Szewc ze Zgorzelca prekursorem LGBT. Kto naprawdę uwięził nas w płynnej rzeczywistości
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Szewc ze Zgorzelca prekursorem LGBT. Kto naprawdę uwięził nas w płynnej rzeczywistości

Dodano: 
Jacob Böhme
Jacob BöhmeŹródło:Wikimedia Commons
Właśnie mija rocznica śmierci Jakuba Böhme. Prosty szewc z zagubionego na peryferiach zachodniej Europy Zgorzelca był twórcą filozoficzno-religijnych koncepcji, które zmieniły poszukujący swojej drogi protestantyzm, znacząco wpływając na postrzeganie w nim Boga, świata, dobra i zła. Być może też jego dziełem jest zapoczątkowanie dekonstrukcji tradycyjnego ich pojmowania, prowadzące Zachód w matnie relatywizmu i  negowania tradycyjnych wartości.

Jakub Böhme urodził się w 1575 r. w Starym Zawidowie (wówczas Alt Seidenberg) pod Zgorzelcem. Jego ojciec był średnio zamożnym chłopem, posiadajacym ok. 35 hektarów ziemi. Dziadek Jakuba wyemigrował tam prawdopodobnie z Czech na co wskazuje nazwisko, chociaż równie dobrze mógł być sudeckim Niemcem.

Mały Jakub był wątej postury. Nieśmiały i wrażliwy nie nadawał się na rolnika. Po ukończeniu miejscowej szkoły, gdzie głównie studiował Biblię, rodzice zdecydowali posłać go na naukę zawodu. Miał zostać szewcem, więc terminował w tym zawodzie, a przed czeladniczymi egzaminami udał się w podróż po bliższej i dalszej okolicy, żeby wzbogacić swoją praktykę u innych mistrzów. Od 1594 r. prawdopodobnie przebywał w Zgorzelcu, który pod rządami burmistrza astronoma i humanisty Bartłomieja Scultetusa był miejscowym ośrodkiem fermentu intelektualnego.

Wiosną 1599 r. Böhme kupił kram szewski przy Dolnym Rynku izostał wpisany w poczet mieszczan jako wykwalifikowany rzemieślnik. Zgodnie z prawem musiał w ciągu pół roku ożenić się i kupić w mieście dom. Tak też zrobił, kupując posesję położoną na Rabengasse na Nyskim Przedmieściu(dzisiaj przy ulicy Daszyńskiego 12) i żeniąc się w kościele pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła z Katarzyną Kuntzschmann, córką mistrza cechu rzeźników.

Z szewca filozof

Nic nie wskazywało, aby jego życie miało się znacząco różnić od życia innych zgorzeleckich mieszczan. Jednak w 1600 r., kiedy pracował w swoim warsztacie, Böhme dojrzał grę słonecznych blasków i cieni na stojącym na stole cynowym dzbanie. Böhme przyglądając się im, poczuł, że doznaje boskiego objawienia. Jak sam później pisał: „duch jego przeniknął nagle wszystko i rozpoznałem we wszelkim stworzeniu, także w chwaście i trawie, Boga: kim jest, jaki jest i jaka jego wola”. Musiało być to niezwykle intensywne przeżycie duchowe. Wybiegł z domu aż za miejskie mury i przez dłuższy czas dochodził tam do siebie.

To wydarzenie skłoniło go do przemyśleń na temat Boga, zła, dobra i ich wzajemnych stosunków. Następne 12 lat poświęcił na zrozumienie objawienia i jego właściwe wyartykułowanie, co jak wspominał miało się łączyć z niemal nadludzkim wysiłkiem umysłowym. Od przelewania myśli na papier odciągała go też pewnie intensywność życia rodzinnego i zawodowego. W latach 1600-1603 urodziło się jego trzech synów. Żeby utrzymać rodzinę musiał zaciągać długi, sprzedać też dopiero co spłacony dom, przenosząc się do innej części miasta. W 1610 r., po śmierci brata, przejął opiekę nad jego córką, co zmusiło go do podróżowania co tydzień do Starego Zawidowa. W 1611 r. urodził się jego czwarty syn. Chcąc się bardziej zaangażować w swoje studia intelektualne, Böhme sprzedał szewski kram, skupiając się na handlu skórami, co dało mu więcej czasu na metafizyczne pasje.

