru grupy, która dążyła do duchowego rozwoju człowieka i stworzenia „kompletnej osoby” w sensie ducha, ciała i serca. Posty i medytacje przeplatały się tam z pracą fizyczną i tańcami derwiszy. Gurdżijew wychował się na turecko – rosyjskim pograniczu, gdzie mieszały się nie tylko wpływy islamu i chrześcijaństwa. W młodości na co dzień spotykał się ze świętymi mędrcami i przywódcami sekt dążącymi do doskonałości i używającymi duchowych technik sięgających setki lat wstecz. Podróżował też po Bliskim Wschodzie, Azji Środkowej i Indiach, gdzie zgłębiał tajniki sufizmu, buddyzmu i wschodniego chrześcijanstwa.
Galeria:
Projekty architektoniczne Franka L. Wrighta
Łazowicz długo była pod hipnotyzującym wpływem Gurdżijewa, który swoją osobowością potrafił kompletnie zmieniać swoich uczniów. Pozwolił jej odejść, kiedy uznał, że osiągnęła już stopień samoświadomości odpowiedni, aby nauczać innych. Prawdopodobnie to nauki Gurdżijewa, przekazane przez Olgiwannę miały największy wpływ na filozofię Wrighta, ucieleśnianą później w jego architekturze. Drugim źródłem inspiracji był unitarianizm, przekazany przez ojca. W swoich projektach, w których w pełni wykorzystywał najnowsze technologie, nowoczesność i powierzchowność Zachodu łączyła się z wiekową mistyką i głębią Wschodu, co miało czynić człowieka i społeczeństwo doskonalszymi.
Jak sam mówił „człowiek jest wezwany do tego, by dążyć do samodoskonalenia, służąc naszemu świętemu, żyjacemu Wszechświatowi”. Architektura miała wpłynąć na zmianę postaw samych Amerykanów, wg Wrighta zbyt przywiązanych do dóbr doczesnych. „Amerykański obywatel musi porzucić swoje ulubione doraźne cele – zwłaszcza myśl, że pieniądze plus władza mogą rządzić światem. Musi zrozumieć, że to idee inspirowane przez duchową jedność zbudują nowoczesny świat” – pisał. Jego domy miały w pełni odzwierciedlać osobowość ich mieszkańców, zadaniem architekta było „pomagać ludziom zrozumieć, jak uczynić życie piękniejszym, świat lepszym miejscem do życia, i jak nadać mu znaczenie i sens”.
Utopia amerykańskich przedmieść
Na przełomie lat 20. i 30. Wright znalazł się w fatalnej sytuacji finansowej. Wielki Kryzys spowodował krach również w branży budowlanej, pozbawiając architektów zamówień. Rozwód i i spory majątkowe z drugą żoną, z którą pobrał się w 1923 r.doprowadziły go na skraj bankructwa.Taliesin został zajęty za długi przez bank.
Pozbawiony pracy zaczął pisać teoretyczne dzieła. Inspirującą pokolenia architektów „Autobiografię” i „Znikające Miasto”. W tej drugiej książce architekt opisał miasto przyszłości. Mając dosyć amerykańskich „gigantycznych i zapuszczonych” miast, których mieszkańcy byli „odczłowieczeni przez kolosa kapitalizmu przemysłowego”, Wright planował przenieść ich życie na prowincję. Miasto nazwane Broadacre City miało być równocześnie „wszędzie i nigdzie”. Centrum miało zostać zastapione przez centra domowe – wokół których skupiałyby się prawie samowystarczalne farmy, produkujące na własny użytek. Nie tylko żywność. W małych laboratoriach i zakładach powstawałyby też przedmioty codziennego użytku. Farmerzy wymienialiby się potrzebnymi rzeczami na wiejskich targach. Samochód, który wówczas posiadała już prawie każda amerykańska rodzina umożliwiałby dojazd do lekarza, kina czy teatru. Wspólne miały być tylko rzeczy rzeczywiście potrzebne całej społeczności, jak infrastruktura energetyczna, transportowa czy handlowa.
