Kupy nie trzyma się również zarzut, że to Jaster dokonał na Pawiaku identyfikacji schwytanych członków „Osy”-„Kosy”. Wystarczy zajrzeć do wspomnień Leona Wanata, który w owym okresie sprawował funkcję pisarza w więziennej kancelarii. „[Konfident] ukryty za framugą okna – pisał Wanat – wskazywał na niektóre osoby orszaku ślubnego przeprowadzane przez podwórze więzienne. Osobnik ten, wzrostu średniego, szczupły, o śniadej cerze i ciemnych włosach, był mocno zdenerwowany i z zachowania jego było widać, że nie chce być poznany przez aresztowanych”.
Jak widać, musiała to być zupełnie inna osoba. Jaster był bowiem bardzo wysokim blondynem (po ucieczce z Auschwitz rozjaśniał jeszcze włosy wodą utlenioną) i Wanat na pewno by to zapamiętał.
Kolejna sprawa to druga ucieczka „Hela”. Okazuje się, że – wbrew temu, co pisał Kunicki – rzeczywiście do niej doszło. Podczas walki wręcz w kabinie samochodu gestapowcy nie mogli jednak użyć pistoletów maszynowych i sięgnęli po broń krótką. Stąd rana pochodziła od pocisku 7 mm, a nie 9 mm. Strzał został zaś oddany z bliskiej odległości w trakcie szamotaniny, stąd ślady prochu znalazły się na nodze „Hela”.
Daria Czarnecka dotarła również do relacji świadka tej ucieczki! „Gdy samochód wjeżdżał łukiem w pl. Zbawiciela, otworzyły się z trzaskiem tylne drzwi, z których wypadło na jezdnię dwóch mężczyzn – wspominał Janusz Kwiatkowski „Zaruta”. – Bardzo wysoki mężczyzna obejmował o wiele mniejszego od siebie cywila, którego przygniótł swym potężnym ciałem w momencie wypadania na jezdnię. W tym czasie, gdy samochód ostro hamował, wysoki mężczyzna poderwał się z jezdni, wpadając na ul. Mokotowską. Była to wspaniała robota warszawska, nadzwyczaj silnego i odważnego bojowca, która zszokowała samych gestapowców”.
Czytaj też:
Polska karząca. Przed tymi egzekutorami nie było ucieczki
Za niewinnością „Hela” przemawiają również liczne, złożone po wojnie relacje i wspomnienia jego znajomych oraz kolegów z oddziału. Wszyscy wydali mu jak najlepszą opinię. Przedstawili go jako sumiennego żołnierza i wielkiego patriotę. Człowieka koleżeńskiego, szczerego, o prawym charakterze. Podkreślali, że choć znał wiele osób i wiele konspiracyjnych skrytek, żadna z nich nie wpadła. „Hel” miał również żywiołowo nienawidzić Niemców.
Kozioł ofiarny
Cóż więc się stało? Dlaczego kontrwywiad AK nie uwierzył Jasterowi? Dlaczego dzielny polski żołnierz poniósł najstraszniejszą możliwą śmierć – z ręki własnych rodaków? Dlaczego jego nazwisko zostało okryte hańbą? Lektura książki Darii Czarneckiej podsuwa niewesołe odpowiedzi na te pytania. Chociaż autorka nie pisze tego wprost, wniosek narzuca się sam – podziemie potrzebowało kozła ofiarnego.
Wsypa „Osy”-„Kosy” była prawdziwą katastrofą dla Armii Krajowej. Góra organizacji zapewne domagała się szybkiego wyjaśnienia sprawy i surowego ukarania winnych. Tymczasem część odpowiedzialności za tragedię ponosiło dowództwo oddziału. Wydanie zgody na zorganizowanie hucznego ślubu i zaproszenie na niego niemal całego oddziału było poważnym naruszeniem elementarnych zasad konspiracji.
„Ta nowina wprowadziła mnie w osłupienie – wspominał Bernard Drzyzga »Kazimierz 60«. – »Matros« odważył się tak ostentacyjną ceremonią narażać ludzi w takich niebezpiecznych czasach. Moje argumenty nie wywarły na nim żadnego wrażenia. Patrzył się tylko arogancko na mnie. Nie mogłem zrozumieć, że »Philips« (płk Józef Szaniawski, dowódca »Osy«-»Kosy«) dał mu oficjalną zgodę na tę uroczystość”.
