Co prawda sam Kościuszko szybko wycofał wstępną zgodę na uczestniczenie w jego inauguracji, ale był Dąbrowski i inni bohaterowie Legionów – mowę koronacyjną na cześć cara-króla Aleksandra napisał i wygłosił sam autor polskiego hymnu narodowego. Zadbano też o legalność powstającego, czy też właśnie odtwarzanego, państwa – prawa do korony uroczyście przekazała Romanowom dynastia saskich Wettynów, na rzecz której ustanawiała dziedziczność tronu polskiego Konstytucja 3 maja. Nawiasem mówiąc, układ powołujący do życia Królestwo też sygnowany był datą 3 maja, ale jeszcze nie słyszałem, by ktoś o tym podczas majowego święta przypominał.
Jeden przynajmniej element rocznicowych obchodów już mamy – wydaną przez oficynę Von Borowiecky książkę pod przyciężkim tytułem „System polityczny, prawo, konstytucja i ustrój Królestwa Polskiego 1815–1830”, wbrew temu tytułowi będącą niezwykle ciekawym kompendium wiedzy o tym państwie, niesłusznie zepchniętym przez następne pokolenia w niepamięć i niesławę. Nic zresztą dziwnego, że tom udał się znakomicie, skoro redagował go Lech Mażewski, autor „Powstańczego szantażu”, jednej z najciekawszych i najbardziej inspirujących książek ostatniego ćwierćwiecza. Już tam, a wcześniej w rozproszonych artykułach, dał się poznać jako entuzjasta państwa polsko-rosyjskiego, którego zaczątkiem mogło się stać Królestwo Kongresowe, autonomiczne i osobne, ale połączone z Rosją unią personalną.
Jak potoczyłyby się dalsze losy obu krajów, gdyby w listopadzie 1830 r. znalazł się w Warszawie po stronie władz ktoś energiczny, zdecydowany, kto stłumiłby w zarodku bunt podchorążych? Sprawy nie były tak proste jak w legendzie, a poparcie społeczne dla idei dochowania wierności legalnemu, jakkolwiek by patrzeć, monarsze znacznie silniejsze niż zaplecze powstania. Czy istotnie – jak zdaje się twierdzić Mażewski – gdyby Staszicowi i Druckiemu-Lubeckiemu pozwolono dokończyć dzieła, w państwie polsko-rosyjskim stalibyśmy się szybko elementem zbyt znaczącym, aby car-król mógł sobie pozwolić na glajszachtowanie ziem polskich z kacapią?
Osobiście przychylam się raczej do tezy, że różnica cywilizacyjna była zbyt wielka. Republikańska z ducha Polska nie była w stanie poddać się samodzierżawiu, a z kolei samodzierżawna Rosja, na liberalne mrzonki i eksperymenty Aleksandra patrząca ze zgrozą, nie była zdolna pogodzić się na dłużej z ustrojowym dualizmem. Monarchia Rosyjsko-Polska w rodzaju późniejszych Austro-Węgier nie miałaby się na czym oprzeć nie tyle po stronie polskiej, gdzie potencjał lojalizmu był – wbrew romantycznemu mitowi – duży, i to nawet jeszcze po krwawo stłumionych powstaniach, do samej I wojny światowej. Przede wszystkim byłaby śmiertelnym zagrożeniem dla caratu i sił społecznych, na których się on opierał.
Spór nie do rozstrzygnięcia, ale konieczny, jeśli mamy wreszcie zacząć cokolwiek rozumieć z naszych niełatwych i często wciąż dla współczesnych niejasnych dziejów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.