Atak na ambasadę ZSRS w Warszawie. To miała być zemsta na Sowietach

Atak na ambasadę ZSRS w Warszawie. To miała być zemsta na Sowietach

Dodano: 

Palestyńczycy podeszli do całej tej sprawy bardzo profesjonalnie. W ramach zaplanowanej akcji postanowili zająć budynek ambasady, wziąć zakładników spośród personelu dyplomatycznego, wymusić na władzach polskich dostarczenie samolotu i przez 10–15 dni obwozić sowieckich zakładników po całym świecie i pokazywać ich niczym małpy w klatce, co miało być ostrzeżeniem na przyszłość, by w takich okolicznościach Sowieci trzymali się od nich z dala i nie przeszkadzali im. Gdyby do tego faktycznie doszło, byłaby to niewyobrażalna heca na skalę międzynarodową. Trasa przelotu miała prowadzić między innymi przez Tokio z lotniskiem docelowym w Algierze. Nie do wiary, że taki plan mógł się zrodzić w Palestynie. Co za wizja i przebiegłość!

Aby uprowadzić Sowietów, z Berlina Zachodniego przybyło do Warszawy dwóch Palestyńczyków. Korzystając między innymi z pomocy studentów palestyńskich przebywających w Warszawie, w ciągu kilku tygodni rozpracowywali oni rozkład pomieszczeń w budynku ambasady ZSRS oraz przygotowali dokładny plan zajęcia poszczególnych biur, w tym również attachatu wojskowego. Z czasem mieli do nich dołączyć bezpośredni wykonawcy ataku z OWP. Jak się później okazało, akcja ta miała być dodatkowo skoordynowana z zajęciem trzech–czterech ambasad PRL w różnych stolicach świata, w tym w Paryżu, co miało być niczym innym jak zasłoną dymną, gdyż strategicznym celem pozostawali nadal Sowieci, którzy mieli podróżować po świecie uprowadzonym samolotem w towarzystwie Palestyńczyków. Po wylądowaniu samolotu w Algierze palestyńskie grupy uderzeniowe miały się wycofać z polskich placówek dyplomatycznych oraz zwolnić samolot z zakładnikami i polską załogą. Jak widać, fantazji Palestyńczykom nie brakowało, na ile było to realne, trudno powiedzieć.

Czytaj też:
Esbecy zabili 16-latka, bo ujawnił wstrząsającą prawdę

Plan wspomnianej akcji został przedstawiony do zatwierdzenia odpowiedzialnemu za przeprowadzanie takich uderzeń terrorystycznych specjalnemu zespołowi kierownictwa OWP, który ostatecznie postanowił go odrzucić, oceniając, że byłby on „szkodzący sprawie palestyńskiej”. A więc został odrzucony ze względów politycznych, innych zastrzeżeń nie było.

Szczęśliwy los ekipy Jaruzelskiego

Sęk w tym, że gdyby doszło do tego ataku w Warszawie, to prawdopodobnie wywarłby on również niebagatelny wpływ na dalsze stosunki polsko-sowieckie. Jestem też przekonany, że akcja ta wpłynęłaby także na sprawy wewnętrzne PRL. Nie wyobrażam sobie, że gdyby Palestyńczykom udało się w Warszawie, przy władzy ostaliby się towarzysze Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak i Florian Siwicki. Czegoś takiego Sowieci by im nie darowali, gdyby wyszło na jaw, że nic na ten temat nie wiedzieli. A śmiem twierdzić, iż PRL-owscy decydenci mundurowi nie mieli pojęcia o trwających przygotowaniach i o zamiarze Palestyńczyków.

Gdyby było inaczej, natychmiast biegaliby do ambasady sowieckiej na wyścigi i meldowali o zagrożeniu. I do dzisiaj pialiby z zachwytu, jak to uratowali siedzenie braciom Moskalom. Byłoby to też zapisane złotymi zgłoskami w annałach działania operacyjnego MON i MSW. A telewizyjni opowiadacze dyrdymałów szpiegowskich i terrorystycznych – PRL-owscy towarzysze Marek Dukaczewski i Jerzy Dziewulski – po dziś dzień opowiadaliby o tych wydarzeniach w telewizjach reżimowych. Tymczasem cisza!

Czytaj też:
Zabić księży! SB mordowała kapłanów jeszcze po wyborach 4 czerwca

Jest też pewne, że w tamtej rzeczywistości PRL – po wspomnianym ataku na ambasadę sowiecką – ewentualny stan wojenny wprowadzałby zupełnie inny skład mundurowy, a rzeczeni powyżej Jaruzelski, Kiszczak i Siwicki. możliwe, że w kapturach na głowach, zostaliby przewiezieni do Moskwy, tak jak to się stało z ekipą Aleksandra Dubczeka w okresie pamiętnej inwazji na Czechosłowację wojsk Układu Warszawskiego w sierpniu 1968 r. I to byłby ostateczny kres ich kariery, mogliby mówić o szczęściu, gdyby udało się im ujść z życiem. Z Kremlem nigdy nie było żartów, podobnie jak zresztą dzisiaj! Rządzą tam nieobliczalne junty polityczno-militarne o nastawieniu nacjonalistycznym.

Mam za sobą niemal już w całości przeprowadzoną kwerendę zbioru archiwalnego WSW i o tej sprawie – poza tą jednostkową informacją – nie ma najmniejszego śladu. Możliwe, że gdzieś w końcówce kwerendy ta akcja jeszcze wyskoczy, choć wątpię, bo pozostała mi do przerobienia jedynie końcówka PRL. Myślę, że Zarząd II Sztabu Generalnego wszedł w posiadanie tej wiedzy już po fakcie, kiedy sprawa stała się nieaktualna, możliwe, że któryś z attaché wojskowych nabył te informacje i przekazał je do centrali w Warszawie, a stąd trafiła ona do szefostwa WSW. Podana informacja była tak lakoniczna i ogólnikowa, że dodatkowo tylko potwierdza, iż w tamtym czasie nasi superszpiedzy i kontrwywiadowcy bujali w obłokach. Zresztą nie po raz pierwszy i ostatni. Warto też wiedzieć, że na czele kontrwywiadu wojskowego stał w tym czasie sławetny gen. Czesław Kiszczak, a wywiadem wojskowym kierował jego kompan z czasów wspólnej służby w stalinowskiej Informacji Wojskowej – gen. Edward Poradko. Jak z tego wynika, żadni fachowcy. Sprawdzili się za to, za jakiś czas, w zaplanowaniu i zaatakowaniu bezbronnego narodu, wprowadzając stan wojenny w Polsce z towarzyszem Jaruzelskim na czele.

Artykuł został opublikowany w 5/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.