Na początku sierpnia światowe media obiegła tragiczna wiadomość. Trzydziestodziewięcioletni kolumbijski senator Miguel Uribe, kandydat w wyborach prezydenckich, zmarł w szpitalu po tym, jak dwa miesiące wcześniej został postrzelony w głowę podczas wiecu wyborczego. Sprawcą okazał się 17-latek, jednak motywy tej zbrodni nie zostały jeszcze wyjaśnione. Starsi Kolumbijczycy siłą rzeczy musieli wracać w myślach do podobnych tragicznych chwil z sierpnia 1989 r., gdy ich kraj pogrążony był w brutalnej wojnie, którą Pablo Escobar, cesarz kokainy, wydał rządowi Kolumbii. Na zlecenie Escobara zamordowany został wówczas – również podczas wiecu wyborczego – Luis Carlos Galán, liberalny polityk, który prowadził swoją kampanię prezydencką pod hasłem ostrej rozprawy z narkoterrorystami, czyli przede wszystkim z Escobarem. Główną bronią w tej wojnie państwa z narkoterrorem miała być ekstradycja do USA – szefowie karteli bali się jej jak ognia, ponieważ wiedzieli, że jeżeli raz trafią do amerykańskiego więzienia za przemyt narkotyków, to już nigdy z niego nie wyjdą. Z kolei ewentualne zamknięcie za kratami w Kolumbii zawsze dawało im możliwość jakiegoś manewru i wcale nie musiało być równoznaczne z ostateczną utratą wolności (nie mówiąc już o tym, że dużo łatwiej było im stworzyć sobie luksusowe warunki odsiadki).
Galán był wielkim proponentem umowy ekstradycyjnej z USA, co doprowadzało Escobara do furii. Rok 1989 zapisał się w pamięci Kolumbijczyków co najmniej z jeszcze jednego powodu. Trzy miesiące później, w listopadzie, miało dojść do jeszcze bardziej spektakularnego zabójstwa kandydata na prezydenta, który zagrażał Escobarowi. W rezultacie tego ataku zginęło jednak ponad 100 osób.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.