W upiornej historii masakry Ormian w imperium osmańskim sprzed stu laty splatają się najgorsze tradycje nienawiści islamu do chrześcijan i elementy współczesnego nacjonalizmu w wydaniu młodotureckim. Tego typu szowinistycznej bezwzględności, której rysy da się potem zauważyć przy masakrach dokonywanych przez nazistów i banderowców. Tragedią ludu ormiańskiego było to, że te dwie straszne tendencje spotkały się w jednym czasie i miejscu, właśnie ich naród czyniąc ofiarą.
Potrzeba kozła ofiarnego
Imperium osmańskie od końca XVIII w. zaczęło być uważane za „chorego człowieka Europy”. Najważniejszym wrogiem sułtanów z Konstantynopola stała się Rosja, która do rywalizacji politycznej wprowadziła czynnik ideowy, ogłaszając się patronem chrześcijan na Bałkanach, Kaukazie i Bliskim Wschodzie. Turcja w wyniku przegranych wojen straciła w drugiej połowie XIX w. Serbię, Bośnię i Hercegowinę, Albanię i Bułgarię.
Poczucie spychania na margines europejskiej polityki i rosyjska infiltracja chrześcijańskich poddanych państwa Osmanów zaczynały stawać się powoli obsesją tureckich nacjonalistów.
Wciąż jednak silna była jeszcze tradycja imperialna, w ramach której chrześcijanami – głównie Ormianami i Grekami – gardzono, ale za oczywiste też uznawano, że państwo sułtanów panuje nad wieloma narodami o różnych religiach.
Od XVII w. tereny zachodniej Armenii z około 2 mln Ormian znajdowały się pod władzą turecką. W państwie Osmanów Ormianie odgrywali rolę podobną do tej, którą w dawnej Polsce odgrywali Żydzi. Stanowili społeczność ruchliwą i przemieszczającą się po całym imperium. Byli kupcami, tłumaczami, lekarzami, bankierami i właścicielami kantorów zajmujących się pożyczkami. Nawet najbardziej niechętni „niewiernym” Turcy przyznawali, że bez Ormian wiele dziedzin tureckiej gospodarki działałoby znacznie gorzej.
Ormianie cieszyli się swobodami w wielu dziedzinach – sprawnie zorganizowali własny system edukacji i samopomocy w obrębie wspólnot Kościoła ormiańskiego. Bardzo często całe wspólnoty składały się na studia medyczne czy inżynierskie dla najbardziej zdolnych ich członków. Od końca XIX w. Ormianie stworzyli też własne partie polityczne podkreślające lojalność wobec państwa osmańskiego, ale uparcie domagające się coraz większej autonomii.
Jednocześnie nie było dla nikogo tajemnicą, że wielu Ormian spogląda po cichu z nadzieją na państwo carów, które panowało nad wschodnią Armenią. Rosyjscy politycy uwielbiali zapowiadać, że bliski jest dzień, gdy wojska cara zdobędą Konstantynopol, a na zamienionym w meczet kościele Hagia Sophia znów zajaśnieje szczerozłoty krzyż wyznawców Chrystusa. Jest oczywiste, że rosyjski wywiad właśnie wśród Ormian szukał informatorów i jak można podejrzewać – interesowały go wpływy w partiach ormiańskich w Turcji.
Z kolei tureccy szowiniści ogłuszeni kolejnymi klęskami zaczęli szukać źródeł klęsk swojej ojczyzny nie w zacofaniu państwa lub w jego archaicznej strukturze wewnętrznej, ale w istnieniu „wroga wewnętrznego”. Tutaj stare resentymenty islamskie wobec „chrześcijańskich, niewiernych psów” mieszały się z nowym zjawiskiem – nacjonalizmem młodotureckim.
