Salezjanie w Oświęcimiu. Nieznane źródło do dziejów zgromadzenia i inspirująca historia

Salezjanie w Oświęcimiu. Nieznane źródło do dziejów zgromadzenia i inspirująca historia

Dodano: 
Uroczystość poświęcenia Zakładu Salezjańskiego ks. Bosko w Oświęcimiu – w pierwszym rzędzie od lewej – ks. prałat Andrzej Knycz, ks. Michał Rua (następca ks. Jana Bosko i ówczesny generał Salezjanów) oraz ks. Emanuele Manassero
Uroczystość poświęcenia Zakładu Salezjańskiego ks. Bosko w Oświęcimiu – w pierwszym rzędzie od lewej – ks. prałat Andrzej Knycz, ks. Michał Rua (następca ks. Jana Bosko i ówczesny generał Salezjanów) oraz ks. Emanuele Manassero Źródło:Archiwum Salezjańskie w Oświęcimiu
Rafał Guzik || „Zbliżającemu się pociągiem do Oświęcimia podróżnemu ukazuje się w ostrych konturach czerwony dach, jakiegoś dużego, wysokiego kościoła. Sterczy on spośród dachów miejskich jak olbrzym, a powagą swej wielkości i starożytności jedna sobie powszechny i głęboki szacunek”.

Historia Salezjanów w Polsce sięga 1898 r., kiedy to pierwszy wysłannik zgromadzenia dotarł do Oświęcimia i otrzymał od proboszcza oświęcimskiej parafii – ks. Andrzeja Knycza zabytkową kaplicę św. Jacka Odrowąża wraz z ówczesnymi ruinami podominikańskiego kościoła pw. św. Krzyża. Kolejno otwarto pierwszy zakład salezjański, gdzie rozpoczęto przyjmować – na wzór turyński – wychowanków. Z trudem wzniesiono okazały gmach, a jednocześnie odreasturowano dawny kościół, przyjmując wezwanie Matki Bożej Wspomożenia Wiernych.

Od samego początku przybyli do Oświęcimia księża salezjanie podjęli wysiłek sporządzenia kroniki, w której dokumentowali najważniejsze wydarzenia dla swojej działalności. Dotychczas dostępna była „Kronika Zakładu Salezjańskiego w Oświęcimiu, tom I od roku 1898 (21 sierpnia)”, na podstawie której opracowano w 2013 r. jej nowe wydanie pt. „Zakład im. Księdza Bosko w Oświęcimiu 1898-1907. Kronika Tom I” autorstwa ks. Waldemara Witolda Żurka SDB. Zainteresowanych odsyłam w tym miejscu do tego wydania. Jest ono dostępne w Zakładzie Salezjańskim w Oświęcimiu. Znana jest także publikacja Jana Ptaszkowskiego pt. „Sanktuarium Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Oświęcimiu” wydana w 1994 r., która jest kompletną pracą dotyczącą historii dawniej dominikańskiego, a obecnie salezjańskiego kościoła w Oświęcimiu. O wiele jednak mniej znanym źródłem historii Salezjanów w Oświęcimiu jest dzieło ks. dr. Józefa Michalskiego „Kościół N.P. Marji Wspomożycielki w Oświęcimiu”, wydany jako maszynopis w Oświęcimiu w 1920 r. Właśnie o tym źródle chciałbym powiedzieć słów parę w niniejszym artykule.

Ks. dr. Józef Michalski

Autor rzeczonego opracowania – ks. dr. Józef Michalski – urodził się 12 marca 1885 r. w Czerniowcach (Bukowina, obecnie Ukraina). Przybył do Zakładu Salezjańskiego w Oświęcimiu już w 1900 r., był jednym z jego pierwszych wychowanków. Zgodnie z systemem turyńskim, oprócz edukacji typowo zawodowej-rzemieślniczej, wprowadzono w Oświęcimiu czteroletnie gimnazjum rozwojowe, mające formować przyszłych kandydatów do zgromadzenia. Już w 1904 r., a więc zaledwie 6 lat po przybyciu pierwszych Salezjanów na ziemie polskie, spośród 12 absolwentów gimnazjum rozwojowego, 6 wstąpiło do nowicjatu, z których 4 wytrwało do święceń kapłańskich. Jednym z nich był ks. dr Józef Michalski. Nowicjat odbył w latach 1905-1906 w Daszawie, a święcenia kapłańskie przyjął 3 sierpnia 1914 r. w Foglizzo (Włochy). Studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, w latach 1916-1917 był współredaktorem czasopisma „Pokłosie Salezjańskie”. Był świadkiem wizyty gen. Józefa Hallera (twórcy Błękitnej Armii) w Zakładzie Salezjańskim 12 czerwca 1919 r., kiedy wracał on z Cieszyna do rodzinnego domu w Dworach.

