Prawosławny stalinizm jest jednym z najbardziej charakterystycznych przejawów czerwono-brunatnego sojuszu skrajnej prawicy i skrajnej lewicy we współczesnej Rosji. Artystycznym wyrazem tej specyficznej postawy ideowej jest stalinowska ikonografia. Współcześni apologeci sowieckiego tyrana często są również w znaczeniu dosłownym jego wyznawcami. Wielu z nich traktuje generalissimusa jak świeckiego świętego. Kult Stalina przybiera formę niekanonicznego odłamu prawosławia, który ma jednak niewiele wspólnego z jakimkolwiek wyznaniem chrześcijańskim. Gazeta „Zawtra” 28 maja 2015 roku poinformowała, że na Polach Prochorowskich ojciec Afinogen, mnich z monasteru na świętej górze Athos, odmówił litanię za dusze poległych podczas wielkiej wojny ojczyźnianej czerwonoarmistów przed ikoną „Matki Bożej Mocarstwowej” (Богоматерь Державная).
Niniejszy tekst to fragment książki Macieja Pieczyńskiego pt. „Stalin wiecznie żywy. Obraz czerwonego cara we współczesnej publicystyce, literaturze i teatrze rosyjskim”, wyd. Instytut Pileckiego
Ikona przedstawia Stalina w mundurze generalissimusa, w otoczeniu „marszałków Zwycięstwa”, czyli najwyższych dowódców Armii Czerwonej w końcowej, zwycięskiej fazie II wojny światowej. Nad nimi widnieje wizerunek Marii z Dzieciątkiem Jezus. Miejsce nie było przypadkowe. Na Polach Prochorowskich doszło do jednego z epizodów bitwy na łuku kurskim. Dziś znajduje się tutaj muzeum tego przełomowego dla losów wojny niemiecko-sowieckiej wydarzenia. Na pamiątkę bitwy od 2002 roku co dwa lata przyznawana jest nagroda literacka Pole Prochorowskie za najlepszy utwór o tematyce patriotycznej. Ikonę „Matki Bożej Mocarstwowej” napisali artyści z Rybińska na zamówienie Klubu Izborskiego – nacjonalistycznego i ultrakonserwatywnego think tanku, którego założycielem i przewodniczącym jest Aleksandr Prochanow. Od inicjatywy odcięła się Cerkiew. Przedstawiciele metropolii biełgorodzkiej wydali w tej sprawie specjalne oświadczenie, w którym stwierdzili, że obraz Matki Bożej ze Stalinem i marszałkami, choć jest utrzymany w stylu ikonograficznym, to jednak nie może być uważany za ikonę. „Po pierwsze, żadna z przedstawionych postaci historycznych nie została kanonizowana. Po drugie, niektórzy z przedstawionych byli zadeklarowanymi prześladowcami Cerkwi” – argumentowało biuro prasowe metropolii. Oświadczenie zawierało też komentarz ujmujący „ikonę Stalina” w szerszym kontekście: „Obraz, napisany na zamówienie Klubu Izborskiego […] jest swego rodzaju manifestem oraz ilustracją idei tak zwanej religii państwowej, która jest sprzeczna z objawioną przez Boga religią oraz z nauczaniem Cerkwi prawosławnej”. Ponadto z informacji przedstawionych przez biuro prasowe wynika, że ojciec Afinogen, który poprowadził modlitwę, nie należy do duchowieństwa metropolii biełgorodzkiej. W oświadczeniu nazwano go „kieszonkowym hieromnichem pana Prochanowa”.
To ikona, na której Bóg swoją ręką kieruje działaniami generalissimusa i marszałków wielkiej wojny ojczyźnianej
Ikona została poświęcona w Swieńskim Monasterze Zaśnięcia Matki Bożej w Briańsku, a następnie – na terenie bazy lotniczej ciężkich bombowców strategicznych w mieście Engels, dokąd przywiózł ją sam Prochanow. Obraz z wizerunkiem Marii z Dzieciątkiem oraz Stalina wystawiono wprost na płycie lotniska wojskowego. „To ikona, na której Bóg swoją ręką kieruje działaniami generalissimusa i marszałków wielkiej wojny ojczyźnianej. W przygotowaniu są co najmniej dwie kolejne: jedna poświęcona paradzie [na placu Czerwonym] z 1941 roku, druga – paradzie z 1945 roku” – mówił Prochanow podczas uroczystej ceremonii poświęcenia obrazu. Przewodniczący Klubu Izborskiego wyraził nadzieję, że bombowiec z obdarowanej ikoną jednostki, „przelatując nad Ameryką, pokaże wojenną potęgę Rosji, jakby mówiąc «nie pal głupa, Ameryko!»”.
