W przededniu kolejnej rocznicy pacyfikacji strajku w katowickiej kopalni „Wujek”, 13 grudnia 2019 r., zapadł wyrok w sprawie Romana S., byłego funkcjonariusza plutonu specjalnego ZOMO, który brał udział w tłumieniu strajków w kopalniach „Wujek” i „Manifest Lipcowy”. Sąd skazał Romana S. na siedem lat więzienia. Z powodu amnestii wymierzona kara została zmniejszona o połowę. 19 czerwca 2020 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach uznał, że sąd pierwszej instancji prawidłowo ocenił zebrany materiał dowodowy, i utrzymał wyrok.
Na procesie i skazaniu Romana S. zakończyła się sprawa ukarania ludzi, którzy strzelali do górników, strajkujących na wieść o zatrzymaniu Jana Ludwiczaka, przewodniczącego Solidarności, w kopalni „Wujek”. Funkcjonariusze, stojąc na rampie magazynu odzieżowego, otworzyli ogień do setek górników zgromadzonych na placu przed kopalnianą kotłownią. Strzelali z pistoletów maszynowych PM-63 Rak. Jak sami mówili taternikom – Jackowi Jaworskiemu i innym – strzelali „w łeb i na komorę”, a górnicy „tak fajnie padali jak ludziki na strzelnicy – strzał i ludzik znikał!”. Na miejscu zginęło sześciu górników, trzech kolejnych zmarło w szpitalach, a 23 zostało postrzelonych. Załogi karetek pogotowia, które ewakuowały rannych i zatrutych gazem górników, były narażone na zatrzymanie i bicie przez zomowców.
Pierwsze strzały
O ile kolejne sądy po wielu latach skazały zomowców, o tyle nikt z komunistycznej wierchuszki nigdy nie odpowiedział za strzały w kopalni „Wujek” – ani Wojciech Jaruzelski, ani Czesław Kiszczak, ani Jerzy Gruba, ówczesny komendant wojewódzki Milicji Obywatelskiej w Katowicach (zmarł w 1991 r.).
Jedno jest pewne: 16 grudnia 1981 r. ktoś zdecydował o tym, by wysłać do tłumienia strajku funkcjonariuszy plutonu specjalnego ZOMO, wyposażonych w pistolety maszynowe z ostrą amunicją. Stało się to dzień po tym, jak w Jastrzębiu-Zdroju pluton specjalny pokazał, że jest zdolny do użycia broni. Pomimo tego świetnie wyszkoleni zomowcy otrzymali rozkaz, by wejść na teren kopalni, gdzie emocje strajkujących sięgały zenitu.
Wkrótce po pacyfikacji strajku sprawa „Wujka” trafiła po raz pierwszy na salę sądową. Sąd był wojskowy, a oskarżono nie tych, którzy strzelali, lecz tych, którzy strajkowali.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.