Niewiele więcej wiemy o wspomnianym autorze opracowania, oprócz tego, że z początkiem lat 20. ubiegłego wieku, na polecenie ówczesnego inspektora Zgromadzenia w Polsce – ks. Tirone, udał się on do Skawy na Podhalu, gdzie miał organizować kolejny dom salezjański. W budowie kościoła był on bardzo aktywny, apelował do ofiarności parafian, uzyskując w ten sposób sowite datki na ukończenie budowy. Niestety, praca ponad siły wyczerpała ks. Michalskiego, który do tego chorował na gruźlicę. Pracując razem z robotnikami fizycznymi przy wyładunku materiałów budowlanych z wagonów, został potrącony przez spadający kamień, na skutek czego wkrótce, w 1922 r. zmarł. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w Rabce. Niestety na tym kończy się wiedza o autorze opracowania – nie dysponujemy również żadną jego fotografią.

Historia Oświęcimia według ks. dr. Józefa Michalskiego.

Dzieło zatytułowane „Kościół N.P. Marji Wspomożycielki w Oświęcimiu” napisane zostało na maszynie i datowane jest na rok 1920. Rozpoczyna się słowem wstępnym skreślonym 25 marca 1920 r., w którym autor pisze: „Zbliżającemu się pociągiem do Oświęcimia podróżnemu ukazuje się w ostrych konturach czerwony dach, jakiegoś dużego, wysokiego kościoła. Sterczy on spośród dachów miejskich jak olbrzym, a powagą swej wielkości i starożytności jedna sobie powszechny i głęboki szacunek”. Następnie, w części pierwszej opracowania pt. „Czasy historyczne”, ks. dr. Michalski opisuje najstarsze dzieje Oświęcimia. Autor przytacza informacje, których próżno szukać w innych opracowaniach – wspomina np. o podaniu miejscowym, wedle którego „w miejscu, gdzie dziś wznosi się piastowski zamek, stała sławna na całą okolicę świątynia pogańska, a przy niej znajdowała się osada”. Opisując średniowieczne czasy Księstwa Oświęcimskiego, pisze, iż: „Przez poddanie się w lenno obce, księstwo oświęcimskie stanęło otworem dla rozmaitych zgubnych prądów religijnych, które nurtowały na zachodzie. Husyci, Kalwini, a potem Biczownicy, Begwardzi i Apostolscy Bracia, arjanie posiadali w Księstwie oświęcimskim bardzo wiele wyznawców. Szeregi wiosek i całe parafje przechodziły na ich wiarę. Kościoły katolickie stawały się ich zborami (…) Przez poddanie się w lenno, język obcy zaczął się szerzyć w Księstwie, a miasta stawały się czesko-niemieckimi (…) Oświęcim i Zator mówiły i pisały językiem niemieckim i czeskim. Jedynie tylko duchowieństwo starało się przez używanie języka polskiego o dźwiganie narodu”.

Wizyta gen. Józefa Hallera w Oświęcimiu – 12 czerwca 1919 roku

Kolejno, już po wcieleniu księstwa do Korony Polskiej, autor wskazuje, iż „Zabroniono też Żydom osiedlać się w większej liczbie w Oświęcimiu, a to z powodu, że opanowawszy północną część miasta, palili tam gorzałkę i naród rozpijali (…) Za panowania Zygmunta III (…) rozwinął się przemysł domowy i handel. Do Oświęcimia przyjeżdżali kupcy arabscy”. Potop szwedzki był dla Oświęcimia tragiczny w skutkach – kontrybucje i kwaterunek Szwedów spowodował exodus ludności na Śląsk, do tego pożar zniszczył miasto do reszty. W 1660 r. naliczono w mieście zaledwie 50 domów, a zamek „strzaskany kulami, groził upadkiem”. Po I rozbiorze Polski, Oświęcim znalazł się w granicach Austrii. W 1780 r. miasto wizytował cesarz Józef II, który dokonał wówczas kasaty klasztoru dominikańskiego. Oświęcim całkowicie wówczas podupadł, co czego przyczyniły się także późniejsze wojny napoleońskie. Dopiero zbudowanie kolei z Krakowa do Bohumina w 1855 r., a także z Górnego Śląska do Oświęcimia w 1863 r. wpłynęły na wzrost i rozwój pomyślności miasta.

