Jest już tradycją moich felietonów w „Historii Do Rzeczy”, że dzielę się z państwem wspomnieniami, które wywołują u mnie film sprzed lat. Tym razem okazją do spojrzenia w epokę PRL był obejrzany w jednej ze stacji film „Ściana czarownic” w reżyserii Pawła Komorowskiego z 1966 r. Przypomniał mi specyficzny światek Zakopanego w czasach Polski Ludowej. Ten status kurortu pod Giewontem porównywalny był tylko z Sopotem na Wybrzeżu. Oba miasta były miejscami wyjątkowymi – tutaj zjeżdżali zamożni Polacy na urlop, tutaj przybywało stosunkowo najwięcej cudzoziemców i w życiu obu tych miejscowości ważną rolę odgrywał sport.
„Ściana czarownic” to dość sprawnie zrealizowana opowieść o narciarzu Jędrku Gajdzie, ambitnym góralu, któremu udało się dostać do reprezentacji Polski w slalomie narciarskim. Mniejsza o dość banalną opowieść o sercowych rozterkach bohatera i jego staraniach o zwycięstwo w turnieju narciarskim Polska – Austria w Zakopanem. Film Komorowskiego jest cenny, bo pokazuje, jak w realiach komunizmu wytwarzały się pewne nisze, do których aspirowały tysiące chętnych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.