W II Rzeczypospolitej Okopy św. Trójcy były celem wycieczek, zachowała się bowiem część umocnień. W miejscowości na styku granic Polski, Rumunii i Związku Sowieckiego wybudowana została strażnica Korpusu Ochrony Pogranicza. W ubiegłym roku dokonano w Okopach rekonsekracji odbudowanego, po spaleniu go podczas II wojny światowej prawdopodobnie przez UPA, kościoła pw. Świętej Trójcy.
Ważnym miejscem na mapie ciepłego Podola był Jazłowiec. W pałacu, który był niegdyś własnością Poniatowskich, powstał w XIX w. klasztor niepokalanek, założony przez bł. Marcelinę Darowską. Siostry prowadziły zakład wychowawczy dla dziewcząt. Była tam cudowna figura Matki Boskiej. Po II wojnie niepokalanki zabrały figurę do Szymanowa, gdzie otworzyły szkołę. Pod koniec XX w. wróciły do Jazłowca. Mieści się tam dom rekolekcyjny. W 1919 r. pod Jazłowcem pułk ułanów 1. Dywizji Jazdy stoczył zwycięski bój z oddziałami ukraińskimi. Na pamiątkę tego wydarzenia pułk otrzymał nazwę „jazłowiecki”. To właśnie o nim opowiada jedna z najbardziej znanych żurawiejek: „Hej, dziewczęta, w górę kiecki, jedzie ułan jazłowiecki”. Niepokalanki, które obrońcom Jazłowca ufundowały sztandar, były z pewnością zgorszone.
Winnice i sroga akcyza
Księżna Maria Eleonora Lubomirska z Czerwonogrodu „z zamiłowaniem oddawała się pracy nad kulturą owoców południowych w swoich majątkach” – jak zanotował Lepecki. Miała sady morelowe oraz plantacje melonów i kawonów, podejmowała też próby zakładania sadów brzoskwiniowych i winnic.
Czytaj też:
Ukochane wojsko II RP. Fantazja ułanów naprawdę nie znała granic
Klimat ciepłego Podola sprzyjał też uprawie papryki, pomidorów i bakłażanów oraz kukurydzy w żyznych dolinach rzek. Jabłka z Podola – między innymi koksa pomarańczowa z powiatu zaleszczyckiego – były ze względu na gorący klimat słodsze i bardziej aromatyczne.
Ciepłe Podole jak żadne inne miejsce nadawało się do uprawy winorośli. „Sprawę tę należy traktować nie tylko jako środek podniesienia dobrobytu miejscowej ludności, lecz na miarę ogólnie państwową, gdyż odpowiednie rozbudowanie plantacji winorośli może w zupełności uniezależnić Polskę od importu winogron deserowych” – przekonywał Józef Wartanowicz w artykule „Sadownictwo i winiarstwo ciepłego Podola” (w „Winobraniu w Zaleszczykach”). Zwracał uwagę, że uprawa winorośli daje 10-krotnie większy dochód niż uprawa zbóż. W 1937 r. na ciepłym Podolu (ale też na Pokuciu) było 150 ha winnic. Do chwili odzyskania przez Polskę niepodległości, uprawa winorośli w Galicji – a w jej granicach znajdowało się ciepłe Podole – była nieopłacalna, gdyż ogromnej ilości winogron dostarczały Węgry. Jak jednak zauważał Wartanowicz, winogrona z największej na Podolu (10 ha) winnicy w Zazulińcach – nie dodał skromnie, że to była jego własność – mogły zwycięsko konkurować z tymi z Węgier. Oceniał, że najlepsze do uprawy są odmiany chrupka złota i różowa „wykwintna w smaku i do transportu najwytrzymalsza”.
Władze państwowe doceniły gospodarcze znaczenie rozwoju winnic i 22 września 1935 r. odbyło się pod patronatem premiera Składkowskiego pierwsze święto winobrania w Zaleszczykach, połączone z dożynkami.
Czytaj też:
Kula dla Piłsudskiego. Ukraińscy terroryści przeciw II RP
Wartanowicz podkreślał, że oprócz produkcji winogron deserowych nieodzowna jest też potrzeba produkcji wina. Uważał jednak, że powinno się je robić „z braków” i gron, które zniszczyło gradobicie. To rozwiązanie nie mogło jednak dać dobrego wina. Z jego produkcją były duże kłopoty, gdyż – jak pisał Wojciech Włodarczyk w artykule „Podole – kolebka polskiego winiarstwa” – wysoka akcyza na wina gronowe kazała uprawiać winorośl deserową. Wynosiła ona 1,42 zł za litr, podczas gdy na Węgrzech litr „cienkusza” kosztował 30 gr, a dobre wino rumuńskie kosztowało 1,2 zł. Ale mimo to na Podolu były dwie wytwórnie wina gronowego. Największa winnica na Podolu, i w całej Polsce, znajdowała się w Wysuczce (ponad 30 ha) i była własnością Cyryla Czarkowskiego-Golejowskiego. Jedną trzecią winogron przerabiano na wino. Jego nazwisko figuruje na ukraińskiej liście katyńskiej. Zamek tego rodu został zburzony po II wojnie światowej.
„Mimo utraty Podola trudno przecenić znaczenie i wpływ tamtejszych doświadczeń na rozwój, a może i charakter współczesnego polskiego winiarstwa. Dwoma stworzonymi przez państwo zaraz po wojnie polskimi regionami winiarskimi, centralnym (Warka nad Pilicą) i zachodnim (Zielona Góra) zajmowali się przecież Podolanie: Stanisław Madej i Grzegorz Zarugiewicz” – pisał Włodarczyk.
Dzisiaj po winnicach i po sadach morelowych Podola pozostało już tylko wspomnienie. A Zaleszczyki, nazywane w dwudziestoleciu międzywojennym „Polskim Meranem”, są jedynie słabym cieniem dawnego uzdrowiska klimatycznego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.