Autor wspomina także o żywiole rzeki Soły, która wylewała w latach 1805, 1813, 1830, 1833 – kiedy to „mnóstwo chat stojących na brzegach Soły runęło w jej nurty”. Intersujący jest opis zmiany koryta rzeki Soły, jakoby po wielkiej powodzi w 1805 r. rzeka Soła zmieniła swe koryto, ponieważ wcześniej płynęła w stronę dworca kolejowego i Babic. Z kolei „Po r. 1866 zajęto się regulacją Soły. W tym celu na tarasach szutrowych nasadzono wikliny i drzewa, które dziś widzimy. Kiedy w roku 1910 nastało w Oświęcimiu starostwo, zadrzewione tarasy zamieniono na park miejski”.

Szeroka analiza poczyniona jest przez ks. dr. Michalskiego odnośnie gleb, na których położony jest Oświęcim. I tak, pisze on, że „Na pokładach naszego lössu w Oświęcimiu wznosi się kościół N.P. Marji Wspomożycielki. Jest to ciężka, żółto-szara glina, na której rozbudowano Oświęcim i okoliczne wioski”.

Niezwykle ciekawe są uwagi autora dotyczące drugiego zamku, jaki miał istnieć w Oświęcimiu. Pisze on: „Dopiero przeglądając starożytne dokumenta w archiwum oo. Dominikanów w Krakowie 1919 roku, odkryłem pożółkłe pergaminy, w których mowa o pierwotnym zamku w Oświęcimiu. Piszą o nim trzy dokumenta w języku łacińskim i czeskim (…) Dokument księcia Jana II (księcia oświęcimskiego; dokument sporządzony w języku łacińskim, przywołany przez autora – przyp. R.G.) z r. 1405 opisuje dokładnie położenie zamku. Wedle tego dokumentu, pierwotny zamek wznosił się na górze poza ogrodem Dominikanów, darowanym przez adwokata Henryka Fulszrisela. Stara góra zamkowa z jednej strony graniczyła z drogą publiczną, a z drugiej z wodą, która płynęła z młyna p. adwokata (…) W dokumencie z r. 1611 czytamy, że na starej górze zamkowej były place i cztery drewniane domeczki, zamieszkałe przez obywateli Oświęcimia (…) W tyle więc poza klasztorem «retro claustrum», tuż poza tym ogrodem na przyległej, stromej i obszernej górze wznosił się stary zamek, niezawodnie drewniany. Była to widocznie owa pierwsza góra nad prastaremi brzegami Soły, na któremi założyciele starożytnego Oświęcimia, Osowie, zamek swój wznieśli, a za czasów Wielkiej Chrobacji (czyli czasów słowiańskich, ok. VIII w. – przyp. R.G.) odbudowali i wzmocnili, by bronić przed napadami obcych ludów”.

Dominikanie w Oświęcimiu

Po tych ogólnych rozważaniach dotyczących historii Oświęcimia, autor precyzyjnie opisuje dzieje dominikanów w Oświęcimiu. Otóż książę oświęcimski Władysław i jego żona Eufrozyna nie mogli doczekać się potomstwa. Z tej przyczyny uczynili oni śluby, że jeśli dostąpią łaski i Bóg obdarzy ich dzieckiem, wystawią dominikanom kościół i klasztor w Oświęcimiu. Tak też się stało – wydzielili więc dominikanom ze swego majątku grunty pod budowę klasztornych gmachów i łożyli pieniądze na ich wzniesienie. Gruntem okazał się wolny pagórek od zachodniej strony miasta tuż obok jego obronnych murów. To właśnie tam w początkach XIV w. wzniesiono okazały kościół. Klasztor ten nie posiadał jednak nigdy więcej nad dziesięciu członków, w tym siedmiu księży. Kościołowi nadano tytuł św. Krzyża, na „uczczenie drzewa, na którem Chrystus umarł. Był to uświęcony zwyczaj wieków średnich, kiedy w czasie wojen krzyżowych królowie jerozolimscy wysyłali do Europy kościołom i książętom relikwje św. Krzyża”. Jak wspomina, „Starym zwyczajem znajdowały się pod prezbiterjum grobowce książąt i kasztelanów oświęcimskich”, które w późniejszym czasie, tj. gdy kościół był ruiną, otwierały się wśród kwitnących krzaków bzu i malin.

Autor opisuje także prześladowania, jakie dotknęły dominikanów w latach 1312-1318 przez działania Begwardów i Apostolskich Braci (heretyków zwanych Arianami). Doszło do tego, że zajęli oni kościół św. Krzyża w Oświęcimiu, który zajmowali przez kolejne 70 lat – powrót dominikanów nastąpił dopiero w 1385 r., kiedy w Oświęcimiu panował wówczas książę Jan II. W kolejnych latach dominikanie nabywali liczne nieruchomości w okolicy Oświęcimia. Między innymi nabyli tzw. łąki mnisze w Pławach, wieś Broszkowice, Budy koło Brzeszcz. W XV i XVI w. kościół trzykrotnie się spalił, co było powodem jego odbudowy w stylu odrodzenia, czyli renesansu w latach 1608-1610.