O tym, że w kościele św. Aleksandra tego dnia ślub brać będzie „ważna osoba z konspiracji”, wiedzieli nawet chłopcy z kościelnego chóru. Było to tajemnicą poliszynela…
W tej sytuacji niepotrzebna była zdrada „Hela”, żeby o ceremonii dowiedziało się gestapo. Według znanego historyka Tomasza Strzembosza nie był to zresztą jedyny przypadek, gdy oddział nie przestrzegał ściśle zasad walki podziemnej. Dezynwoltura ta mogła się przyczynić do rozkonspirowania oddziału i rozpracowania go przez służby specjalne wroga.
Czytaj też:
Grabież stulecia, czyli jak „wyzwalała” Armia Czerwona
Gdyby jednak kontrwywiad, który otrzymał rozkaz wyjaśnienia wsypy, postawił w raporcie takie wnioski, w podziemiu doszłoby do trzęsienia ziemi. Kierownictwo AK (i słusznie) zapewne domagałoby się kolejnych dochodzeń i ukarania odpowiedzialnych za tę sytuację oficerów. Znacznie łatwiej było więc zrzucić winę na wytropionego „zdrajcę”. Skazać go, wykonać egzekucję i w ten sposób zamknąć sprawę. Niewykluczone, że o wyborze Jastera do tej roli zdecydowały między innymi jego niepolskie nazwisko i wyznanie ewangelickie. Na możliwość taką wskazywała narzeczona „Hela” Anna Danuta Sławińska.
To oczywiście tylko hipoteza. Jest ona jednak znacznie bardziej prawdopodobna niż wersja Kunickiego, czyli historia młodego polskiego patrioty, którego rodzice byli dręczeni w obozach koncentracyjnych, a on mimo to był na usługach gestapo. Wszystko, co wiadomo o Jasterze, przeczy takiej ewentualności.
Dlaczego więc Jaster przyznał się do zdrady? W ten sposób docieramy do najbardziej drastycznego aspektu całej historii. Już prof. Tomasz Strzembosz, wątpiąc w winę „Hela”, wskazywał, że w trakcie wewnętrznego śledztwa został on „przyciśnięty” przez kontrwywiad AK. Pisząc wprost, przyznanie się do winy mogło zostać na nim wymuszone biciem. Sugestię taką w jednej ze swoich książek zawarł również znany badacz konspiracji Jerzy Ślaski. Chyba nie przez przypadek były żołnierz AK Janusz Kwiatkowski „Jaruta” napisał po latach, że „Hel” został „zamordowany w sposób bestialski”.
Czy tak było w rzeczywistości? Zapewne nigdy już się tego nie dowiemy. Tajemnicę tę zabójcy „Hela” zabrali do grobu. Danuta Czarnecka w swojej książce stawia zresztą jeszcze jedną hipotezę. Badaczka wskazuje na to, że nie zachowały się ani akta sprawy, ani wyrok na Stanisława Jastera wydany przez podziemny sąd. Część niemieckich dokumentów sugeruje zaś, że „Hel” wcale nie uciekł z samochodu po drugim aresztowaniu.
Czyżby więc młody żołnierz zginął z ręki gestapowców, a nie rodaków? Dlaczego jednak w takim razie Kunicki po wielu latach miałby zmyślić historię rzekomej zdrady Jastera? Czyżby obu żołnierzy dzieliły niegdyś jakieś prywatne, nieznane nam bliżej, spory?
Jak widać, w sprawie Jastera nadal wiele pytań pozostanie bez odpowiedzi. Jedno jest jednak pewne. Rację miał Kazimierz Piechowski, ostatni uczestnik ucieczki z Auschwitz, gdy w 2010 r. pisał do Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy AK:
„Kunicki w książce »Cichy front« otworzył »puszkę Pandory«, powodując tym chaos w historii człowieka, bohatera, zasłużonego żołnierza Armii Krajowej, oskarżając Jastera kłamliwie i nikczemnie o zdradę. Oczekuję pośmiertnej rehabilitacji Stanisława Gustawa Jastera ps. Hel. Cechą żołnierzy AK była odwaga. Czy wystarczy nam tyle odwagi, by przyznać, że Staszek Jaster padł ofiarą tragicznej pomyłki?”.
---
Daria Czarnecka
„Sprawa Stanisława Gustawa Jastera ps. Hel w historiografii”, IPN
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.