Towarzysz Pułaskiego
Urodził się w twierdzy Kamieniec Podolski, gdzie jego ojciec, pieczętujący się herbem Świnka, służył jako pułkownik. Józef obrał tę samą drogę i w wieku szesnastu lat, w 1768 r., wstąpił do wojska koronnego. W tym samym roku wybuchła konfederacja barska przeciw królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu i wspierającej go Rosji. Wśród konfederatów znalazł się też Zajączek, chociaż o jego udziale w walce nic bliższego nie wiadomo. Spotykamy go dopiero wiosną 1770 r., kiedy jako sekretarz przedstawiciela barżan we Francji, Michała Wielhorskiego, udał się do Paryża. W wielkim świecie zwiedzał m.in. Luwr – tam, oszołomiony widokiem jednej z greckich bogiń, uznał, że to Matka Boska. Rzucił się na kolana i kłaniał tak żarliwie, że uderzył głową w posadzkę, gubiąc przy tym perukę.
Po upadku konfederacji Zajączek nie wrócił do Polski, lecz podążył za najsłynniejszym konfederackim dowódcą, Kazimierzem Pułaskim, do odległego imperium tureckiego, by tam tworzyć legion do walki „o wolność i całość Ojczyzny”. Licząca kilkudziesięciu ludzi grupa Pułaskiego dotarła do Szumli. W lipcu 1774 r. konfederaci byli świadkami klęski Turków w bitwie pod Kozludżi. Wkrótce Turcja zawarła pokój z Rosją, a Polakom pozostało wrócić do Francji. Tam też rozeszły się drogi Pułaskiego i Zajączka. Ten pierwszy wyruszył niebawem na drugą półkulę, by znaleźć śmierć w bitwie pod Savannah i przejść do historii jako bohater amerykańskiej wojny o niepodległość.
Czerwony generał
Nasz bohater wrócił tymczasem do kraju i rozpoczął wieloletnią służbę w gwardii hetmana Jana Ksawerego Branickiego, zaprzedanego Rosji przyszłego targowiczanina. W dobie Sejmu Czteroletniego zerwał z nim jednak i przystąpił do stronnictwa patriotycznych posłów, którzy domagali się reformy ustroju i wojska Rzeczypospolitej. Należał do zwolenników konstytucji majowej i bronił jej w 1792 r. przed najazdem rosyjskim. Odznaczył się w bitwie pod Zieleńcami i został jednym z pierwszych kawalerów orderu Virtuti Militari. Po przystąpieniu króla do targowicy złożył dymisję i wyjechał z kraju do Wiednia.
Czytaj też:
Polska kontra Rosja. 500 lat walk o Europę Wschodnią
Na emigracji Zajączek włączył się do organizowania powstania przeciw Rosji. Pełnił ważną funkcję emisariusza Tadeusza Kościuszki – jeździł potajemnie z Wiednia do kraju, a także do saskiego Drezna, które również stało się ośrodkiem przygotowań do walki. Kiedy zaś powstanie wybuchło w 1794 r., stanął w jego szeregach i z sukcesem jako dowódca dywizji wziął udział w pobiciu Moskali pod Racławicami.
Wkrótce okazało się jednak, że Zajączek dobrze bijący się pod czyjąś komendą, zawodzi jako samodzielny dowódca. Dwa miesiące później pod Chełmem jego korpus został pobity przez Rosjan, i – jak stwierdziła życzliwa generałowi jego biografka Jadwiga Nadzieja – zabrakło mu nie tylko wiedzy operacyjnej i doświadczenia, lecz także autorytetu u żołnierzy. Dowodem tego ostatniego był bunt podległych mu oficerów, którzy obarczyli Zajączka winą za poniesioną porażkę i pozbawili dowództwa. Kościuszko załagodził sprawę, nie przywrócił jednak Zajączkowi komendy. Nasz bohater zrehabilitował się wkrótce w potyczce pod Gołkowem w pobliżu Konstancina-Jeziorny pod Warszawą. Nie zapobiegło to jednak odwrotowi wojsk powstańczych do stolicy, którą następnie oblegli Rosjanie i Prusacy.