Dobrodzieje salezjańscy wraz z ks. bp. Anatolem Nowakiem i ks. prałatem Andrzejem Knyczem

Pamiątką po dominikanach, a istniejącą po dziś dzień, jest kaplica św. Jacka, czyli dawny zakonny kapitularz, w którym „przez trzy wieki zasiadali tu sędziwi Ojcowie i radzili nad dobrami klasztoru i ratunkiem dusz”. Ks. Michalski wskazuje, że „kiedy nadszedł rok 1594, w którym św. Jacek został kanonizowany i między świętych uroczyście policzony, dostojni Ojcowie przebudowali swój kapitularz na kaplicę św. Jacka, by uczcić pamiątkę tego wielkiego zdarzenia”. Wspomina także o niezwykłym zdarzeniu z 1825 r., kiedy to kaplica stanowiła już tylko skład słomy i siana, a koń złamał wówczas sklepienie i wpadł do grobowca, o którym nikt wówczas nie wiedział. Nie było wówczas również wiadome, kto w grobach leży, oprócz Mikołaja Mstowskiego z Mstowa, który zginął w trakcie potopu szwedzkiego.

Kasata zakonu Dominikanów

W związku z rozbiorami Polski, dawne Księstwo Oświęcimskie przypadło w udziale Austrii. Po trudnych dla Polaków rządach cesarzowej Marii Teresy, nastały czasy jej syna Józefa II. Reskryptem z 30 października 1781 r. „zabrał się do kasowania klasztorów w całem swojem państwie”. Specjalna komisja złożona z urzędników dokonywała wówczas tzw. Inwentursoperatum, czyli spis inwentarza. Józef II zniósł ogółem 700 klasztorów oraz zredukował liczbę zakonników z 63 do 27 tysięcy. W kasacją klasztoru w Oświęcimiu w 1790 r. wiąże się interesująca historia. Mianowicie członkom komisji podczas inwentaryzacji dóbr „pewnej nocy ukazało się dziwne zjawisko. Jakaś postać w dominikańskim habicie staje przed nią i surowym głosem rozkazuje poniechanie rozpoczętej roboty i nieważenie się znoszenia klasztoru (…) dawały się słyszeć po nocach dzwonienia”, a także chór dominikanów śpiewający psalmy brewiarza.

Ostatnim przeorem konwentu oświęcimskiego był o. Dominik Reisman. Pisał on w 1806 r.: „Nie traćcie serca, że nas mało, że nic nie zrobimy (…) Nie żądam od was rzeczy nadzwyczajnych, tylko według możności dopełnienia powołania swego (…) Matko Jezusowa, która raczyłaś się zawsze okazywać szczególną Opiekunką naszą, bądź nam teraz biednym Obronicielką i Panią naszą. Twojej macierzystej, przemożnej opiece poruczam siebie i ten ubogi klasztor. Amen”. Widać w tych ostatnich zdaniach ostatniego przeora swoiste proroctwo – że oto jeszcze w tym samym wieku pojawią się w ruinach już oświęcimskiego konwentu ci, którym Wspomożycielka Wiernych dopomoże… Finalnie, w 1811 r. „wpadła do klasztoru c.k. komisja i odebrała przeorowi o. Dominikowi Reismanowi rządy i administrację. Nie pomógł rekurs wniesiony przez o. Reismana do Wyoskiego c.k. Guberjum we Lwowie. W pięć lat później dnia 21 czerwca 1816 roku klasztor dominikański w Oświęcimiu został zniesiony (…) Majątek sprzedano na licytacji”.

Ruiny

W 1819 r. po raz ostatni uderzono w dzwony kościelne, które następnie wywieziono do Bielan pod Kętami, gdzie uprzednio je sprzedano „tanio, za marne pieniądze!”. Zniszczeniu uległy pomniki i nagrobki marmurowe, jakie były umieszczone w kościele św. Krzyża, „Bibljoteka klasztorna z ważnemi rękopisami poszła w ręce kramarzy i mydlarzy. Organy kościelne sprzedano kościołowi lipnickiemu”. Inne sprzęty kościelne zakupiła przeważnie parafia oświęcimska; ornaty trafiły do Poręby Wielkiej, a ambona do kościoła w Przeciszowie. Sama nieruchomość została sprzedana za 21 tysięcy i 6 florenów drogą licytacji infułatowi i proboszczowi oświęcimskiemu ks. Idziemu Russockiemu, który przekazał je swojemu bratankowi Kajetanowi Russockiemu herbu Zadora. Następnie dobra przeszły w ręce rodziny Dąbskich (poprzez zięcia Kajetana Russockiego, Mikołaja Dąbskiego).