W końcu, w roku 1612, doznał ponownego objawienia i z satysfakcją równą wysiłkowi, który włożył w zrozumienie swojego objawienia zaczął spisywać swoje przemyślenia. Zajęło to 400 stron i czas od Nowego Roku do Zielonych Świątek, kiedy to rękopis nazwany „Aurora czyli Jutrzenka o poranku” został ukończony.

Doskonały w niedoskonałości

Głównym zagadnieniem, nad którym zastanawiał się w nim Böhme było istnienie zła. Niewytłumaczalne, jeżeli Bóg, który stworzył świat był czystym dobrem. Böhme jako typowy produkt niemieckiej reformacji, która przedkładała raczej rozum nad wiarę, nie mógł się pogodzić z ową dychotomią, którą Luter mętnie wyjaśniał istnieniem zła w Bogu i ludzką wolną wolą, przedstawianą jako szkapa, którą kieruje boża łaska. Luter wywodził, że człowiek jest sługą Boga, a ufność w nim bierze się ze strachu, a nie z wolnego wyboru kochającego człowieka.

Böhme wychodząc z podstaw protestanckiej teologii przesunął jej akcenty, tworząc, de facto, system znacząco się od niej różniący. Nie twierdził, jak protestantcy teologowie, że zło jest częścią bożego planu, pożądanym elementem, niezbędnym do zbawienia. Wręcz przeciwnie, „ze złej rzeczy nie może narodzić się rzecz dobra, lecz zła rzecz może wytworzyć następną”.

Odejście ludzkości od Boga było, co prawda, nieuniknione, ale zło odegrało raczej rolę katalizatora, dzięki któremu ludzie nabyli wiedzę niezbędną do osiągnięcia stanu harmonii i odkupienia. I to doskonalszego niż stan niewinności, którym cieszyli się Adam i Ewa przed zerwaniem owocu z drzewa. Mało tego, osiągnięcie przez ludzi owego stanu, pozwoliłoby również na uczynienie bardziej doskonałym samego Boga. Stałoby się to przez jego interakcje z procesem tworzenia, z elementami boskimi, ale też i nieboskimi, skażonymi złem, jednak mogącymi prowadzić do dobra. Decydującym elementem tego procesu miała być, postrzegana inaczej niż w luteranizmie, wolna wola - największy dar od Boga. Böhme położył na nią o wiele większy nacisk. Jak pisał, mimo że „odwodzona przez ziemskie wcielenie”, ze wsparciem łaski bożej potrafi czynić dobro. Dopiero posiadający wolną wolę człowiek może rozpocząć poszukiwania bożej łaski, niezbędnej do zbawienia. Było to de facto odejście od zasadniczych w luteranizmie pojęć „tylko wiary” i „tylko łaski”.

Böhme kładł też inne, bardziej ludzkie niż Luter akcenty na osobę Jezusa. Jego śmierć jako człowieka na krzyżu nie miała być ofiarą dla odkupienia ludzkości, ale aktem miłości do człowieka, podjętym z woli przyjęcia na siebie cierpienia. Cierpienia niezbędnego również Bogu dla stworzenia swojej doskonalszej postaci. Co więcej, ofiara Chrystusa sprawiała, że stan nowej harmonii możliwy jest do osiągnięcia przez ludzi jeszcze na ziemi.

W podobny - dialektyczny w stosunku do luteranizmu sposób - zgorzelecki szewc traktował Maryję. Podkreślał jej człowieczeństwo, odrzucając dogmaty o niepokalanym poczęciu i bezgrzesznosci matki Jezusa. Maryja nie jest w stanie łaski i bezgrzeszna bezwarunkowo – dlatego, że została wybrana przez Boga na matkę Jego Syna, ale dzięki swojej pokorze. Maryja zgodziła się na swoją rolę, używając swojej wolnej woli i dlatego dostąpiła łaski Boga. Jak wyjaśniał Böhme „Maryja nie poruszyła Słowa, to Słowo poruszyło Maryję”. Poglądy te różniły się znacząco zwłaszcza od następców Lutra, którzy marginalizowali Matkę Boga.

