Zanim Bohdan Chmielnicki podjął fatalną w skutkach dla Kozaczyzny – a także dla Rzeczypospolitej – decyzję o poddaniu się pod zwierzchnictwo Rosji (ugoda perejasławska w 1654 r.), buntując się przeciwko królowi Janowi Kazimierzowi, postarał się o sojusznika. Wysłaniec Chmielnickiego stawił się przed obliczem tatarskiego chana Islama Gireja III w Bachczysaraju na Krymie. Kozacy i Tatarzy krymscy byli dla siebie dotąd wrogami, a teraz z inicjatywy Chmielnickiego mieli się stać sprzymierzeńcami przeciw wspólnemu przeciwnikowi – Rzeczypospolitej.
Oferta Kozaków została przyjęta w Bachczysaraju życzliwie, tym bardziej że Chmielnicki zdecydował się uznać zwierzchnictwo Chanatu Krymskiego, a nie było tajemnicą dla chana, że niedawno Władysław IV planował uderzyć na jego państwo. Tatarska kronika tak pisała o stanowisku chana: „Nie jest rzeczą słuszną i właściwą, ażeby ci, którzy o nasz wysoki próg ocierają swoją twarz i składają nam hołd poddańczy, mieli być słabi i bezbronni wobec swoich nieprzyjaciół”.
Bardzo to szlachetnie brzmiało, jednak za słowami i decyzją chana, by poprzeć buntowników Chmielnickiego, stała racja stanu. Rzeczpospolita i Rosja postrzegane były jako zagrożenie dla egzystencji Chanatu Krymskiego. Należało więc wykorzystać okazję i osłabić jednego z tych wrogów.
Przeciw Rzeczypospolitej
Chan wsparł Chmielnickiego wojskiem, niezbyt licznym zresztą, pod dowództwem Tuhaj-beja. Tatarzy brali udział w zakończonych klęską sił Rzeczypospolitej bitwach pod Korsuniem i Żółtymi Wodami. Dużej roli w tych zmaganiach nie odegrali, ale wrócili na Krym bardzo zadowoleni, gdyż z wielkimi łupami. A grabieżcze wyprawy były niemal istotą wojen, które prowadził Chanat Krymski. Kronikarz pisał: „Najwięksi biedacy z plemienia tatarskiego, którzy w życiu swoim owczej skóry nie posiadali, przystroili się w futra sobole i rysie”. Jeńcem Tuhaj-beja został hetman Potocki, który odzyskał wolność za ogromny okup.