Nie była to pierwsza wizyta Prochanowa w bazie lotniczej w Engelsie. Rok wcześniej jeden z bombowców strategicznych Tu-95M otrzymał nazwę „Izborsk” na cześć think tanku. „Wyjaśnienie w sprawie incydentu, do którego doszło w engelskiej bazie lotniczej” opublikowała prawosławna metropolia saratowska. Jak wynika z noty, dowództwo jednostki wojskowej zaprosiło ojca Wissariona z eparchii pokrowskiej, aby pobłogosławił załogę samolotu szykującą się do wykonania konkretnego zadania. Według wersji przedstawionej przez metropolię nikt nie uprzedził władz eparchii, że na lotnisku pojawi się obraz Stalina. Ojciec Wissarion „wykazał się rażącą niekompetencją, brakiem duchowego rozsądku, odprawiając modlitwę przed niekanonicznym obrazem, nieuznanym przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną i niebędącym ikoną w pełnym tego słowa znaczeniu. Sam duchowny tłumaczy się brakiem doświadczenia i rozkojarzeniem (funkcję prezbitera pełni od roku)” – wyjaśnia metropolia, zapewniając jednocześnie, że duchowny zostanie ukarany. Inicjatywę Prochanowa nazwano „jawną prowokacją”. Starania szefa Klubu Izborskiego, aby „wszelkimi dostępnymi sposobami” stworzyć religijny kult „pseudoikony z wizerunkiem Józefa Stalina” metropolia określiła mianem oburzających i wyraziła z ich powodu ubolewanie. „Władze Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej niejednokrotnie podkreślały, że kanonizacja prześladowcy Cerkwi i organizatora krwawych, masowych represji jest niemożliwa, że sam ten pomysł jest absurdem. Próby rehabilitacji stalinizmu, podejmowane przez Aleksandra Prochanowa i członków Klubu Izborskiego, są oparte na ordynarnym wypaczeniu religijnych i patriotycznych uczuć” – oświadczyli przedstawiciele metropolii.
Dowództwo jednostki wojskowej zaprosiło ojca Wissariona z eparchii pokrowskiej, aby pobłogosławił załogę samolotu szykującą się do wykonania konkretnego zadania. Według wersji przedstawionej przez metropolię nikt nie uprzedził władz eparchii, że na lotnisku pojawi się obraz Stalina
Pomysłodawca ikony wyartykułował swoje stanowisko w rozmowie z „Komsomolską Prawdą”. „Cerkiew, jako społeczność, ma swój zestaw wartości. Należę do tej społeczności. Jestem człowiekiem prawosławnym, wierzącym z całego serca” – tłumaczył Prochanow. Jednocześnie zaprzeczył, jakoby była to „ikona Stalina”: „To jest ikona Matki Bożej Mocarstwowej. Mocarstwowej, rozumie pan? Przedstawione na niej jest nasze mocarstwo, które wywalczyło zwycięstwo wielkiej ojczyźnianej. Dlatego jest na niej przedstawiony Stalin w mundurze generalissimusa”. Wskazywał, że na ikonie ani Stalin, ani żaden z tak zwanych marszałków Zwycięstwa nie mają nad głowami aureoli. „Oni są po prostu świadkami tego, że Mocarstwowa Matka Boża […] uświęca naszą władzę i nasze państwo rosyjskie” – tłumaczył Prochanow na antenie radia Goworit Moskwa. W ten sposób bronił się przed zarzutem o profanację.
Echo Moskwy poprosiło o komentarz w tej sprawie wiceszefa oddziału spraw zagranicznych Patriarchatu Moskiewskiego Wsiewołoda Czaplina. Ojciec Czaplin przyznał, że ikona nie przedstawia sowieckiego dyktatora jako świętego. Dodał jednak, że wszelkie przedstawienia ikonograficzne powinny otrzymać akceptację Cerkwi. Tego w tym wypadku zabrakło. Z kolei w rozmowie z rosyjską redakcją BBC do skandalu odniósł się ojciec Jakow Krotow, duchowny Prawosławnej Cerkwi Ukrainy pochodzenia rosyjskiego, znany publicysta Radia Swoboda.