Klasztor stopniowo niszczał, poprzestając bez jakiejkolwiek opieki. Przegniłe belki dachowe groziły zawaleniem. Wreszcie dach się załamał i wpadł do środka, a z nim runęło gotyckie sklepienie w prezbiterium i drewniany pułap w nawie – stało się to w 1845 r. Dawną zakrystię zamieniono na skład, a kaplicę św. Jacka na magazyn zboża, założywszy jej malowane ściany deskami. W 1863 r. w mieście wybuchł pożar, który m.in. spalił kościół parafialny. Mikołaj Dąbski chciał przekazać miastu całą nieruchomość, celem odbudowy kościoła parafialnego, ale mieszkańcy na to jednak nie przystali. Dąbscy pozostawili po sobie troje dzieci, którzy nie mogąc utrzymać całości nieruchomości, zmuszeni byli częściowo je sprzedać: „Niektóre nabył notariusz Niemczewski, inne żyd Joachim Schönker. Schönker kupił zamek piastowski, dwór i oficyny, klasztor dominikański i inne dobra”. Dalej, autor naszego opracowania pisze: „Tymczasem olbrzymie mury kościoła św. Krzyża wystawione były na działanie żywiołów. Pod wpływem powietrza i żywiołów wierzchnie warstwy ceglanego muru zaczęły wietrzeć i w ziemię się obracać. Niebawem pokryła je trawa i krzaki. Strugi deszczu zdołały po latach przedrzeć się nawet w głąb murów, pomiędzy poszczególne cegły, rozpuszczając powoli wapno (…) Tak ten kościół, co jak matka tulił do siebie i wychowywał dziadków i pradziadków, prawników i wnuków i całe pokolenia w ciągu sześciu wieków – sam w siódmym wieku z ostatniej swej szaty został odarty, a skazany na tortury żywiołów – stanął w ruinach!... A przy nim żydzi rozbili jatki, zbudowali szopy na stajnie i składy węgla, a na miejscu niegdyś świętym założyli magazyn nafty. Zakrystję zamieniono na żydowski sklepik, kaplicę św. Jacka na skład szmat i kości. W r. 1893 chcieli nawet część ruin kościelnych zamienić na prywatne mieszkania. Gorszego zbezczeszczenia Domu Bożego i pamiątki wyobrazić sobie prawie trudno. I nikt się czynnie nie ujął za tym piastowskim, prastarym pomnikiem”.

Czasy odbudowy

„Mamo, mamo, patrz no, Matka Boska na ruinach” – tymi słowy pewien pięcioletni chłopczyk, będący na ręku swej matki, zawołał, gdy w czasie procesji z okazji oktawy Bożego Ciała, w dniu 31 maja 1894 r., ujrzał na ruinach dawnego podominikańskiego kościoła wizerunek Matki Bożej. Ks. Michalski w swym opracowaniu pisze: „Wiele osób z warstw nawet inteligenckich zeznało, że istotnie widziały N.P. Marję z Dzieciną Jezus na ręki. Kilka zeznań zostało ściśle spisanych przy świadkach w osobnych protokołach”. Według tych świadków, była to dokładnie Matka Boża Wspomożycielka Wiernych – ta sama, której wizerunek później przywieźli Salezjanie z piemonckiego Turynu. Matka Boża ukazała się po stronie północnej obok triumfalnego łuku – obecnie znajdują się tam drzwi na wypadek pożaru.

Sytuacja ta była impulsem dla lokalnej społeczności, aby przywrócić ruinom należny Domu Bożemu szacunek. Od tej chwili w miejscu objawienia zaczęli gromadzić się wierni, którzy śpiewali na cześć Maryi pobożne pieśni. Później nabożeństwa odbywały się już w kaplicy św. Jacka, którą należało najpierw uprzątnąć ze szmat i kości. Przeszkadzało to jednak żydowskiemu zarządcy Landauowi, który nawet poszedł na skargę do burmistrza, że mu „ludzie w stajni drzwi wewantowali i tam się modlą”, na co radca miał odpowiedzieć: „Ja się modlić nie mogę zakazać”. Doszło nawet do interwencji żandarmerii, którzy obrócili się przeciwko wzywającym i strzegli modlących się, aby im „żydzi w śpiewie nie przeszkadzali”.

