Lech Kowalski
W zespole archiwalnym Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW) spoczywa w Instytucie Pamięci Narodowej (IPN) niezwykły dokument pt. „Informacja w sprawie przeprowadzenia przez grupę terrorystyczną OWP (Organizacja Wyzwolenia Palestyny) akcji na Ambasadę ZSRR w Warszawie”. Dokument pochodzi z 24 listopada 1980 r. i wcześniej był obwarowany klauzulą „tajne specjalnego znaczenia”. Sporządzony został przez Zarząd II Sztabu Generalnego – co oznacza wywiad wojskowy – ale przez kogo, to pozostaje nadal tajemnicą, podpis jest nieczytelny.
Zważywszy na to, że atak na ambasadę sowiecką miał nastąpić w drugiej połowie 1980 r., a więc w czasie, kiedy w Polsce w coraz liczniejszych zakładach pracy wybuchały kolejne strajki robotnicze, a na ulicach miast manifestowały tysiące niezadowolonych obywateli z „socjalizmu z ludzką twarzą”, to chociażby już tylko z tego względu trzeba przyznać, że Palestyńczycy wybierając na miejsce akcji Warszawę, wykazali się dużym profesjonalizmem. W tym bałaganie to się mogło udać. Właściwy wybór miejsca i czasu akcji to więcej niż połowa sukcesu. Krótko mówiąc: to był strzał w dziesiątkę.
Takiego zawirowania społecznego i o takim natężeniu jak wówczas jeszcze w naszym kraju nie było, co powodowało, że bezpieka cywilna (SB) i wojskowa (WSW) w dużej mierze cały swój potencjał bandycki koncentrowała na rozpracowywaniu tzw. wichrzycieli, wrogów ludu i elementów antysocjalistycznych. Podobne rozdygotanie resortowe można było zaobserwować po stronie sowieckich służb specjalnych (KGB). One również większość swych sił ukierunkowały na wsparcie PRL-owskich bezpieczniaków i wojskowych czekistów. W tym przypadku chodziło o bezbronny naród, który miał dość komuny.
Kara dla ZSRS
Zajęcie Ambasady ZSRS w Warszawie byłoby karą za storpedowanie przez Sowietów akcji Palestyńczyków pragnących zabić izraelskich pracowników handlowych w Berlinie Zachodnim. Co jednoznacznie by też potwierdzało, że w tym czasie to Sowieci pociągali za sznurki, jeśli chodzi o działania OWP na arenie międzynarodowej. Nie powinno to dziwić, Izrael był przysłowiową kością w gardle Kremla. Jednak nawet Sowieci w ówczesnej sytuacji międzynarodowej nie zdecydowali się dać wolnej ręki Palestyńczykom w planowanej przez nich akcji zbrojnej.
Czytaj też:
Breżniew – leń na Kremlu
Atak OWP na handlowców z Izraela miał być odwetem za zlikwidowanie przez wywiad izraelski jednego z dowódców grup dywersyjnych Lady Haadada (został otruty w Ludowo-Demokratycznej Republice Jemenu). Dlatego w zamian Palestyńczycy postanowili zlikwidować wspomnianych Izraelczyków, w sumie 16 osób, na terenie Berlina Zachodniego. Do tej akcji przygotowywali się już od dłuższego czasu, wiedzieli, że każdego roku – w maju lub czerwcu – przedstawiciele handlowi Izraela przybywali do Berlina Zachodniego, aby przeprowadzać bliżej nieokreślone transakcje handlowe. I tu postanowili ich dopaść.
Pomocy w przygotowywaniu tego ataku udzielała Palestyńczykom Ambasada Ludowo-Demokratycznej Republiki Jemenu w Berlinie Wschodnim. W jej zabudowaniach przechowywane były między innymi broń, amunicja i materiały wybuchowe. Dokładnie dwa dni przed wyznaczonym terminem akcji Jemeńczycy poinformowali przedstawicieli Związku Sowieckiego o planach Palestyńczyków. Sowieci wystraszyli się nie na żarty, zareagowali gwałtownie – zdając sobie doskonale sprawę, że wiele wskazywałoby na nich, jako inspiratorów – stąd w pośpiechu przejęli zgromadzony sprzęt palestyński znajdujący się w ambasadzie jemeńskiej.
Plan OWP
Przedstawiciele OWP uznali ten akt za działania sprzyjające Izraelowi i postanowili skompromitować Kraj Rad poprzez zajęcie ich ambasady w Warszawie. Dlaczego akurat w tym mieście, to już po części wyjaśniliśmy, ale wybór stolicy Polski został podyktowany także tym, iż była ona najbardziej popularna w tym czasie spośród wszystkich stolic państw socjalistycznych i przeprowadzenie w niej planowanego ataku odbiłoby się szerokim echem na całym świecie. Z pewnością by to lepiej pobrzmiewało, niż gdyby przeprowadzono taki atak terrorystyczny przykładowo w Sofii czy w Budapeszcie.