Wiara i rozum

O ile Luter traktował Chrystusa bardzie funkcjonalnie - jako Boga, któy przez śmierć na krzyżu wypełnił zadanie zbawienia ludzi, Böhme traktował go bardziej esencjalnie. Aby dostąpić zbawienia trzeba Go poznać jako osobę i naśladować. Wynikała z tego kolejna różnica - o ile Luter kładł nacisk na wiarę i łaskę boską, Böhme podkreślał konieczność zrozumienia, w co się wierzy. Lutrowi wystarczyło jedynie poznawanie Pisma Świętego, Böhme zakładał natomiast możliwość samodzielnego duchowego kontaktowania się z Bogiem, a więc mistycyzm. Bodaj najważniejszą konstatatacją było jednak stwierdzenie, że wiara i rozum nie są sprzeczne, albowiem obie pochodzą od Boga.

Właściwe miejsce i czas

W krótce po ukończeniu, Böhme oddał rękopis „Aurory” swojemu towarzyszowi od interesów i miejscowemu intelektualiście Karolowi Enderowi von Sercha. Ten kazał sporządzić kilka kopii. Traktat zaczął krążyć po Łużycach. Trafił między innymi w ręce nowego zgorzeleckiego proboszcza Gregora Richtera, ortodoksyjnego luteranina. Ten oskarżył Böhmego o herezję i kazał zdawać przed miejscowym duchowieństwem egzamin z zasad wiary. Szewc radził sobie z tym z łatwością, jednak dostał zakaz pisania kolejnych dzieł.

W tym czasie Böhme dużo podróżował w celach handlowych po Śląsku, poznając wielu szlachciców, uczonych i myślicieli religijnych, mających podobne zainteresowania. Głównym tematem ich rozmów była kwestia tzw. „Wielkiej Reformacji” – reformy protestantyzmu, która w pełniejszy sposób, niż zaplanował to Luter, zmieniłaby człowieka i świat. Stosując się do zakazu Böhme nie pisał, ale nadal wiele rozmyślał nad problemami, które opisał w „Aurorze”.

W 1618 r. wybuchła Wojna Trzydziestoletnia. Böhme który był świadkiem walk i okrucieństw, czuł się zwolniony z zakazu pisania. W ciągu sześciu lat powstało osiem wielkich dzieł mistyka, a także „Droga do Chrystusa”, która stała się najczęściej czytaną w Niemczech książką umoralniającą aż do XVIII w. Spowodowało to znowu akcję pastora Richtera, który doprowadził do postawienia Böhmego przed radą miejską Zgorzelca. Ta nie znalazła w jego pismach żadnych przewinień. Poradzono mu jednak, żeby wyjechał z miasta na jakiś czas, aż sprawa przycichnie.

Od połowy maja do połowy czerwca 1624 r. Böhme przebywał w Dreźnie, gdzie głosił swoje poglądy m. in. na dworze saskiego elektora. W 1624 r. na zamku Świny napisał jeszcze „Posłanie do spragnionej i głodnej duszy”, a na polecenie właściciela zamku Jana Zygmunta von Schweinichen rozpoczął swoją ostatnia pracę pt. „177 pytań teozoficznych i 13 odpowiedzi”.

W sierpniu 1624 r. powrócił już ciężko chory do Zgorzelca. Jakub Böhme zmarł w nocy z 16 na 17 listopada 1624 roku, przed śmiercią wypowiadając słowa: „Mocny Panie Sabaoth, wybaw mnie według woli twojej ! Ukrzyżowany Jezu Chryste zmiłuj się nade mną i przyjm mnie do królestwa swego. A teraz idę do raju !”

Nawet po śmierci miejscowi duchowni nie chcieli Böhmemu dać mu spokoju i odprawić nabożeństwa pogrzebowego. Jeden z pastorów zrobił to dopiero przymuszony przez miejskie władze, jednak zamiast przygotowanej laudacji wygłosił mowę oskarżającą zmarłego o błędy i odstępstwa od wiary.