Początki odbudowy – w tle widoczna odrestaurowana kaplica św. Jacka i prezbiterium dawnego kościoła św. Krzyża

Ks. kan. Andrzej Knycz – proboszcz oświęcimskiej parafii – zawiązał w óśmym dniu po objawieniu Matki Bożej komitet obywatelski, celem wykupu nieruchomości z kościołem od Żydów. W jego skład weszło wielu znamienitych mieszkańców miasta, m.in. Jan Maykowski – dyrektor kasy zaliczkowej w Oświęcimiu, Antoni Polaczek – aptekarz miejski i dr Ludwik Gąsiorowski – adwokat krajowy. Celem minimum komitetu był wykup przynajmniej kaplicy św. Jacka. Jak pisze autor opracowania: „posypały się składki”. Zaledwie w ciągu dwóch tygodni znalazło się tyle pieniędzy, że 22 czerwca 1984 r. wykupiono parcelę o powierzchni 146 sążni kwadratowych wraz ze stojącą na niej kaplicą św. Jacka, za cenę 6000 zł, wolną zupełnie od wszelkich długów i ciężarów hipotecznych. Niezwykle szybko później robotnicy rozebrali powałę, odnowili gotyckie sklepienie, zbudowali przedsionek, a dach pokryto czerwoną dachówką. „Ileż tysięcy westchnień i łez popłynęło do Boga, gdy na wieżyczce kaplicy odezwał się dzwonek, a głosu dzwonka nawet najstarsi wiekiem stąd już nie pamiętali”. Następnie okazało się, że w podziemiach kaplicy porozrzucane były kości ludzkie wśród śmieci i gruzu. Zebrano je, owinięto w białe płótno i ustawiono na marach w kaplicy, odprawiono obrzędy żałobne i zaniesiono do podziemia. Wreszcie, w uroczystość św. Jacka, 19 sierpnia 1894 r. dokonano uroczystego poświęcenia kaplicy.

Nie poprzestano jednak na wykupie kaplicy. Jak wspomina ks. J. Michalski: „Urządzenia teatralne, loterje fantowe, składki i ofiary przyniosły tyle pieniędzy, że dnia 30 sierpnia 1895 r. zawarto umowę, mocą której ks. prałat Knycz kupił z całości podominikańskich dóbr jeszcze następujące parcele: ruiny kościoła św. Krzyża wraz z oficyną klasztorną, grunta orne (…), łąki (…) pastwiska i lasy”. Jednocześnie zapisano, że ruiny kościoła św. Krzyża wraz z kaplicą św. Jacka mają być przeznaczone na własność „mającej się w Oświęcimiu powołać do życia stosownej humanitarno-religijnej instytucji”. Początkowo planowano zwrócić ruiny oo. dominikanom, którzy jednak z uwagi na olbrzymie koszty odbudowy – odmówili. Podobnie uczynili jezuici i nazaretanie.

Wtedy to ks. Knycz przypomniał sobie księdza Bosko: „Będąc jeszcze proboszczem we W. Polance, zapadł ciężko na zdrowiu. Opuszczony przez lekarzy i nie mając nadziei wyzdrowienia, szukał ratunku u księdza Bosko, wielkiego czciciela N.P. Marji Wspomożycielki i wielkiego cudotwórcy. Drżącą ręką skreślił list po francusku, na który również w takim języku otrzymał odpowiedź. Ks. Bosko odpisał mu własnoręcznie z Turynu, pocieszył rychłym wyzdrowieniem, ale zarazem polecił jego pamięci swoje Zgromadzenie”.

Początkowo ks. Knycz miał plan zaproszenia salezjanów, celem uruchomienia przez nich szkoły koszykarskiej, z racji licznych wiklin porastających brzegi Soły. Na tę propozycją przystał jednogłośnie komitet. Wnet nawiązano stosunki z „jenerałem Zgromadzenia Salezjanów”, za pośrednictwem książęco-biskupiego konsystorza w Krakowie. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać – generał Zgromadzenia Salezjańskiego – ks. Michał Rua (dziś już błogosławiony) – chętnie się zgodził, jako że już marzeniem ks. Bosko było przenieść dzieło salezjańskie na polskie ziemie. W szeregach Zgromadzenia byli już wszakże salezjanie-Polacy, jak choćby książę August Czartoryski (obecnie również błogosławiony).

