Wojna prewencyjna 1920. Dlaczego Polacy uderzyli jako pierwsi?

Wojna prewencyjna 1920. Dlaczego Polacy uderzyli jako pierwsi?

Dodano: 

Prawdopodobieństwo naszej przegranej byłoby dużo większe. Nie zapominajmy, że Polska miałaby w takim wariancie mniej czasu na zmobilizowanie własnej opinii publicznej wokół obrony narodu. Na zebranie ochotników trzeba przecież trochę czasu. Dzięki temu atakowi wydarliśmy dla siebie dodatkowe dwa miesiące na mobilizację naszych sił. To były kluczowe dwa miesiące – w przypadku niepodjęcia uderzenia wyprzedzającego, w sierpniu 1920 r. bolszewicy znaleźliby się zapewne nie pod Warszawą, ale pod Poznaniem. Poza tym gen. Wrangel miałby jeszcze mniej czasu na przeprowadzenie swojej ofensywy na południu, przez co Sowietom byłoby łatwiej z nami walczyć.

Lenin popełnił błąd, szykując się do ataku na Polskę jeszcze przed rozgromieniem gen. Wrangla?

Bolszewicy nie docenili gen. Wrangla. W czerwcu 1920 r. Stalin krytykował takie podejście, mówiąc, że nie można prowadzić wojny z Polską przed wygraniem wojny domowej. Jego głos nie przebił się jednak i w momencie, gdy 4 lipca 1920 r. bolszewicy przeprowadzili zmasowane uderzenie Frontu Zachodniego na Polskę, Wrangel sprawiał Sowietom duże trudności na ich południowym froncie, który był ogołocony z wojsk. Sowieci zanadto spieszyli się do wojny z Polską.

O co chodziło Leninowi?

Lenin z żoną i siostrą w Moskwie, 1 maja 1918 r.

Zwykło się myśleć, że chodziło mu o zaniesienie „ognia rewolucji” aż do Atlantyku. Lenin jednak był przede wszystkim skupiony na jednym celu: na dojściu do Niemiec. To była kluczowa kwestia w wojnie z Polską. Bolszewicy chcieli zniszczyć Polskę przede wszystkim dlatego, że była ona barierą odgradzającą ich od Zachodu – Leninowi zależało na zyskaniu granicy z Niemcami. Mówił, że Polska to „państwo buforowe, które ma odgrodzić Niemcy od zderzenia z sowieckim komunizmem”. To był z jego perspektywy arsenał – kraj z potężnym przemysłem i największą w Europie klasą robotniczą, która w planach Moskwy miała dostarczyć rewolucji żołnierzy. To była fabryka zbrojeniowa Europy, bez której bolszewicy uważali światową rewolucję za nierealną. Lenin tłumaczył, że sojusz z Niemcami – niezależnie od tego, czy rewolucja by tam zwyciężyła, czy nie – otworzyłby ogromne perspektywy gospodarcze, które miały służyć odbudowie Rosji sowieckiej. Niemcy jednak również liczyli na odtworzenie granicy niemiecko-rosyjskiej, co w ich mniemaniu było warunkiem odzyskania statusu mocarstwowego. I rzeczywiście oba państwa dosyć szybko zaczęły ściśle ze sobą współpracować gospodarczo i wojskowo (układ w Rapallo z 1922 r.). Tuż przed bitwą warszawską politbiuro zdecydowało nawet o stworzeniu bezpośredniego połączenia kolejowego z Niemcami. Zaczęto dzielić skórę na niedźwiedziu.

Jaka byłaby Polska Dzierżyńskiego i Marchlewskiego?

Wyglądałaby jak wschodnia Ukraina. Całkowicie wynarodowiona, bez elit, spustoszona. Od razu po rozbiciu naszych elit bolszewicy uderzyliby w polskich chłopów. Polska wieś zostałaby zupełnie zniszczona i zapanowałby głód, jakiego w Polsce nikt wcześniej nie znał. Miliony Polaków straciłyby życie.

Dzierżyński i Marchlewski mieli ambicje, żeby rządzić Polską?

Wszystko było podporządkowane rewolucji, a nie celom narodowym. Ci ludzie myśleli innymi kategoriami, więc z ich punktu widzenia nieważne było to, kto rządziłby w Polsce, byle był to bolszewik.

Czytaj też:
„Zajrzeć do mózgu Lenina” - najważniejsza misja wywiadu II RP

Czy Stalin miał jakieś wyrzuty sumienia po klęsce pod Warszawą?

Przypomnijmy, że Stalin przeciwstawił się przesunięciu części sił Frontu Południowo-Zachodniego dla zabezpieczenia południowej flanki Frontu Zachodniego. To pozwoliło na decydujący polski kontratak. Stalin zapłacił za swój błąd – został odwołany w trybie natychmiastowym ze stanowiska członka Rewolucyjnej Rady Wojennej Republiki. Uznano go za jednego z głównych winnych niepowodzenia tej operacji. Dlatego Stalin usiłował znaleźć wytłumaczenie tej klęski gdzie indziej: wyraźnie mówił o tym, że Moskwa nie doceniła „potęgi czynnika narodowego w Polsce”. Sami bolszewicy przyznali też w końcu, że zbyt wcześnie chcieli uderzyć na Polskę, że nie zdążyli wtedy jeszcze ustabilizować swojej władzy.

Czym był „sowiecki kompleks Polski”, o którym pisze pan w swojej książce?

Po sromotnej klęsce pod Warszawą możemy wręcz mówić o sowieckiej traumie. Moskwa widziała odrodzoną Polskę jako bastion wzniesiony przeciwko komunizmowi, uważała Polskę za centralny punkt światowego systemu imperialistycznego. Pojawiło się przekonanie, że bezpośrednia sowietyzacja Polski jest niemożliwa, jako przyczynę bolszewicy wskazywali zbyt silny polski nacjonalizm. Ta klęska wyraźnie wzbudziła w bolszewikach respekt przed Józefem Piłsudskim i polską armią. Sowieci doceniali też polski korpus oficerski, relatywnie wysokie morale żołnierzy, a także aktywność naszych organizacji paramilitarnych. To wszystko spowodowało, że bolszewicy przez lata żyli w przekonaniu, że Polska – w przypadku poczucia zagrożenia – jest gotowa rzucić się na nich z niezwykłą determinacją.

Jakie wnioski wyciągnęli z tej klęski Sowieci?

Zrozumieli, że najpierw trzeba ustabilizować sytuację na własnym terenie i należy stworzyć własny przemysł zbrojeniowy, co pozwoliłoby na prowadzenie wojny przez czas dłuższy niż kilka miesięcy.

W 1939 r. Stalin nie popełnił już w stosunku do Polski tych samych błędów, które popełnił Lenin w czasie wojny polsko-bolszewickiej.

Tak, w 1939 r. bolszewicy byli już gotowi do dłuższej wojny, a poza tym skutecznie dogadali się z Niemcami. I ostatecznie po 20-letnim oczekiwaniu wciągnęli nas do komunistycznego piekła.


Prof. Bogdan Musiał jest historykiem, specjalizuje się w historii Niemiec i ZSRS. Wśród wielu jego publikacji znajduje się książka „Na Zachód po trupie Polski”, opisująca sowieckie plany ataku na Zachód.

Artykuł został opublikowany w 8/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.