Napoleon Bonaparte przez lunetę obserwował biegnącą pod górę, aż na przełęcz Somosierra, drogę. Po jej obu stronach wznosiły się strome zbocza, usiane wyrastającymi z ziemi skałami i wielkimi głazami. Między nimi co chwila błyskały wystrzały z muszkietów hiszpańskiej piechoty. Po zboczach snuły się kłęby prochowego dymu. W kierunku baterii armat kłusem szarżowała grupa kilkudziesięciu jeźdźców. Napoleon wyraźnie widział szable uniesione nad wysokimi rogatymi czapkami, pochylonych jeźdźców z butami wciśniętymi w strzemiona i wielkie litery N, haftowane na końskich czaprakach. Spinane ostrogami konie rozwierały nozdrza, próbując złapać więcej tchu na górskiej drodze. Cesarz opuścił lunetę i obrócił się do dowódcy Gwardii gen. Walthera, wykrzykując: – Co za śmiałość w tych Polakach! Co za śmiałość w tych Polakach!
Blokada
Po traktatach z Tylży z 1807 r. prawie cała Europa znalazła się w systemie blokady kontynentalnej, narzuconej przez Napoleona. Embargo na handel z Wielką Brytanią miało załamać ją gospodarczo i zmusić do kapitulacji w wojnie.
Blokada miała sens, kiedy była szczelna. Jeden z głównych przemytniczych szlaków prowadził przez Portugalię – tradycyjnego sojusznika Anglików. Napoleon, chcąc nie chcąc, w listopadzie 1807 r. wkroczył na Półwysep Iberyjski. Hiszpania w zasadzie była sojusznikiem Francuzów, jednak sytuacja w kraju szybko zaczęła się zmieniać na ich niekorzyść. Napoleon wdał się w dynastyczne spory, osadzając na tronie swojego brata Józefa. Przemarsze, grabieże i gwałty francuskich żołnierzy prowadziły do lokalnych buntów. Po wygranej przez Hiszpanów bitwie pod Bailén w lipcu 1808 r. powstanie ogarnęło cały kraj. Józef Bonaparte uciekł z Madrytu.
Powstańcy, wspierani przez regularną armię i uzbrojeni w jej arsenałach, powadzili wojnę partyzancką. Polowali na pojedynczych francuskich żołnierzy, atakowali transporty z żywnością, zatruwali studnie. Część francuskich garnizonów została odizolowana. Napoleon zmuszony był do osobistej interwencji. Wyruszył w listopadzie 1808 r., kierując się na Madryt. Najkrótsza droga do hiszpańskiej stolicy przebiegała przez położoną na wysokości 1441 m n.p.m. przełęcz Somosierra w Górach Ayllón. Do przełęczy prowadziła ciągnąca się przez 5 km dolina o trawiastych zboczach, niedostępnych dla jazdy, bo usianych skalnymi odłamkami. Biegnąca doliną droga początkowo wznosiła się łagodnie, potem coraz bardziej stromo, kilka razy zakręcając.
Obronę przełęczy powierzono jednemu z najzdolniejszych hiszpańskich dowódców. Generał Benito de San Juan pojawił się tam z wojskiem 18 listopada i zaczął przygotowywać obronę. Na przełęczy usypano szaniec artyleryjski i rozmieszczono ośmiofuntowe działa. Okoliczne domy i pustelnię zmieniono w punkty oporu. W dole drogi, w odległości ok. 700 m od siebie, za zakrętami, rozmieszczono jeszcze trzy stanowiska armat. Ostatnie, na samym dole, również zostały umocnione ziemnym wałem, a przed nim wykopano głęboki rów. Dział było 16, ale do dzisiaj toczą się spory, jak zostały rozmieszczone – po cztery albo po dwa na każdym stanowisku oprócz ostatniego, gdzie mogło ich być 10. Przedpola broniło kilkuset ludzi ze straży przedniej. Wzdłuż drogi, wśród głazów i skał, ukrywało się ok. 1 tys. hiszpańskich ochotników. Na samej przełęczy jeszcze 2 tys. milicji. Kolejnych sześć batalionów regularnego wojska i dwa bataliony milicji San Juan trzymał w odwodzie w miasteczku Robregordo, 3 km za przełęczą. Razem ok. 8 tys. żołnierzy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.