Ze ściśle kanonicznego punktu widzenia na ikonie obok świętego można postawić nawet szatana, ale w tym wypadku jest oczywiste, że to właśnie Stalin pełni rolę centralną. Z Cerkwią jako organizacją religijną to nie ma nic wspólnego. Jest to restauracja samodzierżawia połączonego z leninizmem, restauracja systemu opartego na zduszeniu wolności człowieka. – argumentował ojciec Krotow.
Stalinowska ikonografia wyrasta nie tylko z tradycji cerkiewnej, ale również z tradycji socrealizmu. Portrety Stalina, podobnie jak ikony, w epoce stalinizmu postrzegano jako obrazy performatywne, wywołujące zmianę w widzu. Celowo malowane były w barwach, które nawiązywały do cerkiewnej symboliki kolorystycznej. W trakcie procesu twórczego i po jego zakończeniu malarze i krytycy sztuki opisywali portrety Stalina, używając terminów, które od dawna wykorzystywano w dyskusjach o tworzeniu ikon.
Ze ściśle formalnego punktu widzenia Prochanow ma rację, gdy zapewnia, że nie dopuścił się samowolnej kanonizacji Stalina. Z drugiej strony formalności nie są tutaj najistotniejsze. Jednocześnie bowiem przewodniczący Klubu Izborskiego otwarcie opowiada się za oficjalną kanonizacją generalissimusa przez Cerkiew. Mówił o tym w cytowanej już wypowiedzi dla radia Goworit Moskwa. Wyraził przekonanie, że z czasem bohaterowie wielkiej wojny ojczyźnianej doczekają się kanonizacji. „Zwycięstwo w wojnie lat 1941–1945 uważane jest za święte, dlatego że w tej wojnie zderzyły się siły piekielne z siłami rajskimi. Piekielne siły – to Hitler i faszyzm. Rajskie siły – to Związek Sowiecki. Liderem zwycięstwa jest Józef Wissarionowicz Stalin. To on jest liderem świętego Chrystusowego zwycięstwa” – oznajmił Prochanow.
Portrety Stalina, podobnie jak ikony, w epoce stalinizmu postrzegano jako obrazy performatywne, wywołujące zmianę w widzu. Celowo malowane były w barwach, które nawiązywały do cerkiewnej symboliki kolorystycznej
Tradycyjnie ikona jest czymś więcej niż obraz, upiększenie cerkwi czy ilustracja do Pisma Świętego. Jej natura semiotyczna opiera się na tożsamości znaku i znaczenia. Ikona jest nie tylko przedstawieniem, ale również tym, co przedstawia, czyli świętością. Postmodernistyczny myśliciel Jean Baudrillard dostrzegał z kolei w ziemskim przedstawieniu Boga symulację jego istnienia. Symulować, definiuje filozof, znaczy zaś udawać, że się posiada coś, co tak naprawdę nie istnieje. Baudrillard uważał, że ikona jako znak niejako zastępuje znaczenie, czyli Boga, prowadząc do jego metaforycznej śmierci. Tego rodzaju rozważania legły u podstaw teorii symulakrów, czyli fałszywych obrazów, kopii pozbawionych oryginału, znaków, które nie odsyłają już do swojego pierwotnego znaczenia. Podobny charakter ma ikona Stalina. Jest symulakrum podwójnym. Fałszywym obrazem Stalina jako pogromcy zła, „lidera Chrystusowego zwycięstwa”, wybitnego dowódcy wojskowego oraz fałszywym obrazem Stalina jako władcy chrześcijańskiego, natchnionego przez Matkę Bożą. Symulakrum stalinizmu i prawosławia jednocześnie. Z drugiej strony ikona jest prawdziwym obrazem, znakiem odsyłającym do realnego znaczenia paradoksalnego zjawiska, jakim jest prawosławny stalinizm.
Autor „Piątego Stalina” bardzo często przedstawia wojnę sowiecko-niemiecką jako starcie Dobra ze Złem w znaczeniu religijnym, chrześcijańskim. Prawosławny stalinizm pod jego piórem przybiera bodaj najbardziej poetycką, quasi-mistyczną, quasi-religijną postać. Według Prochanowa w 1945 roku Związek Sowiecki odniósł zwycięstwo „nie tylko nad najpotężniejszą armią Europy, nie tylko nad Niemcami, nie tylko nad magicznym geniuszem Hitlera”. To było zwycięstwo odniesione nad „głębokim światowym mrokiem, nad czarną otchłanią, z której na cały świat rozlewało się inferalne, piekielne zło”. Było to „zwycięstwo nad absolutnym wszechświatowym złem, które ciągnęło człowieka w piekielną przepaść”. Dlatego było to „święte zwycięstwo” w „świętej wojnie”.
