Kto otruł Józefa Stalina?
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Kto otruł Józefa Stalina?

Dodano: 
Józef Stalin
Józef Stalin Źródło: Wikimedia Commons / Bundesarchiv
Sowiecki dyktator bezwzględnie mordował swoich współpracowników. W końcu współpracownicy zamordowali jego. Otruł go prawdopodobnie Ławrentij Beria, który wkrótce sam został wyeliminowany. W pokazowym procesie oskarżono go m.in. o porywanie przypadkowych kobiet z ulic Moskwy i gwałcenie ich w tajnych mieszkaniach.

Była godz. 22, gdy ochroniarze pracujący na daczy Józefa Stalina w Kuncewie wreszcie otrząsnęli się z letargu i odważyli się podjąć działania. Nerwowa atmosfera narastała w strażnicy od kilku godzin. Od rana Stalin nie dawał żadnych oznak życia. Dopiero o godz. 18.30 zapaliło się światło w jednym z zajmowanych przez niego pokoi, a potem znowu zapadła głucha cisza. Choć funkcjonariusze ochrony przeczuwali, że stało się coś złego, ich paniczny strach przed dyktatorem sprawiał, że bali się wejść do części kompleksu zamieszkanej przez Stalina. Do tej pory robili to wyłącznie, gdy sowiecki przywódca nacisnął dzwonek.

Dopiero późnym wieczorem jeden z nich, Piotr Łozgaczow, wziął pod pachę wieczorną pocztę z KC i niepewnym krokiem wszedł do części kompleksu, w której mieszkał sowiecki dyktator. Idąc, starał się robić jak najwięcej hałasu, aby Stalin nie mógł mu zarzucić, że się do niego podkradał. Gdy Łozgaczow dotarł do jadalni, jego oczom ukazał się przerażający widok. Wódz światowej rewolucji leżał na podłodze w kałuży moczu, jedną rękę miał mocno wykrzywioną i podwiniętą pod tułów. Miał na sobie tylko spodnie od pidżamy i podkoszulek. Obok leżał zegarek i egzemplarz „Prawdy”. Na stole stała zaś otwarta butelka wody mineralnej. Z gardła Stalina wydobywał się głuchy charkot.

Ochroniarze natychmiast przenieśli dyktatora na kanapę. W tym momencie zauważyli, że w przeciągu minionej nocy – a być może w ciągu ostatnich kilku godzin – Stalin całkowicie osiwiał. Funkcjonariusze wpadli w panikę, nie wiedzieli, co robić. Zadzwonili do ministra bezpieczeństwa publicznego Siemiona Ignatiewa, ale ten odesłał ich do Ławrentija Berii – prawej ręki Stalina. Według tajnych dyrektyw tylko on mógł bowiem wydać decyzję o sprowadzeniu lekarza do Stalina.

Problem w tym, że Beria był nieuchwytny. Jak się później okazało, spędzał wieczór w jednej ze swoich potajemnych kwater z nową kochanką. Odezwał się dopiero po dłuższym czasie. Przez telefon stanowczo zabronił ochroniarzom podejmowania jakichkolwiek działań dopóty, dopóki nie pojawi się w Kuncewie. Zakazał im kogokolwiek informować o zapaści wodza. Do daczy mu się jednak nie spieszyło, przyjechał razem z Gieorgijem Malenkowem dopiero około godz. 3 w nocy. Był poniedziałek 2 marca 1953 r.

Wódz odpoczywa

Malenkow był tak przerażony, że wchodząc do daczy, zdjął buty i wsadził je pod pachę. Uznał bowiem, że za bardzo skrzypią i mogłyby przeszkadzać Stalinowi. Tak stanął przed łóżkiem dyktatora. Beria był znacznie pewniejszy. Gdy zobaczył Stalina w stanie agonalnym, w jego oczach pojawił się błysk satysfakcji. Podobno czuć było od niego mocno alkohol.

Obaj sowieccy dygnitarze spędzili kilka chwil w pokoju konającego Stalina, po czym Beria powiedział do ochroniarzy coś zdumiewającego:

– Co to ma znaczyć?! Chcecie wywołać panikę? Nie widzicie, że towarzysz Stalin mocno śpi!

Gdy Łozgaczow próbował nieśmiało zaprotestować, Beria zaczął na niego krzyczeć:

– Nie zawracajcie nam głowy! Dajcie odpocząć towarzyszowi Stalinowi! Nie wolno go niepokoić.

Tak też się stało. Nikt nie ośmieliłby się bowiem złamać rozkazu demonicznego Berii, który w Sowietach był panem życia i śmierci. Sprowadził doktorów dopiero nad ranem. Gdy pojawili się w daczy i powiedziano im, co się stało, byli tak zdenerwowani, że nie mogli pracować. Dentysta, który wyjął sztuczną szczękę dyktatora, upuścił ją na ziemię, lekarzom tak trzęsły się ręce, że nie mogli rozebrać bezwładnego pacjenta.

