Wataha Żeleźniaka podążyła w głąb ziem Korony w końcu maja. Do atamana – tak jak 120 lat wcześniej do Chmielnickiego – przyłączali się chłopi oraz Kozacy dezerterujący z magnackich milicji. Znów śmiertelna groza zawisła nad miastami i dworami. Żeleźniak zajął Żabotyń, Śmiłę, Czerksy, Korsuń, Bohusław i Lisiankę. Wszędzie Kozacy i czerń mordowali oraz rabowali.
W drugiej połowie czerwca dotarli do Humania, miasta należącego do Franciszka Salezego Potockiego, wojewody kijowskiego. Zarząd sprawował w nim Rafał Despota Mładanowicz. Schroniły się tu tysiące uciekinierów – głównie szlachta i Żydzi. Stracili oni nadzieję na powodzenie obrony i odsiecz, gdy na stronę napastników przeszedł setnik milicji Potockiego – Iwan Gonta – wraz z podkomendnymi. Mładanowicz liczył, że Żeleźniak i Gonta zadowolą się grabieżą, a do mordów nie dojdzie…
Decyzja z 21 czerwca o poddaniu miasta okazała się przedwczesna i tragiczna w skutkach. Tłuszcza wdarła się do miasta, paląc, rabując, gwałcąc i mordując na różne sposoby. Synagogę zbombardowano, grzebiąc pod jej gruzami 3 tys. ludzi. Krew Żydów przelewała się przez progi ich świątyni. Tych, którzy przeżyli, mordowano, obcinając najpierw uszy i ręce. Wśród drwin i upokorzeń, również przed obliczem prowodyrów, zarzynano duchownych rzymsko- i grekokatolickich. Profanowano ich kościoły. Wdzierano się do nich i mordowano wszystkich, którzy szukali tam schronienia, z kobietami i dziećmi włącznie. Stracili życie uczniowie szkoły bazyliańskiej (unickiej), którzy odmówili przejścia na prawosławie. Ciała ich wrzucono do studni. Tych ludzi, którzy podawali się za prawosławnych, poddawano swoistym testom. Jak pisał jeden ze świadków: „Kto nie umiał pacierza cerkiewnego, nie umiał po cerkiewnemu żegnać się, nie mógł pić gorzałki ciepłej z miodem nalanej w miskę, za Lacha był osądzony i ginął”. Cały dzień trwał ten koszmar. Zamordowano – jak się szacuje – od 15 do 20 tys. ludzi.
Czytaj też:
Od bohatera do namiestnika cara. Smutna przemiana gen. Zajączka
Następnie Żeleźniak z Gontą ruszyli dalej, grabiąc i mordując, a ich przykład okazał się zaraźliwy wśród chłopstwa. Trzy tygodnie owej koliszczyzny wystarczyły, aby 100 tys. Polaków i Żydów – ale też Rusinów… – postradało życie. Gdy bunty chłopskie rozlały się po lewej stronie Dniepru (a i konfederaci barscy odeszli z Ukrainy), Rosjanie natychmiast rozprawili się z hajdamactwem i koliszczyzną. Obu przywódców i ich „mołojców” ujęli podstępem Kozacy dońscy, najpierw urządzając z nimi popijawę. Żeleźniaka i jego podkomendnych osądzili Moskale, wypalając im na czołach słowo „wor” (złodziej) i wyrywając nozdrza, a po wybatożeniu zsyłając do kopalń. Gontę i jego Kozaków oddano natomiast Polakom. Przywódca i większość jego zgrai zostali straceni, a innych sprawców rzezi wyszukiwano i karano w ciągu kilku lat po niej.
Rzeź humańska i hajdamacy pozostali w polskiej pamięci. Po napadzie ukraińskim na Lwów w listopadzie 1918 r. Artur Oppman napisał:
„Nóż hajdamacki w pierś nam grozi znów!
Lwów! Brońmy Lwów!”.
1939–1945. Ludobójstwo OUN/UPA
Ewa Siemaszko – znakomita badaczka rzezi wołyńskiej – w odniesieniu do tego wydarzenia używa słowa „ludobójstwo”. Oto dlaczego:
„Celem zbrodni było usunięcie Polaków z tamtych terenów. Zwraca uwagę organizacja mordów, ich przebieg, zasięg terytorialny i rozmiary oraz propagowana przy tym ideologia nawołująca do biologicznego wyniszczenia Polaków jako grupy narodowościowej. To wszystko niezbicie świadczy, że była to zamierzona i zorganizowana akcja fizycznej eksterminacji ludności polskiej na tle narodowościowym – w świetle Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, uchwalonej przez ONZ w grudniu 1948 r. – kwalifikowana jako ludobójstwo. [...] Z kolei powszechność okrucieństwa, którym sprawcy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii poddawali swe polskie ofiary niezależnie od wieku i płci, a więc nawet dzieci, uprawnia do specjalnego określenia tej zbrodni jako genocidium atrox, czyli ludobójstwo straszliwe, dzikie, okrutne” („Historia Do Rzeczy”, maj 2013 r.).
