Polska napoleońska
  • Piotr WłoczykAutor:Piotr Włoczyk

Polska napoleońska

Dodano: 
Marcello Bacciarelli, "Nadanie Konstytucji Księstwa Warszawskiego przez Napoleona"
Marcello Bacciarelli, "Nadanie Konstytucji Księstwa Warszawskiego przez Napoleona" Źródło: Wikimedia Commons / Muzeum Narodowe w Warszawie
– Możemy kręcić nosem na Napoleona, ale trzeba pamiętać o tym, że żadna siła polityczna w Europie nie dawała w tym okresie Polakom więcej niż on. I polskie elity starały się wykorzystać nadarzającą się szansę polityczną – mówi prof. Jarosław Czubaty.

PIOTR WŁOCZYK: Śpiewamy o nim w hymnie, a jego ulice widzimy w wielu polskich miastach. Czy jednak Napoleon faktycznie zasłużył sobie na taką pamięć wśród Polaków?

PROF. JAROSŁAW CZUBATY: Możemy wyróżnić kilka etapów relacji „Napoleon a sprawa polska”. Najpierw mamy gen. Bonaparte służącego we Włoszech w 1797 r., gdy powstają Legiony Polskie. Potem na scenę wkracza Napoleon Pierwszy Konsul i wreszcie mamy cesarza Francuzów. Co więcej, w roku 1805 Napoleon patrzy na to zagadnienie zupełnie inaczej niż rok później.

Jego stosunek do tzw. sprawy polskiej był zawsze wypadkową układu sił politycznych w Europie i pytania, czy to będzie korzystne dla Francji. My natomiast jesteśmy niesłychanie wymagający – oczekujemy, że inni będą nas bezapelacyjnie kochali. A przecież tak naprawdę, jak powiedział Napoleon Józefinie, gdy zakomunikował jej, że chce się z nią rozwieść, polityka nie ma serca, tylko ma głowę. I dlatego pewne decyzje, które podejmował, są dla nas czasem niezrozumiałe czy wręcz trudne do zaakceptowania.

Jak gen. Bonaparte traktował Legiony Polskie we Włoszech?

Jako jeden z nielicznych Francuzów dostrzegł potencjał polityczny kryjący się w ambicjach narodowych polskiego ruchu niepodległościowego, uosabianego w tym momencie przez gen. Jana Henryka Dąbrowskiego. Oczywiście widział też potencjał militarny tych oddziałów – z punktu widzenia głównodowodzącego tzw. Armii Włoskiej działającej na Półwyspie Apenińskim, zawsze lepiej było mieć te kilka tysięcy dodatkowych żołnierzy, niż ich nie mieć.

Przy czym Bonaparte nie wyraził zgody na utworzenie prostych oddziałów najemnych na służbie jednej czy drugiej republiki włoskiej, lecz zgodził się na formowanie oddziałów narodowych, co zostało zapisane w konwencji między Dąbrowskim a włoskimi politykami. Takie rozwiązania jak polscy oficerowie, komendy w języku ojczystym czy zbliżony do polskiego mundur mają jednak głębokie znaczenie polityczne.

Cała strategia polityczna Bonaparte, tak na polu bitwy, jak w polityce, zakładała tworzenie „wyjść awaryjnych”. Z tego punktu widzenia wyraźnie widać, że przygotował on sobie „kartę polską”, którą będzie można zagrać, jeśli pojawi się sprzyjająca sytuacja polityczna i jeśli w ogóle będzie tego wymagać rozwój sytuacji. Nie zagrał nią aż do 1806 r.

Zapewne wielu Polaków bardzo się niecierpliwiło...

Nie możemy jednak zapominać o tym, że Napoleon nie był politykiem polskim i nasz interes narodowy nie był dla niego najważniejszy. A my trochę oczekujemy, że inni politycy powinni podejmować sprawę polską, nie patrząc na rozmaite ryzyka. Napoleon poczekał z tym do momentu, kiedy naprawdę było mu to potrzebne, i dopiero wtedy zagrał „kartą polską”.

Jak w tym włoskim okresie Francuzi korzystali z polskich żołnierzy? Czy można powiedzieć, że Polacy byli wtedy traktowani cynicznie, jak typowe mięso armatnie?

Nie. Aż do pokoju w Lunéville, kończącego w 1801 r. wojnę z Austriakami, polskie oddziały miały zadania pomocnicze i były traktowane mniej więcej tak jak armia francuska. Oczywiście niektórzy oficerowie legionowi narzekali, że byli gorzej wyposażeni, np. w kwestii umundurowania, albo że z opóźnieniem dociera do nich żołd, jednak wiele oddziałów francuskich miało podobne zastrzeżenia. Widzę w tym generalne problemy związane z aprowizacją armii i nie dostrzegam tu celowej polityki nieliczenia się z życiem polskich żołnierzy.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.