Ferment i nowy porządek

Böhme doznał swoich objawień w szczególnym czasie i miejscu. Ferment w Reformacji po śmierci jej ojców postawił ten ruch na rozdrożu, poszukujący dróg dalszego rozwoju, a nawet przetrwania, w obliczu przybierającej na sile kontrreformacji i wojen religijnych. Poukładany renesans ustępował miejsca nieokiełznanemu barokowi. Niepokoje były szczególnie odczuwalne na krańcach protestanckiego świata, jakim były Łużyce. Pojawiały się egzystencjalne pytania, wymagające głębokich odpowiedzi. Przemyślenia Böhmego dobrze wpisywały się się w te wątpliwości wyznawców, których objaśnić nie potrafili trzymający się kurczowo nauk Lutra i Kalwina pastorzy.

Böhme przede wszystkim wprowadzał do protestantyzmu głęboko ludzkie elementy, dotykające istoty chrześcijaństwa, które zaniedbali ojcowie reformacji. Nadzieja na zbawienie zależna od ludzkiej woli, a nie tylko niepoznanej łaski dalekiego Boga, możliwość bezpośredniego z nim kontaktu, wiara w samodoskonalenie, przywrócenie Maryi jako matki i pocieszycielki. Böhme dawał ludziom to, czego nie było w surowych naukach Lutra, a zwłaszcza Kalwina. Być może, gdyby nie nauki szewca ze Zgorzelca protestantyzm uległby pod naciskiem wiernych, łaknących znowu bezpośredniego kontaktu z Bogiem, oddając pola zreformowanej wierze katolickiej.

Wpływy po dziś dzień

Już za życia mistyka jego dzieła były przepisywane i rozpowszechniane wśród wyznawców protestantyzmu. W 1643 r. holenderski kupiec Abraham Willemsz van Beyerland, który od dawna kolekcjonował rękopisy Böhmego, wydał ich pierwszy zbiór drukiem. Niemieckie wydanie ukazało się w 1682 r. Nauki Jakuba Böhme miały duży wpływ na część wspólnot protestanckich, zwłaszcza tych nie chcących się podporządkować głównym nurtom, jak Kwakrzy.

Do końca XVIII w. jego dzieła były wznawiane i wywarły duży wpływ na niemiecką religijność. Potem został nieco zapomniany, do czasu, kiedy przypomnieli sobie o nim XIX-wieczni romantycy. Przemyślenia szewca ze Zgorzelca inspirowały Tiecka, Novalisa i Williama Blacka. Do jego spuścizny odwoływali się niemieccy filozofowie jak Schelling, Baader, Schopenhauer i Hegel.

Pod dużym wpływem Böhmego był również Adam Mickiewicz. Widać to m.in. w III części Dziadów – w wizji Ducha przedstawiającego wolę istniejącą przed jakimkolwiek bytem, możliwość kierowania nią ku dobru lub złu, a nawet wpływania na absolut. Wielkim fanem szewca – mistyka jest Nicholas Cage, który w 2006 r. specjalnie przyleciał do Zgorzelca w poszukiwaniu śladów swojego duchowego mistrza. Natomiast w głównym polskim nurcie religii i filozofii pozostaje on w zasadzie niezauważony. Wydano tylko jego „Ponowne narodziny” w 1993 r. oraz „Sześć Punktów Teozoficznych” w 2013 r.

Prekursor kapitalizmu, gender i LGBT?

Istnieje jednak również o wiele bardziej krytyczna ocena działalności mistyka. Böhme wyraźnie skłaniał się ku ezoteryce. Inspirował się nie tylko Biblią i swoimi wizjami, ale i pismami fascynującego się wiedzą tajemną i alchemią Paracelsusa. Jego przyjaciel, legnicki lekarz Baltazar Walther podróżował do Ziemi Świętej, gdzie studiował kabałę. Jej wpływy widać w pracach Böhmego.

Zadziwiająca jest zbieżność czasu objawień i powstawania dzieł Böhmego z pojawieniem się informacji o Różokrzyżowcach. Ruchu, który miał być ogniwem pośrednim między Templariuszami a Masonami w planach przejęcia tajnych rządów nad ludzkością. Uderza zbieżność zainteresowań Böhmego zagadnieniami pozostającymi w orbicie zainteresowań tego ruchu. Być może więc śląski mistyk podczas swoich podróży spotykał się z Różokrzyżowcami, którzy inspirowali jego dzieła albo wybrali go na herolda, torującego swoimi pismami planowane zmiany społeczne?

