Pierwsze nowożytne ludobójstwo. Do dziś nie przyznają się do rozpętania piekła
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Pierwsze nowożytne ludobójstwo. Do dziś nie przyznają się do rozpętania piekła

Dodano: 

Do dziś trwają spory o to, czy rzeź była efektem drobiazgowo wypracowanego planu rządu, czy też mieszaniną oddolnej nienawiści antychrześcijańskiej, wojennego chaosu i zbrodniczej inicjatywy lokalnych dowódców. Historyk Suren Manukjan wskazuje: „Podjęciu decyzji o ludobójstwie sprzyjała też wojna – gdy tysiące (tureckich) rodaków ginie na wojnie, łatwiej zmobilizować duże grupy społeczne do realizacji jakiegoś celu i skłonić je do akceptacji nawet najdrastyczniejszych metod”.

Za początek orgii przemocy uznaje się akcję wyłączenia z szeregów armii tureckiej żołnierzy Ormian i ich rozbrojenie w styczniu 1915 r. Gdy już ich rozbrojono, zaczęto obawiać się skupiania w jednym miejscu przedstawicieli „wrogiej mniejszości” znających się na broni i zaczęto ich rozstrzeliwać.

24 kwietnia 1915 r. rozpoczęła się policyjna łapanka około 2 tys. Ormian w Stambule. Szybko wyselekcjonowano spośród nich ofiary publicznych egzekucji na placach stolicy za rzekome szpiegostwo. W dniu 27 maja 1914 r. wydano oficjalne prawo o deportacjach. Na jego podstawie setki tysięcy Ormian wypędzono z domów i gnano ze wschodniej Turcji na pustynie Syrii, gdzie mieli być skupieni w specjalnych obozach. Tak wyglądała teoria, a w praktyce policja z pomocą tureckiego motłochu paliła i grabiła ormiańskie dzielnice we wszystkich tureckich miastach.

Całe rodziny umierały z powodu chorób, głodu i samowoli tureckich strażników. Aby do pilnowania kolumn Ormian nie angażować wojska tureckiego potrzebnego na froncie, tworzono jednostki pomocnicze złożone z lumpenproletariatu i wypuszczonych z więzień zbrodniarzy i przestępców. Ci uznali się za panów życia i śmierci setek tysięcy powierzonych sobie nieszczęsnych ludzi.

Ormiańscy cywile eskortowani przez tureckich żołnierzy maszerujący do więzienia w dzisiejszym Elazığ, kwiecień 1915

Ormiański pisarz Varujan Vosganian tak opisuje wydarzenia w mieście Trabzon, skąd w czerwcu 1915 r. wygnano 200 tys. Ormian.

„(Rodziny ormiańskie) zostały powiadomione przez wykrzykujących zarządzenia posłańców, którym towarzyszył dźwięk bębnów, tak aby tłum słyszał ich z daleka i zbierał się na skrzyżowaniach dróg, jako że na rozkaz Wysokiej Porty cała populacja ormiańska miała wyjść przed własne domy, zabierając prowiant na drogę i to, co zdoła unieść. Następnie kierowano Ormian na południe miasta, gdzie tworzono konwoje. Kto nie podporządkuje się rozkazowi i zostanie znaleziony w domu po zachodzie słońca lub poza miejscem, z którego wyruszały konwoje, ten będzie natychmiast ukarany i skazany na śmierć przez rozstrzelanie lub zawiśnie na szubienicy na placach miejskich, aby posłużyć za przykład dla pozostałych. Ci, którzy chcieli powierzyć swoje dzieci rodzinom tureckim, mogli to zrobić, ale dzieci należało najpierw oddać wojsku, które następnie miało je porozdzielać dalej, tak aby rodzice nie poznali ich nowych rodzin”.

W kilku punktach wschodniej Turcji Ormianie postanowili się bronić, wiedząc już z relacji uciekinierów o masakrach swoich pobratymców. Do dziś w Armenii wymienia się z czcią ormiańską obronę miasta Van i walki 5 tys. Ormian, którzy obronili się na górze Musa Dagh przy Morzu Śródziemnym. Obrona miasta Van miała sens – po paromiesięcznej batalii na odsiecz przybyły oddziały rosyjskie i Turcy uciekli. Los uśmiechnął się także do obrońców Musa Dagh, których ewakuowały na czas francuskie i brytyjskie okręty.

