W maju 1883 r. do Krakowa zajechał hr. Jan Zamoyski (brat pierwszego ordynata na Kozłówce, Konstantego) wraz z francuską żoną, ponoć bardzo bogatą. Zapukali do drzwi pracowni Jana Matejki, aby zamówić obraz. Zapewne mistrz Jan pomyślał, że chodzi o portret, jak to bywało wówczas wśród arystokracji. Okazało się jednak, że hrabia pragnie posiadać obraz, który będzie przedstawiał pewien znaczący epizod z bitwy pod Byczyną, która rozegrała się w 1558 r. Wówczas to jego wielki przodek i imiennik, najpotężniejszy wówczas w Polsce magnat, hetman i kanclerz wielki koronny w jednym Rzeczypospolitej Obojga Narodów Jan Zamoyski, pokonał pretendenta do polskiej korony, arcyksięcia austriackiego Maksymiliana III, a później uwięził go na półtora roku.
Obraz z podtekstem
Nie chodziło zleceniodawcy o jakiś mały obraz, ale o dzieło o wymiarach wręcz monumentalnych – prawie 2 m wysokości i ponad 3 m szerokości. Sześć metrów kwadratowych płótna malarskiego. Zapewne najprostszym wyjaśnieniem dla takiego zamówienia byłoby stwierdzenie, że potomek chciał upamiętnić wiktorię przodka i zawiesić malowidło na ścianie w swojej posiadłości.
Okazało się jednak, że cel zamówienia był całkowicie zaskakujący. Sekretarz Matejki, Marian Gorzkowski, taką oto ustalił przyczynę: „Twierdzą, że Zamoyski chciał mieć ten obraz z powodu wyjątkowego zdarzenia: nie uzyskał on w Wiedniu prawa do bywania w pałacu w Burgu, a to tak go rozdrażniło, że umyślnie zamówił obraz, w którym jego przodkowie trzymali w swym domu zakładnika z rodziny cesarskiej. Obraz ten miał po ukończeniu umyślnie wystawić w Wiedniu”.
Dla jasności wyjaśnimy, że sprawa sprzed trzech stuleci nie była przyczyną, iż odmówiono Zamoyskim bywania na cesarskim dworze. „Winę” za ten brak uznania należy złożyć na jego Bogu ducha winną żonę – francuską księżniczkę. A nawet nie na nią samą, ale jej przodków.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.