Był to ruch modernizacyjny łączący pęd do reform państwa z nienawiścią do mniejszości uniemożliwiających pełną unifikację etniczną Turcji. Jednocześnie tureckim narodowcom po cichu imponowało otwarcie elit ormiańskich na zachodnie wpływy nowoczesności. Młodoturcy byli przeciwnikami archaicznego despoty – sułtana Abdülhamida II zwanego Krwawym. Ten złowróżbny przydomek wziął się nie tylko z brutalnych represji tajnej policji sułtana wobec młodoturków, lecz także jego prób siłowego nawracania Ormian na islam w latach 1894–1896, co wywoływało tumulty i zajścia uliczne. Interwencje zachodnich mocarstw nie pozwalały Abdülhamidowi rozwinąć na pełną skalę represji wobec społeczności ormiańskiej, ale jednocześnie wzmacniały wściekłość Turków na Ormian jako rzekomo uprzywilejowaną mniejszość żyjącą pod cichym patronatem Zachodu i Rosji. Gdy więc w 1908 r. młodoturcy obalili starego anachronicznego sułtana, Ormianie odetchnęli z ulgą.
Historyk armeński Suren Manukjan wskazuje, że do rozejścia się dróg młodoturków i dasznaków – czołowej partii ormiańskiej – doszło ostatecznie już po wybuchu I wojny światowej na kongresie partii dasznackiej w Erzurum w drugiej połowie 1914 r. Młodoturcy zaproszeni na zjazd namawiali Ormian, aby wezwali swoich współplemieńców żyjących po rosyjskiej stronie granicy do wsparcia atakujących Rosję wojsk tureckich w zamian za obietnice autonomii. Dasznacy, wiedząc, jakie mogłyby być konsekwencje takich gierek, grzecznie odmówili. Stanęli na stanowisku, że Ormianie po obu stronach granicy turecko-rosyjskiej powinni zachować lojalność wobec swoich państw. Rozczarowani taką decyzją i wściekli na dasznaków młodoturcy opuścili zjazd przekonani, że jeśli Rosjanie wedrą się w głąb wschodniej Turcji, to Ormianie mogą stać się ich piątą kolumną. Szowiniści młodotureccy uznali, że zachodni Ormianie są zagrożeniem wewnętrznym i jako element wrogi muszą być wyniszczeni.
Czytaj też:
Zapomniane piekło polskich dzieci
Trzy kolejne wojny bałkańskie – od października 1912 do lipca 1913 r. – doprowadziły do utraty wszystkich europejskich posiadłości Turcji. To skłoniło młodoturków do postawienia przez nich wszystkiego na jedną kartę – sojusz z Niemcami przeciw Rosji, Francji i Wielkiej Brytanii. Te mocarstwa, które interweniowały wcześniej w obronie społeczności ormiańskich, znalazły się w obozie wrogów Turcji. Ormianie zostali sami – zdani na łaskę i niełaskę młodoturków.
Masakra
Jak to często bywa, zbrodnicze emocje muszą znaleźć jeszcze dogodny moment, aby demon mordu mógł zostać wypuszczony jak dżin z butelki. W przypadku Turków takim czynnikiem były porażki czołowego dowódcy armii sułtańskiej Enwera Paszy w wojnie z Rosją. Najbardziej upokarzająca była klęska Turków pod Sarikamis (grudzień 1914–styczeń 1915). Oddziały rosyjskie parły ku terytorium zamieszkanym przez Ormian. Liczni ormiańscy oficerowie służący w armii carskiej głosili wyzwolenie swoich współbraci i zaczęli snuć wizje odzyskania dla przyszłej „Wielkiej Armenii” świętej dla Ormian góry Ararat, która leżała i leży do dziś na terenie Turcji.
Enwer Pasza postanowił przykryć swoje klęski mobilizacją Turków przeciw „wrogowi wewnętrznemu”. Młodoturcy w typowym dla tamtych czasów zaślepieniu uznali, że nadarza się dobra okazja, aby raz na zawsze pozbyć się „niepewnego elementu”, który podejrzewano o chęć wywołania powstania na rzecz napierających Rosjan. Lokalni urzędnicy i dowódcy policji chętnie nagłaśniali takie plotki, słusznie przewidując, że na pogromach Ormian można będzie się nieźle obłowić.