Wreszcie postawili diagnozę: „Wylew krwi do mózgu” i spowodowany nim paraliż połowy ciała. Teoretycznie można było próbować ratować życie dyktatora, operacyjnie udrożniając naczynie krwionośne, w którym powstał zakrzep. Żaden z lekarzy nie ośmielił się jednak podjąć tego zadania. Nietrudno sobie wyobrazić, co by się stało z doktorem, pod którego nożem umarłby sowiecki imperator.

Zabijają go dranie!

W tym samym czasie na daczę sprowadzono dzieci Stalina – Swietłanę i Wasilija. Ten ostatni, nałogowy alkoholik, chodził po domu całkowicie pijany i krzyczał: „Zabijają go dranie! Mordują mojego ojca!”. Pogłębiło to jeszcze zdenerwowanie obecnych. Dacza, jak później opowiadali świadkowie, zaczęła przypominać dom wariatów. Surrealizm sytuacji pogłębiał fakt, że w sąsiednim pokoju najważniejsi działacze politbiura – Beria, Malenkow, Nikita Chruszczow i Nikołaj Bułganin – już prowadzili rozmowy na temat podziału władzy i stanowisk.

Chociaż cała czwórka liczyła na to, że Stalin jak najszybciej umrze, tylko Beria odważył się to okazywać. W pewnym momencie, stojąc obok łóżka Stalina, całkowicie stracił nad sobą kontrolę. Zaczął pluć na ziemię, wygrażać i wyzywać nieprzytomnego. Potem wybiegł z daczy, wsiadł do limuzyny i kazał się szoferowi zawieźć na Kreml. Tam rozpruł słynny sejf Stalina, z którego wyjął zbierane przez dyktatora dokumenty kompromitujące członków politbiura. Te poświęcone sobie miał zniszczyć. Inne zachował. W ten sposób – jak mu się wydawało – stał się panem sytuacji.

Tymczasem sytuacja na daczy stawała się coraz bardziej dramatyczna. Stalin wymiotował krwią i robił pod siebie. Wokół niego roztaczał się przeraźliwy fetor. Miał strasznie wykrzywioną twarz, nie było z nim żadnego kontaktu, wysiłki lekarzy nie dawały żadnych rezultatów. Stalin był w agonii.

Obecny w pokoju Chruszczow w ostatnim momencie kazał wyprowadzić z pokoju Swietłanę. Nikt go jednak nie posłuchał. Wszyscy jak zahipnotyzowani wpatrywali się w dyktatora. „Jego twarz ściemniała i zmieniała się – wspominała córka wodza. – Rysy stały się nierozpoznawalne. Dusił się na oczach wszystkich. Otworzył nagle oczy i powiódł wzrokiem po stojących dookoła. Było to przerażające spojrzenie na poły gniewne i przepełnione strachem przed śmiercią. Uniósł lewą rękę i pogroził nam wszystkim. W następnym momencie dusza, uczyniwszy ostatni wysiłek, wyrwała się z ciała”.

To był koniec. Stalin zmarł 5 marca o godz. 21.50. Próba reanimacji nic nie dała. Przerwano ją zresztą na polecenie Chruszczowa.

Następnego dnia szczekaczki na ulicach Moskwy ogłosiły, że „przestało bić serce genialnego kontynuatora dzieła Lenina, mądrego wodza i przywódcy partii komunistycznej oraz narodu sowieckiego”. Zwłoki dyktatora zostało niezwłocznie wysłane do instytutu, w którym wcześniej zabalsamowano ciało Lenina.A 150 mln obywateli Związku Sowieckiego musiało znowu robić to, do czego przywykło od 1917 r. – ukrywać głęboko swoje uczucia. Kazano im okazywać żal i smutek, ale w całym „komunistycznym raju” nie było człowieka, który tego dnia nie zasypiałby z uśmiechem na ustach.

Spisek Berii

Jaka była przyczyna zgonu towarzysza Stalina? Wszystko wskazuje na to, że został otruty. Padł ofiarą spisku zawiązanego przez wymienionych wyżej czterech kluczowych działaczy politbiura: Malenkowa, Bułganina, Chruszczowa i Berii. Głównym inicjatorem intrygi miał być ten ostatni. Cała czwórka w noc poprzedzającą zapaść Stalina odwiedziła go w jego daczy. Podczas kolacji Beria miał dosypać mu do wina warfaryny albo innego środka przeciwdziałającego krzepnięciu krwi. W ten sposób wywołał wylew.

– Wykończyłem go! Uratowałem nas wszystkich! – Beria chełpił się później przed Mołotowem i Woroszyłowem. Podobne słowa zapamiętał syn Berii, Sergo i przytoczył je w swoich wspomnieniach. Jego ojciec 3 lub 4 marca na krótko przyjechał do domu, żeby się przebrać.