Wielkimi krokami zbliżało się wówczas do Europy nadejście nowego ustroju, jakim był raczkujący kapitalizm. Dla jego rozwoju niezbędne było przekształcenie chrześcijaństwa. Feudalne stosunki, oparte na korzystaniu w ograniczony sposób z pracy wolnych ludzi, a z drugiej strony na paternalistycznej ochronie i opiece, nie sprzyjały maksymalizowaniu zysków. Stąd potrzeba było bardziej bezwględnej religii, w której zbawienie w zasadzie oderwane było od ziemskich uczynków. Pod wygodną wymówką łaski Bożej, czy też jej braku, kryła się możliwość dowolnego kształtowania stosunków z najemnymi już pracownikami. Wystarczyło tylko formalnie wierzyć w Boga. Reszta, czyli zbawienie było w jego rękach.

Luter, a zwłaszcza Kalwi,n jednak mocno przestrzelili. Protestanckie wspólnoty często były perfekcyjnie zorganizowane, a ich członkowie osiągali materialne sukcesy. Jednak protestantyzm w pierwotnej postaci pozbawony był ważnych dla zwykłych ludzi elementów, nie raz ostro tępionych, jak w ortodoksyjnym kalwinizmie: radości życia, zabawy, miłosierdzia, matczynej miłości ucieleśnianej przez Maryję. Przede wszystkim jednak brakowało duchowego kontaktu z Bogiem. Wiernych dręczyła wieczna niepewność, czy są wybrani do zbawienia, czy też przeznaczeni do potępienia. Modlitewnego uniesienia i rozmowy ze stwórcą w takich rozterkach nie mogło zastąpić studiowanie Biblii. Tutaj pojawił się Böhme ze swoimi przemyśleniami. Pozornie nie negował on zasad protestantyzmu, przesuwając jedynie akcenty. Jednak w zasadzie zmieniało to wszystko.

Najważniejsze jednak, co uczynił łużycki mistyk, to dekonstrukcja Boga i jego dzieła. O ile u Lutra Bóg jest doskonały, chociaż świat przez niego stworzony zawiera pierwiatek zła, Böhme uważa, że nie jest on idealny i podlega ciągłemu doskonaleniu. Co więcej, potrzebny do tego jest człowiek, w którym Bóg może się przeglądać, jak w lustrze. Zgodnie z Biblią człowiek został stworzony na podobieństwo Boga. U Böhmego człowiek realizując wolę bożą staje się „jako Bóg”, co przecież zgubiło zarówno Lucyfera, jak i Adama.

Dekonstrukcja Boga pociąga za sobą oczywiście dekonstrukcję myśli o świecie, który co prawda został stworzony zgodnie z boskim porządkiem, ale w procesie kolejnych, w zamyśle doskonalących stworzeń, może zacząć się od owego wzorca znacząco oddalać. Co o tym zdecyduje? Oczywiście wolna wola człowieka, któremu Böhme dał prawo udziału w konstrukcji nowego świata. Owa dekonstrukcja wzorca wartości jest jak wirus, który nieuchronnie zaraża zdrowe komórki, przekształcając je na swoje podobieństwo.

Umożliwia to nie tylko narzucenie niedawnym pańszczyźnianym chłopom logiki kapitalizmu, pozbawiającej ich kapitału i zmuszającej do zrzeczenia się lwiej części zysku ze swojej pracy na rzecz posiadaczy owego kapitału. Dalszym celem tajnych bractw miało być przejęcie władzy nad światem i stworzenie raju dla wybranych, ufundowanego na cierpieniu reszty. Bunt uniemożliwia dekonstrukcja wartości, która sprawia, że wszystko można usprawiedliwić i przedstawić jako dążenie do doskonałości. Co najwyżej świat zmieni się nieco, ale przy zachowaniu przywilejów rządzącej, tajnej kasty. Szczególnie widoczne miałoby to być w rządzonych przez masonerię Stanach Zjednoczonych z ich dzikim kapitalizmem.