Obraz „Matki Bożej Mocarstwowej” z Dzieciątkiem Jezus, generalissimusem Stalinem i marszałkami Armii Czerwonej nie jest w świetle kanonu prawosławnego ikoną. Oficjalnie Cerkiew nie uznała sowieckiego dyktatora za świętego. To jednak nie przeszkadza prawosławnym stalinistom twierdzić, że generalissimus jest „święty”. W tej ortodoksyjnej formie, promowanej przez Klub Izborski, prawosławny stalinizm jest zjawiskiem marginalnym. Funkcjonuje jednak również w wersji łagodniejszej, bardziej liberalnej, która stała się częścią głównego państwowego nurtu. Tę wersję można określić mianem kultu zwycięstwa w wielkiej wojnie ojczyźnianej. Kapłanem tego kultu jest sam Władimir Putin. Nieprzypadkowo używam metaforyki, bliskiej neostalinowskim mistykom z Klubu Izborskiego. Państwowy kult zwycięstwa nad III Rzeszą wykracza poza ramy polityki historycznej. Staje się świecką religią, podobnie jak ortodoksyjny stalinizm. Z tą jedynie różnicą, że Kreml oficjalnie nie nawołuje do kanonizacji Stalina, nie wspiera stalinowskiej ikonografii ani nie proponuje kanonizacji generalissimusa czy jakiegokolwiek innego dowódcy z czasów II wojny światowej. Jak już wykazałem, sowiecki dyktator pojawia się w rocznicowych przemówieniach Putina, który wiele jego działań chwali, wiele usprawiedliwia, część ostrożnie krytykuje. Coraz śmielej podkreślając pozytywną rolę Stalina, prezydent Rosji wciąż jednak na poziomie państwowym nie forsuje religijnego kultu tej postaci. W warstwie zewnętrznej, oficjalnej religijną czcią otoczone jest samo „zwycięstwo nad faszyzmem”. Stalin nie pojawia się wprost jako święty czy bóstwo. W podtekście religii zwycięstwa, kreowanej na oficjalnym poziomie państwowym, rola generalissimusa jest jednak coraz bardziej dostrzegana. Kapłani kultu „świętej wojny”, jak w nawiązaniu do słynnej pieśni nazywana jest przez Rosjan wielka wojna ojczyźniana, nadal oficjalnie nie kanonizowali naczelnego wodza zwycięskiej armii, niemniej coraz chętniej wyrażają uznanie dla jego militarnych i politycznych zasług.
Autor „Piątego Stalina” bardzo często przedstawia wojnę sowiecko-niemiecką jako starcie Dobra ze Złem w znaczeniu religijnym, chrześcijańskim. Prawosławny stalinizm pod jego piórem przybiera bodaj najbardziej poetycką, quasi-mistyczną, quasi-religijną postać
Ikonografia prawosławnego stalinizmu nie ogranicza się do skandalicznych przedstawień generalissimusa z „Matką Bożą Mocarstwową”. Ikonę w pewnym sensie przypomina również sam obraz triumfu Armii Czerwonej, który kreuje państwowa (Putin i jego polityka historyczna) czy propaństwowa (publicystyka Prochanowa) propaganda. Taki właśnie charakter ma autoobraz „świętego zwycięstwa nad faszyzmem”. W tym wypadku również mamy do czynienia z symulakrum. Autoobraz ten symuluje sakralny charakter dokonań Stalina. Jest współczesną kopią nigdy nieistniejącego oryginału, fałszywym obrazem świetlanej przeszłości, wskazującym drogę ku politycznej przyszłości znakiem, który nie ma nic wspólnego ze swoim religijnym znaczeniem, i tylko w minimalnym stopniu odsyła do swojego historycznego znaczenia.
Niemniej Prochanow zachwyca się owym, wytworzonym przez putinowskich polittechnologów, fałszywym autoobrazem wielkiej wojny ojczyźnianej, znajdującym wyraz w quasi-mistycznym kulcie zwycięstwa. Pisarz z aprobatą odnotowuje, że parady rocznicowe 9 maja na placu Czerwonym przypominają religijne misteria: „Nieprzypadkowo [Siergiej] Szojgu, wjeżdżając na plac od strony Bramy Spasskiej, czyni znak krzyża, jak gdyby wchodził do cerkwi lub monasteru”.
