„Krążą pogłoski, że zgubny duch wolnomyślicielstwa i liberalizmu zagraża naszej armii i być może zdołał już ją opanować” – miał stwierdzić na rok przed swą podróżą na pogranicze rosyjsko-osmańskie car Aleksander I. To właśnie ten fakt, połączony z napiętą sytuacją na linii Petersburg–Konstantynopol, spowodował, że pogromca Napoleona postanowił osobiście dokonać przeglądu podległych mu wojsk i oszacować realną siłę narastającego niebezpieczeństwa.
Śmierć „Błogosławionego”
Początkiem końca życia cara Aleksandra I była wizyta u żołnierzy chorych na tyfus. Pierwsze oznaki, mogące świadczyć o złym stanie zdrowia przywódcy imperium, pojawiły się w czasie składania wizyty w krymskim opactwie św. Jerzego, zaś kilka dni później, 14 listopada, po powrocie do Taganrogu, było już znacznie gorzej. Na prośbę Aleksandra wezwano lekarza, który zapytany o kondycję fizyczną chorego, bez namysłu odpowiedział, że podjęcie natychmiastowego leczenia jest konieczne, a każdy dzień zwłoki może mieć tragiczne konsekwencje. Następnego dnia stan zdrowia pacjenta był krytyczny. Cesarzowa Elżbieta wezwała duchownego, by ten wyspowiadał cara, natomiast szef sztabu, generał baron Iwan Dybicz sporządził informację dla matki cesarza - Marii Fiodorowny o pogarszającej się kondycji fizycznej Aleksandra. 17 listopada tchnął nadzieję w serca zatroskanych o losy Cesarstwa – zdawało się, że władca odzyskuje siły. Zarówno przyboczny lekarz, jak i Elżbieta Aleksiejewna dostrzegli światełko w tunelu. Niestety, dwa dni później Cesarz i samodzierżawca wszechrusi, obwołany niegdyś przydomkiem „Błogosławiony”, zmarł o godzinie dziesiątej pięćdziesiąt przed południem. Imperium Rosyjskie zapadło w trwający trzy tygodnie okres bezkrólewia.
Podczas gdy towarzyszący carowi w ostatnich dniach jego życia współpracownicy pogrążeni byli w smutku i żałobie, nikt w Petersburgu nie miał świadomości o tragicznych wydarzeniach. Sześć dni po śmierci monarchy do cesarskiej rodziny dotarła informacja o złym stanie zdrowia Aleksandra, zaś dwa dni później o nagłej zmianie kondycji cara. Zamówiono nabożeństwa w intencji jego powrotu do zdrowia. Jak się później okazało - na próżno. Rankiem 27 listopada, wielki książę Mikołaj został poinformowany o śmierci swego brata. Wiadomość rozeszła się po Petersburgu.
Tajny manifest
Dla całej społeczności rosyjskiej, a w szczególności dla wielkiego księcia Mikołaja stało się jasne, że w obliczu śmierci cara Aleksandra I, tron przypadnie rezydującemu wówczas w Królestwie Polskim w.ks. Konstantemu Romanowowi. Mikołaj przedsięwziął kroki zmierzające do jak najszybszego i najpłynniejszego przekazania władzy między braćmi. Sam, w towarzystwie najwyższych dygnitarzy państwowych i dworskich, padł przed ołtarzem składając przysięgę na wierność swemu starszemu bratu. Chwilę później to samo uczyniły pełniące tego dnia służbę oddziały gwardii cesarskiej, oficerowie i najwyżsi urzędnicy państwowi.
Mikołaj Romanow, który po półgodzinnych działaniach udał się do pokoju swej matki, przeżył prawdziwy szok. Maria Fiodorowna oskarżyła go o zbyt pochopne poczynania, oznajmiając również, że przed dwoma laty car Aleksander I sporządził specjalny manifest, mianujący właśnie jego na swego następcę. O dokumencie mieli wiedzieć tylko najbliżsi współpracownicy władcy: książę Aleksander Golicyn i metropolita moskiewski Filaret.
Trudno przypuszczać, by późniejszy sukcesor tronu nie wiedział o woli starszego brata. Być może nie znał dokładnej treści odezwy, ale miał świadomość o zamierzeniach cara. Jak możemy przeczytać we wspomnieniach Mikołaja I, 13 lipca 1819 roku podczas rodzinnej kolacji Aleksander I oznajmił zgromadzonym, że swego następcę upatruje nie w Konstantym, lecz w Mikołaju. Po tej informacji, zarówno sam zainteresowany, jak i jego małżonka, przeżyli prawdziwy wstrząs. Wiedzieli jednak, że takiej propozycji się nie odrzuca i jedynym rozwiązaniem jest pogodzenie się z życzeniem Aleksandra.