Koncepcja Broadacre City wpisywała się w pojawiajace się od poczatków wieku koncepcje zerwania z tradycyjną wizją miasta, jako dosyć przypadkowej zbiorowości budynków i mieszkańców, wymuszonej niejako przez rozwój przemysłu. Jednocześnie był to czas, kiedy w sposób niekontrolowany rozrastały się amerykańskie przedmieścia, często powodując upadek śródmieść, które zaczynałyzamieniać się w getta, zamieszkałe przez biedotę. Wright, w odróżnieniu od ówczesnych decydentów, często chodzących na pasku bogatych przedsiębiorców, prawdopodobnie doskonale zdawał sobie sprawę z tego procesu i był przekonany, że u podstaw zmian muszą stać wartości. Dobrze oddał to kilkadziesiąt lat później dziekan wydziału architektury Uniwersytetu Stanowego w Arizonie John Meunier: „Nowoczesna teoria urbanistyki okazała się niezdolna do opisania miejskiej rzeczywistości w naszych czasach, zostawiając ją sobie samej, zamiast ją poprawiać. Czego potrzebujemy znacznie bardziej, to ponowne wprowadzenie wartości. I na tym polegała siła Broadacre City. Wright wiedział bardzo dobrze, że tylko kiedy wartości są na pierwszym miejscu, technologia będzie raczej narzędziem, a nie władcą”. Projekt Wrighta miał też wspierać demokrację. Własność działek i ich decentralizacja dawała mieszkańcom niezależność od władzy. Była to odpowiedź na narastające na Zachodzie w latach 30. ciągoty do autokratycznych rządów.
Broadacre City było bardziej konceptem i laboratorium nowego podejścia do urbanistyki i architektury i ich funkcji, niż projektem nadającym się do realizacji, z czego zdawali sobie sprawę jego twórcy. Wright nigdy nie zrealizował niczego podobnego, jednak pewne jego elementy znalazły zastosowanie w kilku innych jego pracach.
Wszystko, co najlepsze
Zimy w Wisconsin potrafiły być wtedy dokuczliwe, więc Wright zaczął szukać miejsca na dom w cieplejszym klimacie. W związku z realizacją projektu Biltmore Hotelpod koniec lat 20. bywał w Arizonie. W 1935 r. kupił działkę niedaleko Phoenix, gdzie wybudował swoją drugą siedzibę – Taliesin West. Budynek miał wtapiać się w otaczającą go pustynie. Niski, zbudowany z miejscowych materiałów – kamieni z okolicznych gór, połączonych grubo wylewaną cementową zaprawą, zmieszaną z piaskiem z pustyni. Spadziste dachy przedzielone były ulubionymi przez Franka ramami z czerwonego drewna, wielkie okna zalewały wnętrza południowym słońcem.
Wright wraz ze swoimi uczniami doglądał budowy domu, mieszkając w pobliżu i pracując nad Broadacre City. Był wówczas światowej sławy architektem, jednak wydawało się, że najlepsze czasy ma już za sobą i resztę życiowej aktywności poświęci pracom koncepcyjnym.
Stało się jednak inaczej. Amerykańska gospodarka, pobudzona reformami Nowego Ładu odżywała z nową siłą, zwiększając popyt również na kosztowne, jedyne w swoim rodzaju budowle. Wright wpisał się w ten trend, projektując wówczas jedne z najbardziej rozpoznawalnych budowli nie tylko Ameryki, ale i świata.
W 1934 r. właściciel sieci domów towarowych z Pittsburga Edgar Kaufmann zamówił projekt domu letniskowego w Pensylwanii, nad wodospadem tworzonym przez potok Bear Run. Kaufmann i jego żona Liliane byli miłośnikami przyrody. Inspirowani koncepcjami Wrighta o integracji architektury z naturą, chcieli wkomponować wodospad w swój dom. Architekt zaczął prace na miejscu w grudniu 1934 r., ale długo nie mógł się zdecydować, jak ma wyglądać budowla. W końcu naszkicował jej projekt w dwie godziny, czekając na przyjazd z Pittsburga zniecierpliwionego Kaufmanna. Dom, którego budowę ukończono pod koniec 1937 r. zbudowano z miejscowego łamanego kamienia. Wygląda jakby wyrastał ze zbocza góry, po którym płynie wodospad. Dominantami budynku są ogromne betonowe tarasy, poprzecinane pionowymi ścianami z kamienia. Przestrzenie między nimi wypełniają duże okna w ulubionych przez Franka czerwonych ramach. Woda z potoku opływa dom, wylewając się kaskadą pod dolnym tarasem.
W tym czasie podjął się też zupełnie innego projektu. Fallingwater pochłonął ogromną sumę 155 tys. dolarów, mimo, że planowany był na 35 tys. Wright ciągle marzył o domach na każdą kieszeń. W 1936 r. w Taliesinie West odwiedził go młody dziennikarz Herbert Jacobs z żoną. Rzucili oni pomysł, aby Wright spróbował zaprojektować dla nich dom, który będzie można wybudować za niewygórowaną sumę 5 tysięcy dolarów. Wright podjął wyzwanie.
Projekt powstał w Madison w Wisconsin w stylu preriowym. Pozbawiony pokojów dla służby, piętra, piwnicy i czterospadowego dachu stał się w miarę prostym domem, z dwoma sypialniami o powierzchni 110 m2, na planie litery C. Salon, jadalnia i kuchnia były połączone, tą ostatnią oddzielały od reszty tylko szklane półki. Dla oszczędności Wright zastosował tam ściany ze sklejki warstwowej, legenda głosiła jednak, że kazał je przywozić z innej budowy, żeby zmieścić się w obiecanych kosztach.