Tte bohaterskie akty oporu należały jednak do wyjątków. W większości pogromy i wygnania spadały na ludzi bezbronnych i porażonych skalą przemocy ludzi. Tak jak w przypadku Holokaustu logika zaplanowanej zbrodni pchała ludzi raczej do apatii niż oporu.

Mord nieukarany

Ormianie twierdzą, że w rzezi zginęło 1,5 mln ludzi. Nikt nie jest w stanie dokładnie zweryfikować liczby ofiar. Zachowało się bardzo niewiele zdjęć. Więcej jest wstrząsających relacji, które Ormianie drobiazgowo zbierali od pierwszych chwil rzezi.

Przez kolejne dekady emigranci ormiańscy szukali swoich bliskich i dzieci oddanych na poturczenie. To wieloletnia dramatyczna tragedia, prawie nieistniejąca w świadomości ludzi Zachodu. I znów oddajmy głos Varujanowi Vosganianowi:

„Od zagłady i rozłąki rodzin w 1895 (pierwsza fala pogromów), a zwłaszcza od 1915 r., minęło 100 lat, ale nadal istnieją ludzie, wnukowie lub prawnukowie, poszukujący siebie nawzajem. Ojcowie i bracia szukali córek i sióstr w haremach, rodzice szukali dzieci w domach dziecka, mężowie rozpytywali o swoje żony w warsztatach tkackich w Aleppo i Damaszku, gdzie setki kobiet były wykorzystywane do przymusowej pracy, listy przemierzały świat, pytania, utykające ze strachu w gardle, były szeptane na pokładach statków, w obozach z ocalałymi, zdesperowane lub zrezygnowane ogłoszenia pojawiały się w gazetach ormiańskich na wszystkich kontynentach. W mojej rodzinie jest wielu, którzy szukali siebie nawzajem, niekiedy się odnajdowali, nawet w odległości tysiąca kilometrów, innym razem nie. Setki tysięcy rodzin miały kogoś do odszukania: naród poszukujących się nawzajem ludzi po tak wielu nieszczęściach i przez to rzadko zaznający chwili wytchnienia, aby odnaleźć samego siebie”.

Czytaj też:
Krwawi prekursorzy bolszewików. To na nich wzorował się Lenin

Historycy zastanawiają się, w jakim stopniu zagłada Ormian mogła po ponad 25 latach zainspirować hitlerowców do ludobójczych zbrodni II wojny światowej. Pozostaje faktem, że niemieccy oficerowie i doradcy rezydujący u boku władz tureckich musieli widzieć z bliska zbrodnicze praktyki wobec Ormian. Niewiele jest śladów interwencji dyplomatów kajzera u władz tureckich dla zatrzymania rzezi. Niemcy jako lojalni sojusznicy wojenni nie chcieli wtrącać się w coś, co uznano za sprawy wewnętrzne Turcji, a los Ormian niewiele ich obchodził. Hitler po ćwierćwieczu będzie uspokajał swoich mających rozterki generałów, pytając kpiąco: „Kto dziś pamięta o zagładzie Ormian?”. W tym sensie zagłada ludu Armenii jako mord nieukarany przez wielkie mocarstwa była zachętą do krwawych porachunków nazistów z narodami stojącymi w ich mniemaniu na drodze do pełnej dominacji nad światem.

Polityczni i wojskowi sprawcy zbrodni, choć pod naciskiem aliantów osądzeni w 1919 r. w Stambule, uciekli z Turcji. Jeden z nich, Mehmet Talaat, znany polityk młodoturecki, uciekł do Berlina. Tutaj w marcu 1921 r. dosięgła go kula ormiańskiego mściciela Salomona Teilirjana. W kolejnych latach zamachowcy z grupy Nemezis uśmiercą sześciu kolejnych polityków młodotureckich utożsamianych z decyzją o masakrze. Enwer Pasza, który uciekł do Związku Sowieckiego, został wysłany przez Lenina na podbój emiratu Buchary. Po pewnym czasie Enwer zmienił front, wsparł antysowieckich basmaczy i zginął w sierpniu 1922 r. w zasadzce czerwonoarmistów. Przez kolejne dekady ormiańscy mściciele będą kontynuować zemstę, wysadzając w powietrze placówki dyplomatyczne Turcji na całym świecie.

Rzeź z 1915 r. wykopała między Turkami a Ormianami przepaść wzajemnej wrogości, której nie daje się zasypać aż do dziś.

Artykuł został opublikowany w 6/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.