Najbardziej uduchowionym, najbardziej nasączonym chrześcijańską symboliką elementem obchodów 9 maja jest (tu wypada wyjątkowo zgodzić się z Prochanowem) akcja znana pod nazwą „Nieśmiertelny pułk”. Jej uczestnicy maszerują ulicami miast, niosąc w milczeniu zdjęcia swoich przodków, członków rodziny, którzy walczyli w wielkiej wojnie ojczyźnianej. Z jednej strony po raz kolejny narzucają się skojarzenia z ikonografią, jeszcze bardziej dosłowne niż w przypadku ogólnego, quasi-religijnego charakteru tego wciąż jeszcze oficjalnie świeckiego święta. Z drugiej strony, nawet jeśli czysto hipotetycznie uznać, że żołnierze Armii Czerwonej walczyli w słusznej, świętej sprawie (co byłoby nadużyciem semantycznym, historycznym, wreszcie moralnym), ikona co do zasady nie może w centrum uwagi przedstawiać osoby świeckiej, pozbawionej aureoli świętości. Z trzeciej strony trudno uznać zdjęcia osób bliskich za obrazy fałszywe. Szczególnie że akurat „Nieśmiertelny pułk” jest inicjatywą oddolną.
Nieprzypadkowo [Siergiej] Szojgu, wjeżdżając na plac od strony Bramy Spasskiej, czyni znak krzyża, jak gdyby wchodził do cerkwi lub monasteru
Po raz pierwszy zorganizowany został w 2011 roku w syberyjskim Tomsku przez trójkę lokalnych dziennikarzy. Dopiero później akcja rozszerzyła się na cały kraj i została podchwycona przez władze państwowe. W 2015 roku po raz pierwszy „Nieśmiertelny pułk” przemaszerował przez plac Czerwony, a wśród jego uczestników znalazł się sam Władimir Putin niosący portret swojego ojca. Prochanow dostrzega w tej inicjatywie coś więcej niż tylko upamiętnienie weteranów:
Jest to zjawisko absolutnie mistyczne i tajemne, dlatego że „Nieśmiertelny pułk” niemal w całości odtwarza paschalną procesję z krzyżem, kiedy to żywi oczekują wskrzeszenia zmarłych, niosąc w swoich rękach obrazy bohaterów i męczenników minionej wojny i pragną ich wskrzesić, nie pozwolić im umrzeć, nie dać im się pogrążyć w odmętach zapomnienia. Jednak w pewnym momencie paschalna procesja przechodzi zadziwiającą przemianę. Powstaje wrażenie, że ci, których fotografie są niesione nad głowami, biorą na ręce tych, którzy je niosą. I niosą nas, obecnie żyjących, nie pozwalają nam zginąć, nie pozwalają nam odejść. I to jest właśnie „styl putinowski”.
Paschalna procesja z krzyżem, do której nawiązuje neostalinista, to prawosławna tradycja wielkanocna. W nocy z Wielkiej Soboty na Wielką Niedzielę, tuż przed północą, wierni ze sprawującym liturgię księdzem na czele trzykrotnie obchodzą świątynię, niosąc krzyż, świece, chorągwie i ikony. Procesja symbolizuje kobiety, które niosły wonne zioła do grobu Jezusa, zastały puste miejsce i dowiedziały się o zmartwychwstaniu. Jak pamiętamy, „Zwycięstwo jest Chrystusem”. Idąc tropem pseudoreligijnych skojarzeń Prochanowa, wielka wojna ojczyźniana odgrywa rolę Męki Pańskiej, zaś sam triumf nad III Rzeszą to „zmartwychwstanie”. „Nieśmiertelny pułk” natomiast jest procesją, która za każdym razem odtwarza historię pustego grobu. Chrystusem jest tu jednak bohater zbiorowy – jego boskością są bowiem obdarzeni wszyscy uczestnicy wojny. Kult zwycięstwa zapewnił im nieśmiertelność.
Niniejszy tekst to fragment książki Macieja Pieczyńskiego pt. „Stalin wiecznie żywy. Obraz czerwonego cara we współczesnej publicystyce, literaturze i teatrze rosyjskim”, wyd. Instytut Pileckiego. Z tekstu usunięto przypisy.
Czytaj też:
Alfabet bestii BierutaCzytaj też:
Polskie natchnienie CwietajewejCzytaj też:
Ścięte głowy katów wielkiego terroru
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.