Dom Jacobsów był pierwowzorem dla zaprojektowanych później przez Wrightatzw. domów usoniańskich, mających być kwintesencją Amerykańskiego stylu dla każdego. Niewielkie, tanie, zbudowane z naturalnych materiałów, oświetlane słońcem i ogrzewane z wykorzystaniem naturalnego ciepła. Domy zwykle były zamknięte od strony drogi publicznej, ale całkowicie otwarte na ogród, przez duże otwierane drzwi tarasowe. Nie miały piwnicy ani garażu, zastąpionego zwykle zwieszającą się od szczytu domu wiatą, dla której Wright ukuł specjalną nazwę „carport”. Budownictwo to odcisnęło później piętno na popularnym do dzisiaj stylu ranczerskim, w którym wybudowano wiele domów w całych USA. Jednak idea domu usoniańskiego jako mieszkania dla przeciętnego Amerykanina i sposób na zagospodarowanie przestrzeni kompletnie się nie przyjęła. W całych Stanach Zjednoczonych wybudowano ich zaledwie około 60.
W tym samym czasie Frank otrzymał zamówienie od prezesa koncernu S C Johnson, który chciał zbudować „najlepszy budynek biurowy na świecie”, a jak twierdził „jedynym sposobem żeby to zrobić, było zatrudnienie najlepszego architekta na świecie”.
Wright podjął się tego zadania, projektując SC Johnson Administration Building w Racine w Wisconsin zwany WAX. Nie tylko jego forma była innowacyjna, ale również użyte materiały. Do budowy używano specjalnie wyrabianych w ponad dwustu kształtach cegieł. Okna zostały skonstruowane z rur wykonanych z Pyrexu – żaroodpornego szkła używanego do wyrobu naczyń laboratoryjnych i kuchennych. Główną halę podtrzymywały betonowe kolumny przypominające lilie wodne. Cienkie u dołu, a rozszerzające ku górze, Wright nazywał„dendroformami”. Architekt chciał, żeby pracownicy czuli się tam jak w lesie, zaprojektował więc wygłuszone okna, a część kolumn obsypana została piaskiem. Zadbał teżo najmniejsze detale, w tym wystrój i specjalne meble, których zaprojektował ponad 40 rodzajów. Wright twierdził, że jego projekt ma „inspirować do pracy, tak jak katedry miały inspirować do modlitwy”.
Po skończeniu tych projektów poświęcił się bardziej pracy teoretycznej, wraz ze współpracownikami z Taliesin Fellowship opracowując koncepcje urbanistyczno – projektowe dla Ameryki. Zajmowali się też budownictwem w trudnym półpustynnym klimacie, panującym na południowym zachodzie USA. Kiedy w 1940 r., po ponad 50. latach pracy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku otwierano retrospektywną wystawę Wrighta, nikt nie podziewał się, że bodaj największe swoje dzieło ma dopiero przed sobą.
Uporządkować chaos
W 1943 r. żyjąca od lat w USA niemiecka malarka Hilla von Rebay zaproponowała architektowi zaprojektowanie galeri sztuki abstrakcyjnej w Nowym Jorku. Miała on pomieścić zbiory fundacji znanego kolekcjonera sztuki i filantropa Solomona Guggenheima. Wright początkowo nie był zadowolony z propozycji. Nowy Jork był dla niego miastem źle zaprojektowanym, „centrum chaosu”. Zgodził się głównie ze względu na bliskość Central Parku, dającą przestrzeń umożliwiającą wydobycie budynku z otaczającej gobudowlanej kakofonii idostrzeżenie kunsztu architekta. Na początku prace opóźniały braki materiałów budowlanych i robotników spowodowane wojną. Później nie było wiele lepiej. Wright w zasadzie do końca spierał się z władzami fundacji zarówno o kształt budynku, jak i używane materiały, detale, kolory i wzory. Prace trwały 15 lat, a podczas nich Wright sporządził ponad 700 rysunków przyszłej galerii.
Muzeum składa się z kilku, wzajemnie współgrających części. Nad ziemią wznosi się wsparta na potężnych kolumnach, przewieszona rampa, z której wyrastają dwie, połączone przeszklonym łącznikiem wieże. Mniejsza ma formę przeszklonej latarnii, przełamanej w poziomie czworokątną, trapezoidalną platformą. Większa przypomina rozszerzający się ku górze stożek, poprzecinami poziomymi szczelinami, co nadaje konstrukcji lekkości i sprawia wrażenie wijącej się wstążki. W środku znajduje się klatka schodowa, zamknięta od góry wielkim świetlikiem. Spod niego rozchodzą się galerie, wijące się wzdłuż wewnętrznej strony ścian. Obrazy są zawieszone na specjalnych stojakach i podporach ze względu na krzywiznę ścian. Są one umieszczone w półotwartych przestrzeniach, widocznych z różnych punktów klatki schodowej. Miały w ten sposób zachęcać zwiedzających do przemieszczania się i podziwiania dzieł sztuki.