– Stalin jest pozbawiony świadomości – powiedział żonie. – Lepiej byłoby dla niego, żeby umarł, gdyż jeśli przeżyje, to będzie tylko czymś w rodzaju warzywa.

Słysząc to, jego żona, fanatyczna bolszewiczka, zaczęła szlochać.

– Dziwna jesteś Nino – stwierdził Beria. – Jego śmierć ocaliła ci życie. Gdyby porządził jeszcze rok, nie przeżyłby żaden z członków biura politycznego.

Co miał na myśli? Wszystko wskazuje na to, że spisek był uderzeniem prewencyjnym. Tyran planował bowiem kolejną wielką czystkę dygnitarzy partyjnych. Czystkę, przy której wielki terror z 1937 r. byłby dziecinną igraszką. Pierwsze kule przeznaczone byłyby oczywiście dla członków polibiura, którym Stalin planował wytoczyć pokazowy proces. Była to rutynowa „wymiana kadr”, którą co jakiś czas przeprowadzał Stalin, aby pozbyć się prawdziwej, potencjalnej i wyimaginowanej konkurencji. Tym razem jednak jego uderzenie zostało uprzedzone.

Jako pierwszy, jeszcze w latach 70., spisek Berii i towarzyszy zrekonstruował były sowiecki aparatczyk, który podczas II wojny światowej przekroczył front i dostał się na Zachód – Abdurachman Awtorchanow. „Zagadka śmierci Stalina polega nie na tym, czy został on zamordowany, ale jak to się stało – pisał. – Postawieni przed alternatywą: kto ma umrzeć – Stalin czy całe polibiuro – członkowie tego ostatniego wybrali śmierć Stalina. I z ludzkiego punktu widzenia nie można ich za taki wybór winić. W historii państwa sowieckiego był to jedyny wypadek, kiedy interesy członków grupy rządzącej pokryły się z interesami narodu”.

Łańcuch śmierci

Polityczne mordy były stałym elementem sowieckiego mechanizmu władzy. Czołowi bolszewiccy aparatczycy – na czele ze Stalinem – olbrzymią część swojej energii poświęcali spiskom i walkom frakcyjnym. Jeden nierozważny ruch czy utrata czujności oznaczały, że natychmiast można było pójść na dno. Dzień można było rozpocząć za biurkiem ministerialnego gabinetu, a skończyć na Łubiance z wybitymi zębami i odbitymi nerkami. Rano można było mieć status fetowanego bohatera rewolucji, wieczorem wroga ludu: faszysty i agenta imperialistycznych wywiadów.

Inną metodą pozbywania się niewygodnych działaczy było skrytobójstwo. Według wielu historyków właśnie w ten sposób został zamordowany Lenin. Najpierw, w 1918 r., wpakowano mu kulę w kark (oficjalna wersja, według której zamachu dokonała wpółślepa eserówka Fanny Kapłan, nie jest warta funta kłaków), potem – w 1924 r. – go otruto. Wszystkie tropy w tej sprawie prowadzą do Stalina. Podejrzenie to potwierdza fakt, że przed śmiercią i zabalsamowaniem ciała pierwszego bolszewickiego dyktatora nie przeprowadzono badań toksykologicznych. A w 1953 r. w rozprutym sejfie na Kremlu Beria miał znaleźć dokumenty świadczące o tym, że Lenin planował usunąć Stalina z bolszewickiego kierownictwa.

Gdy Stalin przejął pełnię władzy, rozpoczęła się zaś regularna rzeź wysoko postawionych aparatczyków. Dyktator wymordował właściwie całą bolszewicką „starą gwardię”. Kamieniewowi, Żdanowowi, Bucharinowi i Radkowi wytoczono pokazowe procesy, Kirow i Trocki – któremu rozbito czaszkę czekanem – zostali zgładzeni w zamachach, w przypadku Ordżonikidzego sfabrykowano samobójstwo. Stalin nie zawahał się wydawać wyroków śmierci na swoich najbliższych przyjaciół. Lektura listów, które pisali do niego później z celi śmierci, jest głęboko wstrząsająca. Stalin wymordował całe kierownictwo Armii Czerwonej, ze słynnym marszałkiem Michaiłem Tuchaczewskim na czele. A po wykonaniu brudnej roboty eliminował nawet czekistów. Fale czerwonego terroru pochłonęły dwóch masowych morderców – Jagodę i Jeżowa.

