Dziś przypomnę niektóre sylwetki ludzi, o których Polska powinna pamiętać.
Ksiądz Józef Joniec – góral spod Limanowej. Do Smoleńska poleciał jako inicjator akcji „Katyń – ocalić od zapomnienia": jej celem było posadzenie 21 473 „Dębów Pamięci" – tylu, ilu Polaków z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie, Satrobielsku, Miednoje zginęło z rąk sowieckich katów. Jednak szerszej opinii publicznej dał się poznać przede wszystkim jako inicjator sportowych „parafiad" przez które przewinęły się dziesiątki tysięcy młodych Polaków z parafii od Ustrzyk po Świnoujście, ale także – uwaga, bo szczególna mu za to chwała! – tysiące przedstawicieli polskiej młodzieży z dawnych Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej. Jego oczkiem w głowie była katolicka szkoła podstawowa i liceum na warszawskich Siekierkach. Można go tam było spotkać codziennie. Większość dzieciaków, które tam chodziły znał z imienia. Ich rodzice wspominają go z rozrzewnieniem do dziś. Żył tylko 51 lat, a zrobił tak wiele. „Przeszedł czyniąc dobrze" – i spoczął w Świątyni Opatrzności Bożej na Wilanowie – w godnym miejscu: obok prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Nie zdążyłem zadać mu jednego pytania. Gdy miałem osiem czy dziewięć lat helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego ze mną jako pacjentem lądował na zaimprowizowanym lądowisku przy podstawówce w Limanowej. Czy w morzu zaciekawionych uczniów, którzy zbiegli się wokół szkolnego boiska byłeś może i Ty, przyszły księże Józefie?
Andrzej Kremer – wiceminister spraw zagranicznych, Krakus, jeden z wielu absolwentów UJ, którzy zasilili administrację państwową w wolnej Polsce. Nie zdążył obronić habilitacji. Biegle znał niemiecki – był konsulem w Hamburgu i Bonn, ale wykładał też na uczelni w Bochum. Dla mnie wzór profesjonalnego dyplomaty – państwowca. Zostawił trzech synów. Został pochowany na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Stefan Melak z zasłużonego dla Polski klanu Melaków (miał trzech braci: późniejszego posła Andrzeja, Arkadiusza i Sławomira). Miałem 18 lat, gdy pan Stefan dokonał nieprawdopodobnego konspiracyjnego wyczynu: postawił kilkutonowy (!), pierwszy w Polsce Pomnik Katyński, zresztą wykonany przez jego brata Arkadiusza. Po interwencji ambasady sowieckiej wielka bryła – pomnik została usunięta z warszawskich Powązek. Zapamiętam go jako ciepłego człowieka całkowicie skupionego na Polsce. Został pochowany tam, gdzie dokonał swojej historycznej akcji zainstalowania pomnika poświęconego rodakom, którzy zginęli w Katyniu. Jego śmierć pod Smoleńskiem miała symboliczny wymiar. Pozostawił córkę Gabrielę. Internowany w stanie wojennym, był członkiem KPN, a potem PiS.
Piotr Nurowski – prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Znałem go przez siedemnaście lat aż do śmierci i lubiłem. Był z innej politycznej bajki niż ja, ale dla mnie ważniejsza była jego autentyczna pasja do polskiego sportu. Zaufany człowiek Zygmunta Solorza. Jeden z najważniejszych ludzi Polsatu, niegdyś dyplomata, prezes Elektrimu, niespodziewanie wygrał wybory na szefa polskiego ruchu olimpijskiego w kontrze do popieranego przez prezydenta Kwaśniewskiego Stefana Paszczyka. Dziś polskiemu sportowi brakuje takich ludzi, jak on. Niegdyś ministrant w Sandomierzu, potem skręcił w lewo, ale od polityki czy dyplomacji chyba zawsze dla niego ważniejszy był sport. Pochowany na warszawskich Powązkach, osierocił dwie córki.
Czytaj też:
Ludzie ze Smoleńska (cz. II)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.