Guggenheim nie doczekał końca budowy. Po jego śmierci w 1949 r. prace jeszcze się skomplikowały. Kolekcja ciągle się powiększała i trzeba było do niej dostosowywać projekt. Nowe władzemiały inne koncepcje, Wright musiał kilkukrotnie go zmieniać, przekonując do zakupu kolejnych działek dla jego pełnej realizacji. W końcu muzeum zajęło całą przestrzeń między 88 i 89 przecznicą. Architekt również nie doczekał końca budowy. Zmarł w 1959 r., na sześć miesięcy przed ukończeniem muzeum. Zarówno Fallingwater jak i Muzeum Guggneheima są ikonami światowej architektury corocznie odwiedzanymi przez setki tysięcy osób.
Architektura nie dla każdego
Frank L. Wright zaprojektował 1114 budowli, z czego zrealizowano 532. Osiem z nich znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Architekturze poświęcił ponad 70 lat. Jak sam mówił, jest ona „wielką matką sztuk, z którą wszystkie inne są zdecydowanie, wyraźnie i nieodwołalnie związane”. Prawie całe życie spędził na poszukiwaniach i doskonaleniu oryginalnego, amerykańskiego stylu, który zdefiniuje budownictwo w Stanach Zjednoczonych. Jak pisał w 1939 r. Life Magazine była to „prawdziwie amerykańska architektura, która niczego nie zawdzięcza zagranicznej inspiracji, inna od wszystkiego, co do tej pory zbudowano”. Jednak projekt dotarcia z nią pod strzechy czy też raczej ich budowania niezbyt się udał. Domy w stylu preriowym, nie wspominając o realizacjach takich jak Falling Water były dostępne jedynie dla bogatych. Broadacre City czy Usonia były raczej abstrakcyjnymi utopiami, nie nadającymi się do praktycznej realizacji.
Wright jak wielu wówczas poddał się ideom zmiany świata i człowieka, a jego projekty, odwołujące się do demokracji i praw człowieka można traktować jako odpowiedź na rozwijający się wówczas komunizm i nazizm, z ich stylami w architekturze. Jak pisał sam Wright „Wolna Ameryka, demokratyczna w takim rozumieniu, w jakim obmyślili ją nasi ojcowie założyciele, znaczy właśnie to: indywidualną wolność dla wszystkich, bogatych i biednych, w przeciwnym wypadku ten system rządów, który nazywamy demokracją sprzyja jedynie przywiązywaniu ludzi do maszyny i czynienia ich takimi jak ona”. I rzeczywiście w przemysłowych dziełach Wrightawidać dbałość o zapewnienie komfortu pracy i podmiotowego traktowania szeregowym pracownikom, co miało również odciągać ich od komunistycznych idei. Jednocześnie dla kadry kierowniczej i właścicieli przewidziano udogodnienia – osobne pomieszczenia na wyższych piętrach w Larkin Company, ozdobione niewidocznymi z dołu ornamentami czy specjalnąkonsolę w S C Johnson.W amerykańskim duchu, każdy może czuć się wolnym, jednocześnie pracując zgodnie ze swoimi kwalifikacjami i umiejętnościami dla wspólnoty.Prace Wrighta wpłynęły też na wielu architektów i powstanie tzw. stylu organicznego w architekturze. Trudno jednak znaleźć przykłady budowli, które dorównałyby geniuszowi Wrighta.
Przeciętni Amerykanie raczej nie czerpali z tej spuścizny. Do dzisiaj preferują domy w tradycyjnym stylu, zwykle piętrowe, z kominkiem przy ścianie a nie pośrodku, z mnóstwem małych pokoi, korytarzyków i skrytek. Zagracone bibelotami i obrazami, najlepiej, kiedy wyróżniają się czymś od domu sąsiada, zamiast wtapiać w krajobraz, jak postulował Wright. Jakość zwykle przegrywa z rozmiarem, domy stawia się z coraz lichszych materiałów. Praktyczność i chęć obnoszenia się pozornym bogactwem kolejny raz wygrała z nieco utopijnymi ideami.
Czytaj też:
Grant, nie TrumpCzytaj też:
Plajty, które zmieniły światCzytaj też:
Walentynkowa masakra. Porachunki gangów
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.