Najsłynniejszym Rumunem jest hrabia Drakula. Tylko Ceauşescu może mu dorównać” – szydzi dziś Lucian Boia, jeden z czołowych rumuńskich historyków. Wampir hrabia Drakula to XIX-wieczny produkt wyobraźni irlandzkiego pisarza. Jego pierwowzorem jest prawdziwy hospodar Wład Palownik (rum. Vlad Țepeș), zwany również Drakulą (w języku rumuńskim „dracul” to „diabeł”). Tyleż odważny władca, co krwawy psychopata.
Nie wszystkim Rumunom podoba się jego literackie przepoczwarzenie. Jedni są oburzeni, że z okrutnika, ale przecież bohatera walk z Turkami i prekursora rumuńskiej państwowości robi się jarmarcznego stwora z kłami. Inni znowu zacierają ręce, licząc leje, które w Siedmiogrodzie zostawiają żądni wampirzych wrażeń turyści, którym często powieściowa fikcja miesza się z rzeczywistością.
W monografii „Rumuni: świadomość, mity, historia” Boia przytacza badanie społeczne z 1999 r., w którym pytano o najważniejsze osobistości historyczne, które wywarły korzystny wpływ na losy Rumunów. 24,6 proc. wskazało na Aleksandra Jana Cuzę, ojca założyciela nowoczesnej Rumunii. Na kolejnych pozycjach uplasowali się wielcy hospodarowie: Michał Waleczny i Stefan Wielki. Czerwony satrapa Ceauşescu mógł liczyć na 10 proc. poparcia, a krwawy Wład Palownik na 4,1 proc. Dla Boi obecność dwóch ostatnich indywiduów w tym zestawieniu nie jest budująca. Rumuni „bardziej wierzą w ludzi, w mężów opatrznościowych, niż w systemy i abstrakcyjne projekty” – konkluduje historyk. Niestety, za mężów opatrznościowych mając często ordynarnych zamordystów. „Że też nie przybędziesz, Władzie Palowniku!” – tęsknie wołał w jednym z listów wrażliwy skądinąd XIX-wieczny romantyk Mihai Eminescu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.