Aby zrozumieć postępowanie wielkiego księcia Mikołaja, trzeba zdać sobie sprawę z jego usposobienia. Późniejszy car był, par excellence, legalistą. Poczucie spełnienia obowiązku i utrzymania porządku były jego znakiem rozpoznawczym, co stanowiło jeden z powodów jego niepopularności wśród carskiej gwardii. Świadomość możliwości nastąpienia kryzysu w państwie, braku ciągłości sprawowania władzy, pchała go do takich właśnie posunięć.
Odmowa Konstantego
Zarówno wielki książę Mikołaj I, jak i wtajemniczeni w treść manifestu członkowie Rady Państwa, minister sprawiedliwości, Dymitr Łobanow-Rostowski oraz minister oświecenia publicznego Aleksander Szyszkow, co do jednego byli zgodni – żadna odezwa zmarłego cesarza nie może zburzyć ustalonego porządku sukcesji. Ich zdaniem przejęcie władzy w Imperium przez Mikołaja I może się odbyć tylko po uprzednim przyjeździe Konstantego do Petersburga i oficjalnym zrzeczeniu się tronu na rzecz młodszego brata. Rada Państwa podjęła decyzję o wieczornym złożeniu przysięgi na wierność Konstantemu.
Rzeczywisty namiestnik Królestwa Polskiego wręcz fanatycznie bał się carskiej korony. Od początku sprawowania władzy przez cara Aleksandra I, Konstanty z zaciekłością negował swe prawo do sukcesji, a w 1821 roku podczas świąt Bożego Narodzenia kategorycznie oświadczył starszemu bratu, że pod żadnym pozorem nie zostanie jego następcą.
Po śmierci Aleksandra I, wielki książę nie złamał swego postanowienia. Dzień po otrzymaniu tragicznej wiadomości, Konstanty w liście do młodszego brata pisał, że podtrzymuje swą „niewzruszalną i usankcjonowaną przez ducha dobroczyńcy, Cesarza i Pana [Aleksandra]” decyzję. Wiadomość do Petersburga dotarła dopiero 3 grudnia, czyli blisko tydzień po oficjalnym obwieszczeniu Konstantego na cesarza Rosji. Sytuacja w Imperium komplikowała się.
Początek grudnia 1825 roku był dla wielkiego księcia Mikołaja decydujący. Nie było już żadnych wątpliwości, że to właśnie on zostanie następcą pogromcy Napoleona. Do uporządkowania carskiego tronu pozostała już tylko jedna kwestia – wydanie oficjalnego pisma o zrzeczeniu się rosyjskiego tronu przez księcia Konstantego. Mimo nacisków ze strony Petersburga, namiestnik Królestwa Polskiego zdawał się być nieugiętym. Nie tylko odmawiał przyjazdu do Petersburga, ale również nie chciał przysłać odezwy o abdykacji. Wielki książę Mikołaj nie zważając na braterski impas rozpoczął przygotowywanie oświadczenia o wstąpieniu na tron.
Pęknięcie fundamentów caratu
Kiedy wydawało się, że kryzys władzy wkrótce zostanie zażegnany, a Mikołaj Pawłowicz obejmie tron, 12 grudnia do Petersburga przybył pułkownik lejbgwardii baron Aleksander Fredriks z szeregiem tajnych informacji do księcia Mikołaja. W dokumentach, szef sztabu Iwan Dybicz zameldował o wykryciu w armii tajnego spisku, zmierzającego do obalenia samowładztwa w imperium i ustanowienia rządów konstytucyjnych. Cesarstwo zatrzęsło się w podstawach. Silna władza i armia, stanowiące filary tożsamości państwowej znalazły się na skraju przepaści. W obecnej sytuacji przed wielkim księciem Mikołajem rysowały się dwa zadania: bezkompromisowe stłumienie buntowniczych nastrojów w armii oraz natychmiastowe przejęcie władzy w państwie.
Wielki książę Mikołaj postanowił, że 13 grudnia podpisze przygotowany już dokument o wstąpieniu na tron, zaś dzień później będzie domagał się złożenia mu przysięgi na wierność. Trzeba przyznać, że późniejszy car w sytuacji chaosu i rozprężenia wykazał się dużą przytomnością. Manifest dokładnie opisywał wydarzenia przełomu listopada i grudnia 1825 roku. Opublikowane zostały także: treść manifestu cara Aleksandra I, listy Konstantego z 1822 roku, w których rezygnował z prawa do dziedziczenia tronu oraz korespondencja z 26 listopada 1825 roku do Mikołaja i cesarzowej wdowy, potwierdzająca jego wcześniejsze zapewnienia.
