Wiosną 1933 r. marszałek Piłsudski wysłał swojego adiutanta, kpt. Mieczysława Lepeckiego, do Buczacza, Kopyczyniec i Zaleszczyk. W pierwszych dwóch miejscowościach Lepecki miał się przyjrzeć urządzeniom dworcowym, bo wiadomości o nich potrzebne były marszałkowi do gry wojennej. Jednak do Zaleszczyk adiutant pojechał, by zapoznać się z warunkami i możliwościami spędzenia przez Piłsudskiego urlopu. W poprzednich latach marszałek wypoczywał za granicą. Teraz jednak postanowił – być może dlatego, że już nie czuł się na siłach, by wybrać się w daleką podróż – spędzić urlop w kraju.
„Wysunięte na południe, zasłonięte od północy, położone w głębokim jarze Dniestru Zaleszczyki są najcieplejszym i najsłoneczniejszym zakątkiem Polski. Tutaj jedynie dojrzewa winograd, istnieją sady morelowe i brzoskwiniowe, rośnie dziki migdał, a przed domami wdzięczą się egipskie rycynusy. Dzięki specjalnym warunkom terenowym wiosna zaczyna się w Zaleszczykach najwcześniej, lato kończy się najpóźniej, a ilość dni słonecznych jest największa. Winnice, sady owoców południowych, plantacje melonów i arbuzów – wszystko to nadaje im wiele cech dla nas egzotycznych i miłych. Wskutek tych warunków jar dniestrowy staje się mekką wszystkich, którzy tęsknią do słońca, kochają kwiaty i lubią owoce” – relacjonował swoje wrażenia Lepecki.
Dodawał, że wprawdzie Zaleszczyki to nie Egipt i Madera, gdzie był marszałek, ale jest to na pewno najcieplejsze miejsce w Polsce. Z pewnością znacznie cieplejsze niż Heluan w marcu, kiedy gościł tam Piłsudski (współcześnie przeciętna temperatura to 16 stopni) i Funchal na przełomie roku (16–18 stopni). Podczas pobytu marszałka w Zaleszczykach pogoda zrazu nie była najlepsza, to znaczy nie było bardzo ciepło i słonecznie, lecz pod koniec – a był to wrzesień – słupek rtęci sięgał 46 stopni w słońcu, a raz nawet osiągnął 50 stopni. Bywało goręcej: od 55 do 58 stopni.
W strefie czarnomorskiej
Zaleszczyki leżały bowiem na „Ciepłym Podolu” obejmującym powiaty: buczacki, czortkowski, zaleszczycki i borszczowski w województwie tarnopolskim. Miały one w herbie słońce, a na ciepłym Podolu, zaliczanym do czarnomorskiej strefy klimatycznej, grzało najmocniej. Geograficznie zaś to teren między rzekami Złotą Lipą, Dniestrem i granicznym Zbruczem. Był to „kraj słońca i winnic”, jak zachwalał ten prawdziwie kresowy zakątek Rzeczypospolitej, bo leżący przy granicy ze Związkiem Sowieckim i Rumunią, informator turystyczny. Nazywał to miejsce także „Jasnym brzegiem Polski”.
Najpiękniejsze i najcieplejsze były jary Dniestru, Seretu, Strypy i Zbrucza. Południowe ich zbocza były silnie nasłonecznione, toteż właśnie tam zakładano winnice, sady morelowe i brzoskwiniowe.
Ponieważ wiosna przychodziła wcześnie, sezon zaczynał się na ciepłym Podolu w połowie kwietnia, a że jesień była długa, pogodna i ciepła, trwał do połowy października. Na ciepłym Podolu nie było uzdrowisk z wodami leczniczymi tak jak w Morszynie-Zdroju i Truskawcu. Polecano natomiast kąpiele rzeczne, „słoneczno-powietrzne” oraz „kurację winogronową i owocową”. Propagował ją, także z dodatkiem warzyw, dr Serafin Blutreich z Zaleszczyk.
W 1938 r. było na ciepłym Podolu osiem wsi letniskowych, dwa letniska campingowe, dwa letniska w miasteczkach i uzdrowisko Zaleszczyki z 20 pensjonatami. Większość tych miejsc była położona nad Dniestrem. Z Beremian, Bilcz Złotych, Czortkowa, Koropca, Okopów św. Trójcy, Zaleszczyk można było popłynąć wypożyczanymi kajakami.
Marszałek, swoim zwyczajem, spędzał czas zwykle na miejscu i tak też było podczas pobytu w Zaleszczykach w 1933 r. Jednak Lepecki, urodzony podróżnik, wybrał się wraz z ministrem Beckiem do pobliskiego Czerwonogrodu, gdzie znajdowały się relikty zamku Ponińskich, częściowo zburzonego podczas wojen z Turcją, i wkomponowany weń w XVIII w. pałac, należące w latach międzywojennych do Marii Eleonory Lubomirskiej. „Musiała to być kiedyś groźna forteca. Dwie wysokie baszty świadczyły o jego obronnym charakterze. Mury jego widziały Turków, Tatarów, Kozaków i Wołochów. Do dnia dzisiejszego pokazują miejsce, gdzie stał namiot baszy, dowódcy sułtańskich wojsk oblężniczych” –opisywał swoje wrażenia Lepecki. W 1945 r. zamek był jednym z punktów oporu polskiej samoobrony, gdy na Czerwonogród napadły oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii. Zginęło wówczas i zostało zamordowanych kilkudziesięciu Polaków. Na całym ciepłym Podolu, w czterech powiatach UPA zabiła około 9,5 tys. Polaków (Władysław Kubów „Terroryzm na Podolu”).
Podole, opisywane jako kraina mlekiem i miodem płynąca (uprawiano tam na dużą skalę grykę), spływało krwią także w dawnych wiekach, ponieważ leżało na szlaku napadów tatarskich i było terenem, na którym toczyły się wojny polsko-tureckie. Czerwonogród był jednym ze świadków tamtych czasów.
Okopy i ułani
„Przewodnik turystyczny po województwie tarnopolskim” wymieniał także ruiny zamków w Skale, Jazłowcu (w 1676 r. zamek poddał się Turkom na skutek... opilstwa komendanta), Czortkowie i Buczaczu. Ta ostatnia miejscowość dała nazwę popularnym makatom buczackim (produkowanym od XIX w. do 1939 r.) i znana jest z upokarzającego Rzeczpospolitą traktatu buczackiego, oddającego Turcji Podole. Przewodnik polecał zobaczenie „Lipy Mahometa”, pod którą traktat miał być podpisany. Jednak w Buczaczu było, też przy ulicy Kolejowej, „źródło Sobieskiego”, przy którym Jan III odpoczywał, „znosząc orężem haniebny traktat buczacki i odzyskując Podole”. Stało się to jednak po śmierci króla, w 1699 r. Na krótko przed nią powstały Okopy św. Trójcy, które rozpoczął budować w 1692 r. hetman Stanisław Jan Jabłonowski jako twierdzę paraliżującą ewentualne ruchy wojsk tureckich z zamków w Chocimiu i Kamieńcu Podolskim. Później bronili się tam konfederaci barscy. Do historii Okopy św. Trójcy przeszły bardziej za sprawą Zygmunta Krasińskiego, który wpisał je do swojego dramatu „Nie-Boska komedia”, swoją drogą dość aktualnego.