Co więcej, dekonstrukcja dotyczy nie tylko stosunków gospodarczych. Obejmuje wzorce, dotyczące całego znanego nam świata. W takim ujęciu nie dziwi więc, że proces zapoczątkowany przez Böhmego objął inne dziedziny społecznego życia. Tam właśnie można się doszukiwać początków ideologii modernizmu (a zwłaszcza postmodernizmu), płci kulturowej i LGBT, które jak wirusy zainfekowały świadomość społeczną, wdrukowując w nie swój genetyczny kod. Trudno nie zauważyć tego choćby w koncepcji „płynnej nowoczesności” Zygmunta Baumanna, której jednym z zadniczych pojęć jest właśnie dekonstrukcja tradycyjnych znaczeń.

Świat nie jest taki zły

Podążając za taką dialektyką można dojść do zaskakujących wniosków. Böhmego trzeba by uznać za prekursora marksizmu. Obficie z jego spuścizny czerpał Hegel, nazywając „pierwszym niemieckim filozofem”. Marks z kolei oparł swoją teorię w dużej mierze na zmodyfikowanych zasadach heglowskiej dialektyki, miejscami bardzo przypominającej teorie mistyka ze Zgorzelca. Jak jednak wytłumaczyć rewolucję marksistowską i powstanie Związku Sowieckiego – największego wroga masońskich Stanów Zjednoczonych? Zgodnie z dialektyką Böhmego bardzo prosto. Ojczyzna światowego proletariatu byłaby lustrem, w którym przeglądała się Ameryka, w procesie swojego doskonalenia, jak Bóg w niedoskonałym człowieku.

W takim razie prawdziwe mogłyby okazać się twierdzenia o prawosławiu, jako „prawdziwej”, nie tkniętej zgubnymi reformami chrześcijańskiej wierze, masońsko – żydowskim spisku, który obalił carską władzę w Rosji, a rację mieliby dzisiejsi rosyjscy propagandyści, nawołujący do walki z „satanistycznym zachodem”. Ciarki przechodzą po plecach, kiedy na myśl przychodzi, że wielkim admiratorem zafascynowanego Böhmem Mickiewicza był Jan Paweł II, odgrywający przecież niemałą rolę w aplikowaniu Kościołowi „modernistycznych nowinek” po Soborze Watykańskim II.

Oczywiście są to jedynie spekulacje nie poparte dowodami, być może ukrywanymi przez tajne bractwa (jak mają to one w zwyczaju). Z drugiej strony, to granice USA a nie Rosji wciąż są szturmowane przez tysiące imigrantów, szukających (i znajdujących) lepsze życie. Amerykańska, laicka demokracja wciąż ma wiecej wspólnego z chrześcijańskimi zasadami, niż wiele innych państw odwołujących się mniej lub bardziej do tej religii. Papieżowi Polakowi trudno odmówić solidnej dawki zdrowego tradycjonalizmu, która oddalała wizje fałszywej modernizacji, i tym samym pomniejszania znaczenia Kościoła Katolickiego.

Może lepiej więc nie iść zbyt głęboko w takich rozumowaniach, traktując mistyka ze Zgorzelca po prostu jako gorliwego chrześcijanina, który chciał przywrócić człowiekowi wypaczoną przez reformację wizję Boga. A przede wszystkim tego, który usiłował połączyć rozum i wiarę, bez szkody dla nich samych. Świat nigdy nie wygląda tak, jak opisują go tajne księgi ezoterycznych bractw. Kluczem do zrozumienia filozofii Jakuba Böhmego jest wolna wola. Właściwie używana, nigdy nie doprowadzi do zguby człowieka, który zawierzył Bogu.

Czytaj też:
Przeżył 10 zamachów. Tylko Piotr Stołypin mógł zatrzymać bolszewików
Czytaj też:
Atomowy armagedon o krok

Dom Jakuba Bohme w ZgorzelcuDom rodziny Jakuba Boehme w Starym ZawidowieJacob Bohme i Georg RichterTablica poświęcona Kwakrom w Richmond, Virginia
Źródło: DoRzeczy.pl