Wreszcie przyszedł czas na uporanie się z krnąbrną kadrą oficerską. Minister wojny, generał Aleksander Tatiszczew radził Mikołajowi, by ten zaaresztował wszystkich spiskowców przebywających w Sankt Petersburgu. Wielki książę zaprotestował. „Nie życzę sobie, by składanie przysięgi poprzedzone było aresztowaniami. Proszę tylko pomyśleć, jakie straszliwe wrażenie zrobi to na wszystkich” – stwierdził władca. Mikołaj, w sytuacji braku racjonalnego rozwiązania kryzysu w wojsku, stanął w obliczu buntu.
Nadszedł wyczekiwany przez obie strony konfliktu 14 grudnia 1825 roku. O piątej rano, w Pałacu Zimowym w pełnym rynsztunku stawili się generałowie i pułkownicy gwardii cesarskiej. Mikołaj poinformował zgromadzonych, że wobec stanowczej odmowy wstąpienia na tron jego starszego brata w.ks. Konstantego, zmuszony jest objąć stery w państwie. Po złożonej przez wojskowych przysiędze na wierność, nowo wybrany władca zapewnił, że jeżeli przyjdzie mu pełnić rolę cara tylko przez godzinę, udowodni, że był jej godzien.
Ku zaskoczeniu Mikołaja I, poranek w Petersburgu był wyjątkowo spokojny. kolejne oddziały składały nowo wybranemu władcy przysięgę. Niedługo przed południem sielankę zburzył przybyły z informacją generał-major Aleksander Neidhardt, który zawiadomił o sprzeciwie Pułku Moskiewskiego. „Buntownicy maszerują na Senat” – dodał. Car, mimo braku doświadczenia, zachował zimną krew. Generała Neidhardta wysłał do gwardii konnej, by ten ogłosił stan pogotowia i nakazał czekać żołnierzom na kolejne polecenia. Pierwszy batalion gwardyjski Prieobrażeńców otrzymał rozkaz stacjonowania przez Pałacem Zimowym. Tam też wysłani zostali cesarzowa i dzieci. Obronność Pałacu wzmacniały jego straże. Teraz sam car Mikołaj I postanowił pokierować wiernymi mu wojskami.
„Kolumnami do ataku” – usłyszeli Prieobrażeńcy, zaś oddziały konne miały zająć Plac św. Izzaka, znajdujący się w pobliżu okupowanego przez buntowników Placu Senackiego. Mieszkańcy tłumami zaczęli wychodzić na ulice. Mikołaj nie chcąc doprowadzić do jeszcze większej eskalacji konfliktu postanowił rozstawić gwardię konną, kawalergwardię i Prieobrażeńców wokół Placu Senackiego. Po czterogodzinnym wyczekiwaniu, spiskowcy rozpoczęli nerwową strzelaninę. Mikołaj zdecydował się na podjęcie bardziej stanowczych kroków. Pierwsza do ataku ruszyła kawaleria. Buntownicy odpowiedzieli ogniem. Gwardia konna z nienaostrzonymi szablami, przeznaczonymi w większym stopniu do defilad niż do walki, poniosła klęskę.
Stało się to, czego nowy władca obawiał się najbardziej. Pierwszego dnia swoich rządów następca Aleksandra I został zmuszony do użycia artylerii. Wahając się do ostatniej chwili, Mikołaj jeszcze dwukrotnie wycofywał się z decyzji użycia armat. W końcu, stało się. Zdezorientowani buntownicy rozbiegli się na wszystkie strony, głównie w kierunku Newy. Oddziały carskie skierowały działa w kierunku rzeki, po chwili lód zaczął pękać, spiskowcy rozproszyli się. Bunt cesarskiej armii, nazwany później powstaniem dekabrystów został stłumiony.
Mikołaj wydał rozkaz aresztowania wszystkich buntowników, których uda się odnaleźć i przyprowadzenia ich do Pałacu Zimowego. Władca wraz ze swoimi najbliższymi współpracownikami przez kilkadziesiąt godzin przesłuchiwali kolejno wszystkich więźniów. Skazanych zostało kilkaset osób, w większości na syberyjską katorgę. Pięciu przywódców powieszono.
Bez wątpienia to właśnie wydarzenia grudnia 1825 roku zdeterminowały obraz rządów cara Mikołaja I. Chcący mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą legalista, z zaciekłością tropiący swych przeciwników twórca tajnej policji, żandarm Europy. Przekonany o swej misji obrońcy porządku w Rosji, Polsce i Europie, trwale wbije się w pamięć XIX-wiecznej społeczności, jako krwawy pogromca powstania listopadowego 1830 roku oraz rewolucji węgierskiej.
Szymon Wiśniewski
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.