Finalnie, 15 sierpnia 1898 r. do Oświęcimia przybył salezjanin ks. Franciszek Trawiński, który zamieszkał początkowo na plebanii oświęcimskiej parafii. Rozpoczęło się zbieranie składek na odbudowę kościoła, po różnych parafiach diecezji krakowskiej. Jak wspomina ks. J. Michalski: „Opatrzony w dokumenta i polecające listy jeździł ks. Trawiński od parafji do parafji, miewał konferencje, wszędzie chętnie przyjmowany i darzony (…) Składki w oczach rosły, a płynęły tak hojnie, że przeszły oczekiwania ks. Trawińskiego. Przodowali Górno-Ślązacy. Przynoszono pieniądze osobiście, posyłano pocztą lub przez drugich”.

Przybyli pomocnicy ks. Trawińskiego – klerycy i jeden ksiądz. Szczupłe grono salezjanów przeniosło się 1 maja 1899 r. do wydzierżawionego domu przy ul. Jagiellońskiej (obecnie: Jagiełły) i „tu otwarto kuźnię salezjańskiej przyszłości w Polsce”. W tym samym miesiącu ks. Trawiński zwrócił się do konserwatora zabytków w Krakowie – prof. Odrzywolskiego, z prośbą o wypracowanie planów restauracji kościoła. Stosowne pozwolenie na odbudowę kościoła zostało wydane także przez władze cywilne miasta. Budowa miała początkowo ograniczać się do prezbiterium. Robotników jednak było mało, tak iż do zimy 1899 r. naprawiono jedynie stare popękane mury i pokryto dachem z czerwonej dachówki. Restauracja sklepienia miała miejsce dopiero w maju 1900 r. Jak pisze autor opracowania: „Praca nad sklepieniem nie była szczęśliwa. Wypadek zrządził, że sklepienie się zerwało (…) Architekt Odrzywolski odbudował prezbiterium tak, jak było za czasów dominikańskich”.

Dnia 27 maja 1900 r. w uroczystość Matki Bożej Wspomożenia Wiernych dokonano poświęcenia Jej posągu, a także poświęcenia kamienia węgielnego pod Zakład ks. Jana Bosko. Restauracja prezbiterium nastąpiła wraz z początkiem XX wieku. W prezbiterium umieszczono kamienny posąg Zbawiciela z napisem „Jeżeli będę podwyższon od ziemi, wszystko pociągnę do siebie”. Ks. Michalski wspomina: „Dnia 1 stycznia 1901 r. z okazji nowego stulecia i uroczystego poświęcenia Zgromadzenia Salezjańskiego Boskiemu Sercu, dokonano fotograficznego zdjęcia w odrestaurowanym prezbiterjum. Na fotografji widzimy obok posągu Zbawiciela 16 pierwszych wychowanków studentów wraz z ks. prałatem Knyczem, ks. dr. E. Manassero i personałem”. Tak szczęśliwie się składa, że zachowała się fotografia, przedstawiająca to wydarzenie.

Fotografia wykonana w pierwszy dzień XX w., widoczny posąg Zbawiciela

Kolejno zaniechano odbudowy kościoła, by skupić się na budowie Zakładu Salezjańskiego, tak by można przyjąć więcej wychowanków. Już 20 października 1901 r. odbyła się uroczystość poświęcenia Zakładu, w której brali udział m.in. generał Zgromadzenia Salezjańskiego – ks. Michał Rua, a także hr. Leon Piniński – namiestnik Galicji oraz profesor Uniwersytetu Krakowskiego – Stanisław Smolka. Do odbudowy kościoła przystąpiono z wiosną 1902 r. Autor opracowania wspomina ks. dr. Emanuele Manassero, którego „nadzwyczajny spryt i niezłomna niczem wola łamały wszelkie trudności i przeszkody jakąś tajemniczą niezwyciężoną siłą na drodze rozwoju Zgromadzenia Salezjańskiego w Polsce, a czarujące obejście jednało nawet serce inteligentnego wroga”. Co interesujące – początkowe przeszkody finansowe okazały się igraszką, a zapomogę w kwocie 500 koron na odbudowę przesłał sam cesarz i król Austro-Węgier – Franciszek Józef I.

Podczas jednej z inspekcji konserwatorskiej doszło do niecodziennego odkrycia. Kiedy prof. Odrzywolski nakazał robotnikom kopać ziemię w nawie kościoła na głębokość 1,5 m, odkryto wiele ludzkich szkieletów, a pod nimi nietkniętą glinę. Ks. J. Michalski pisze: „Skąd się wzięły szkielety pod nawą kościoła w glinie? Wiadomo, że jeszcze przed przybyciem Dominikanów do Oświęcimia staczano krwawe i zacięte walki z nieprzyjaciółmi przy wałach i murach obronnych, które graniczyły z klasztorną górą. Poległych żołnierzy grzebano na tej górze, na której później wzniesiono kościół św. Krzyża i klasztor dominikański. A że szkielety znalezione na klasztornej górze są po żołnierzach świadczy o tem fakt, że przy ich odkryciu nie znaleziono nigdy szkieletów dzieci lub kobiet, ale tylko potężnych, barczystych mężczyzn”. Odkrycie to spowodowało przerwanie prac budowlanych nawy, a siły skierowano na budowę zachodniego skrzydła zakładu. Kolejno prace ruszyły z wiosną 1903 r.