Do powszechnej świadomości dotarły u nas podstawowe fakty: że do tej rzezi doszło z powodu ideologii terroru propagowanej przez OUN, a zwłaszcza przywódcę nacjonalistów Stepana Banderę, że zbrodniczymi rozkazami urzeczywistnili tę ideologię tacy dowódcy UPA jak Roman Szuchewycz i Dmytro Klaczkiwski, że masowe mordy zaczęły się w lutym 1943 r., a ich apogeum przypadło na lato owego roku, a zwłaszcza 11 lipca, kiedy bandyci uderzyli niedzielnym rankiem na 99 polskich wsi jednocześnie, gdy ich mieszkańcy nie poszli w pole, ale zgromadzili się na mszach świętych w kościołach. Wiemy też, że ludobójcze napady przesuwały się na Wołyniu od wschodu na zachód – z rejonu Sarn do Włodzimierza Wołyńskiego – a potem na południe, do Małopolski Wschodniej. Antypolskie akcje organizowali nacjonaliści, a ramię w ramię z oddziałami UPA mordowali polskich sąsiadów miejscowi chłopi ukraińscy. I wreszcie – że ich ofiarą padło łącznie ok. 100 tys. Polaków.
Myślę, że nie ma potrzeby (a także miejsca…), aby przypominać cały znany przebieg rzezi. Do jej obrazu spróbuję dodać dość istotne – jak sądzę – uzupełnienie oraz garść mało znanych cytatów z zeznań schwytanych upowców podczas śledztw... w NKWD isowiecko-ukraińskim MGB.
Otóż pisarz Stanisław Srokowski (współtwórca scenariusza filmu „Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego)trafnie zauważył, że wedle tego samego schematu ideologiczno-militarnego co na Wołyniu nacjonaliści organizowali eksterminację Polaków na Podolu w województwie tarnopolskim już… we wrześniu 1939 r. Do pierwszego masowego mordu doszło 17 września w Sławentynie (powiat Podhajce), gdzie – korzystając z sowieckiej inwazji – Ukraińcy zamordowali widłami, nożami i siekierami 80 polskich mieszkańców. W następnych dniach ukraińskie bojówki mordowały Polaków w Szumlanach, Żukowie, Urmaniu, Leśnikach, Kuropatnikach, Mieczyszczowie, Mużyłowie, Krasucku, Hołchoczach i Wyczółkach. Trzy powiaty zostały dotknięte masowymi mordami…
Z kolei wedle Damiana Markowskiego – badacza IPN – schwytani upowcy, „zmiękczeni” przez sowieckich śledczych (trafił swój na swego), mówili m.in. o zbrodniach przeciwko Polakom. Oto kilka zebranych przez Damiana Markowskiego cytatów:
Lew Jaskewycz, zastępca „Kruka”, dowódcy kurenia UPA operującego wiosną 1943 r. w okolicach Szumska, zeznawał: „We wsi Zabara rejonu szumskiego zlikwidowaliśmy 10 lub 15 polskich rodzin. Ile rodzin zlikwidowano w sąsiednich wsiach – nie pamiętam. Można także powiedzieć, że ta część ludności, która nie zdążyła wyjechać ze wsi, została całkowicie zniszczona, przy czym przy zabijaniu ludności nie czyniono różnicy ani dla dzieci, ani dla starców, likwidowaliśmy wszystkich bez wyjątku – od małego do starego”.
Czytaj też:
Sprawiedliwi wśród Ukraińców
Danyło Szumuk „Boremskyj” wspominał po zniszczeniu wsi Dominopol pod Włodzimierzem (gdzie zamordowano wówczas ponad 280 Polaków): „A co to za cywile z pistoletami przy pasie? – spytałem. – To chłopcy z Służby Bezpieczeństwa, klawi chłopcy, oni bili Polaków najlepiej ze wszystkich – odpowiedział »Woron«. O, a ten »Woron« wskazał na przysadzistego bruneta – utopił 25”.
Iwan Hryń mówił o masakrze w Porycku 11 lipca 1943 r.: „Mieliśmy wówczas ciężki karabin maszynowy (rosyjski) i dwa moździerze małego kalibru. Nocą przygotowaliśmy się, a następnie cała banda, w tym i ja, napadliśmy na polski kościół, w którym trwało wówczas nabożeństwo, a uczestniczyło w nim do 200 osób, [w tym] starych i małoletnich dzieci. Kościół został okrążony i zaczęła się likwidacja ludzi, otworzyliśmy ogień z cekaemu w głąb głównego wejścia i okien, w wyniku czego zabito wielu obywateli i dzieci, a tych, którzy próbowali uciekać, doganiali i dobijali. Następnie zaczęliśmy pogrom poszczególnych rodzin we wsi, w którym i ja uczestniczyłem”.
Bojówkarz Stepan Redesz, dowódca czoty (plutonu): „Otoczyliśmy 5 polskich wsi i w ciągu jednej nocy i następnego dnia spaliliśmy te wsie, a wszystkich ich mieszkańców w ogólnej liczbie ponad 2 tys. ludzi zarżnęliśmy (dosł. »wyrezaliśmy« – przyp. D.M.). Mój pluton brał udział w paleniu jednej większej wioski i przylegającego do niej chutoru. Zarżnęliśmy około tysiąca Polaków. Wielu z nich – mężczyzn, kobiet, starców i dzieci – rzucaliśmy żywych do studni, po czym dobijaliśmy ich strzałami z broni palnej. Pozostałych kłuliśmy bagnetami, zabijaliśmy toporami i rozstrzeliwaliśmy. Wszystko to czyniliśmy w myśl hasła: »Morduj polską szlachtę, która napływa na ukraińskie ziemie«”.
To trwało 300 lat. Wystarczy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.