Wreszcie jednak padł ofiarą własnych metod. W 1953 r. sowieccy aparatczycy już nie dali się wymordować. „Stalin się przeliczył – pisałAwtorchanow. „Otaczali go już nie ideowi naiwniacy lat dwudziestych i nie polityczni eunuchowie lat trzydziestych, lecz duchowe sobowtóry, ukształtowane przez niego samego na obraz i podobieństwo jego kryminalnego myślenia i działania. Ale wyżyny sztuki kryminalnej, dorównującej samemu Stalinowi osiągnął tylko Beria. Na szczęście narodów Związku Sowieckiego Bóg pozbawił Stalina rozumu, w momencie gdy skierował jego gniew przeciwko Berii”.

Upadek spiskowca

Na ironię zakrawa fakt, że także wszechpotężny, demoniczny Beria wkrótce po swoim największym triumfie, jakim było zabicie Stalina, stał się kolejnym ogniwem w długim łańcuchu zamordowanych sowieckich przywódców. A wszystkiemu była winna jego nadmierna pewność siebie. Beria był tak zaślepiony wizją zastąpienia Stalina, że nie dostrzegł przerażenia, jakie wzbudzał wśród współspiskowców. Chruszczow, Malenkow i Bułganin panicznie bali się Berii i nienawidzili go nie mniej niż zamordowanego tyrana. A skoro udało im się usunąć jednego dyktatora, to czemu nie spróbować drugi raz?

Ławrientij Beria został aresztowany 26 czerwca 1953 r. Nastąpiło to podczas zebrania Komitetu Centralnego. Nieoczekiwanie członkowie politbiura zaczęli miotać pod adresem Berii oskarżenia. Zaskoczony usłyszał, że jest prowokatorem, agentem obcych wywiadów i kontrrewolucjonistą. Beria zbyt często sam przeprowadzał podobne operacje, żeby nie zrozumieć, co się dzieje. Mimo to próbował się tłumaczyć, odwołać do „sumienia” kolegów. Prosił o wstawiennictwo Malenkowa, którego uważał za przyjaciela. Zapewniał, że jest dobrym komunistą… Nie było litości. Malenkow nacisnął guzik, który znajdował się pod biurkiem, i na salę wkroczył czekający na sygnał w sąsiednim pokoju marszałek Gieorgij Żukow z kilkoma uzbrojonymi w pistolety oficerami. Beria został wyprowadzony.

Wywieziono go do bunkra Moskiewskiego Okręgu Wojskowego. Tam w grudniu odbył się proces pokazowy Berii. Taki sam, jaki on wielokrotnie urządzał swoim ofiarom. Oprócz zarzutów natury politycznej wyciągnięto również jego wybryki seksualne, o których na sowieckich szczytach władzy krążyły legendy. Beria miał porywać młode kobiety z ulic Moskwy, wywozić je do swoich tajnych mieszkań i gwałcić.

Do dziś nie wiadomo, ile w tych materiałach było prawdy, a ile sfabrykowali śledczy. Co ważniejsze jednak, do dzisiaj nie wiadomo na pewno, jak dokładnie zginął Beria. Jego syn Sergo był przekonany, że ojca zastrzelono na miejscu jeszcze podczas aresztowania. Podczas urządzonego pół roku później procesu na ławie oskarżonych miał zaś zasiąść jego sobowtór. Chruszczow miał się obawiać, że Beria zza krat może zorganizować pucz i wymordować całe politbiuro. Dlatego kazał go wyeliminować natychmiast.

Według innych źródeł Beria został skazany na śmierć w grudniu 1953 r. i zabity znienacka strzałem w tył głowy przez generała Moskalenkę podczas wyjścia z sali sądowej. Inna wersja mówi o uduszeniu go przez Mikojana, Mołotowa czy nawet samego Chruszczowa. Ten ostatni przy różnych okazjach opowiadał zresztą o egzekucji i… za każdym razem przedstawiał inną wersję wydarzeń. Wiktor Suworow i większość badaczy przychyla się jednak do wersji, według której za spust miał pociągnąć gen. Paweł Baticki.

Simon Sebag-Montefiore opisał egzekucję w taki sposób: „Berię rozebrano do bielizny, skuto mu ręce i przytwierdzono do haka wbitego w ścianę. Rozpaczliwie błagał o darowanie życia, robiąc taki hałas, że trzeba było go zakneblować ręcznikiem. Spod bandaża, którym owinięto mu twarz, spoglądały jego wytrzeszczone, przerażone oczy. Kat – generał Baticki (awansowany później za to do stopnia marszałka) – strzelił mu prosto w czoło. Ciało poddano kremacji”.

I w ten sposób czerwony terror zatoczył pełne koło. Kolejny dyktator Związku Sowieckiego Nikita Chruszczow również stracił władzę w wyniku puczu, ale był pierwszym bolszewickim przywódcą, którego następca oszczędził i któremu pozwolił spokojnie przejść na emeryturę. To już jest jednak zupełnie inna historia.

Artykuł został opublikowany w 6/2013 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.