Co interesujące, doszło do przeniesienia wielkiego ołtarza z dotychczasowego prezbiterium do nawy i umieszczono pod zachodnią ścianą – od tej pory kościół przestał być orientowany, jak to dawniej bywało przy budowie świątyń.

Z wiosną 1905 r. rozpoczęto budowę oktogonu po zachodniej stronie kościoła. Fundament wzmocniono olchowymi palami wbijanymi kafarem. Początkowo miała znajdować się tam potężna kopuła i dwie wieże gotyckie, jednakże zaniechano tych planów, gdyż „podobna budowa nie odpowiadała naszemu klimatowi”. Portal, czyli wejście do kościoła zbudowano w ścianie wschodniej prezbiterium od ul. Jagiellońskiej w 1906 r. – poprzednie wejście do kościoła dominikańskiego znajdowało się w ścianie północnej, wychodzącej na cmentarz kościelny. Dotychczasowe prezbiterium stało się więc przedsionkiem kościoła.

Kolejno, w 1906 r. rozpoczęto budowę bocznych ołtarzy pod galeriami w nawie kościoła. W 1907 r. artysta Jan Stankiewicz z Oświęcimia namalował obraz Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych, umieszczony w wielkim ołtarzu. W 1908 r. otynkowano kościół i pomalowano na żółto. W 1910 r. umieszczono na cokołach słupów metalowe płyty z napisami ich fundatorów (do dziś można je bez trudu odnaleźć). W 1911 r. postawiono ks. prałatowi Andrzejowi Knyczowi pomnik marmurowy (także i dziś dostępny).

Tak kończy swój opis odbudowy autor opracowania ks. J. Michalski. W kolejnej części swej pracy opisuje obraz Najświętszej Panny Maryi Wspomożycielki w Oświęcimiu, relacje cudów dowodzące łask płynących, a także inne elementy kultu Wspomożycielki, patronki odrestaurowanego kościoła.

W tym miejscu wskazać trzeba, że nie wszystkim odrestaurowany kościół przypadł do gustu, w szczególności nie podobał się on historykom sztuki. Przekonuje o tym Ludwik Stasiak (notabene wielki malarz epoki Młodej Polski, a także autor przewodników po krakowskich kościołach i zabytkach), który w artykule „Oświęcim” („Nowa Reforma, nr 90 z 20 kwietnia 1920 r.) napisał: „A jednak, mimo że protesty i lamenty historyków sztuki są zapewne słuszne, niepodobna nie zapisać ogromnej zasługi księży salezjanów. Tą zasługą jest fakt, ze oni starożytne mury wzmocnili, że porządnie zabezpieczyli, że budowla znowu przetrwa całe wieki”.

Epilog

Jakkolwiek od czasów napisania dzieła przez ks. Michalskiego upłynęło przeszło 100 lat i przez ten okres powstało wiele innych publikacji opisujących dzieje Salezjanów w Oświęcimiu, tym niemniej opracowanie z 1920 r. zasługuje na szczególną uwagę. Jest tak dlatego, że przez wiele lat było ono nieodkryte dla badaczy i zawiera wiele cennych informacji, których próżno szukać w innych źródłach. Warto zatem przypomnieć dzieje Towarzystwa św. Franciszka Salezego w Polsce, tym bardziej, że Oświęcim był pierwszą ich placówką na ziemiach polskich, a od 15 sierpnia 2013 r. św. Jan Bosko pozostaje patronem grodu nad Sołą.

Informacje o autorze

Rafał Guzik – dr nauk prawnych, adwokat i adwokat kościelny w Oświęcimiu. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, a także absolwent Salezjańskiego Publicznego Liceum Ogólnokształcącego w Oświęcimiu (matura 2007). Rodowity oświęcimianin, miłośnik historii Oświęcimia.

Czytaj też:
Iro Druks. Niezwykła historia oświęcimskiego adwokata
Czytaj też:
Tajemniczy Zamek Czocha. Czy faktycznie był „twierdzą szyfrów”?
Czytaj też:
QUIZ: Najjaśniejsza Rzeczpospolita. Wyboista droga do niepodległości

Źródło: DoRzeczy.pl