Zajączek dzielnie bronił Warszawy razem z innymi generałami Kościuszki. Zbliżył się wówczas do najbardziej radykalnego nurtu politycznego w powstaniu, którego zwolenników nazywano jakobinami. Nazwa, ukuta zdecydowanie na wyrost przez przeciwników politycznych, podkreślała, że chcieli oni przenieść na polski grunt metody rewolucji francuskiej. W istocie radykalizm ten, daleki od francuskiego, był raczej reakcją na kryzys powstania i nieskuteczność dotychczasowych metod walki z zaborcami niż konkretnym programem społecznym (niezależnie od tego, że „polscy jakobini” głosili konieczność pozyskania chłopów do walki). Czasami zresztą ich działania przybierały komiczną formę, jak chociażby w czasie wystąpienia gen. Zajączka na sesji Rady Najwyższej Narodowej, kiedy to zaproponował, by za przykładem władz francuskich znieść tytuły i nazwiska szlacheckie, po czym sam ogłosił, że odtąd będzie nosił nazwisko „Ananas”. Ekscentryczny pomysł obrócono jednak w żart i Zajączek pozostał przy swoim nazwisku rodowym.
Jednym z największych sukcesów jakobinów było zdobycie przewagi w powołanym przez Kościuszkę Sądzie Kryminalnym Wojskowym. Miał się on zajmować sprawami o zdradę państwa na rzecz Rosji, a przewodnictwo w nim objął Zajączek. Na początku września 1794 r. rozpatrywano sprawę biskupa Wojciecha Skarszewskiego, targowiczanina. „Zasłużył” się on zwalnianiem z przysięgi na wierność Konstytucji 3 maja, a później udziałem w sejmie grodzieńskim, który zatwierdził II rozbiór Polski (za co od carycy Katarzyny II otrzymał krzyż z topazem i sygnet z brylantami). Został skazany na śmierć, a Zajączek tak uzasadniał wyrok: „Surowość jego nie miała na celu, jak tylko przywrócenie [...] narodowi jego dawnej w charakterze rzetelności. Potrzeba było zwątlić fakcję dworu jako też moskiewską” (cyt. za: Jadwiga Nadzieja, „Od jakobina do księcia namiestnika”, Katowice 1988).
Czytaj też:
Średniowieczna targowica
Mimo dowodów zaprzaństwa Skarszewskiego znalazł on jednak wielu wpływowych obrońców. Byli wśród nich król Stanisław August Poniatowski, który przeczytawszy wyrok, wyszeptał, że jest w nim wymienionych dość win, by i jego samego skazać, nuncjusz papieski Lorenzo Litta, prezydent Warszawy Ignacy Wyssogota-Zakrzewski, w końcu i dwie kochanki biskupa. To wystarczyło, by Kościuszko zamienił szubienicę na dożywotnie więzienie. Zajączek w proteście podał się do dymisji. Dożywocie Skarszewskiego trwało raptem parę miesięcy – do upadku powstania.
Cień Pragi
Klęska zbliżała się bowiem nieuchronnie. Po katastrofie Kościuszki pod Maciejowicami nowe władze powstańcze, przy decydującym udziale Zajączka, zdecydowały się stoczyć walną bitwę z Rosjanami na warszawskiej Pradze. Nie wzięto pod uwagę złego stanu umocnień, a także – w wypadku niepowodzenia – minimalnej możliwości odwrotu zgromadzonych tam wojsk powstańczych przez jedyny most na Wiśle. 4 listopada 1794 r. Rosjanie pod dowództwem feldmarszałka Aleksandra Suworowa ruszyli do szturmu. Jego gwałtowny przebieg zaskoczył obrońców. Moskale wdarli się szybko na szańce na odcinku gen. Jakuba Jasińskiego, który nie ustąpił i zginął z większością swoich żołnierzy. W tym czasie Zajączek nie podjął żadnej decyzji, a kiedy obcy żołnierze wdarli się na jego odcinek, lekko raniony, uległ ogólnej panice i w tłumie zbiegł na lewy brzeg Wisły.