Jak ci ludzie próbowali żyć po przewrocie?
Wielu z nich udało się ukryć nieco kosztowności, więc przez pewien czas mogli wymieniać to na jedzenie. Chociaż generalnie ci ludzie nie mieli żadnych praktycznych umiejętności, potrafili jednak się bardzo szybko uczyć. Przykładem jest tu pewna kobieta z rodu książąt Golicynów, która przed rewolucją pracowała w organizacjach pomocowych, a po przewrocie zaczęła sama wytwarzać buty z materiałów, które pozostawiono w jej w domu, np. z dywanów.
Wiele przedstawicielek dawnej elity, które gorzej radziły sobie z przystosowaniem się do nowych warunków i które wyprzedały wszystko, co posiadały, lądowało na ulicy. Inne były zmuszane do tego przez nowe władze. Szacuje się, że na początku lat 20. 40 proc. moskiewskich prostytutek pochodziło z wyższych sfer.
Bolszewicy zmuszali arystokratów do odśnieżania ulic bądź też czyszczenia toalet. Głównym celem było tu oczywiście publiczne poniżenie tych osób.
Współistnienie z państwem bolszewickim było zupełnie niemożliwe?
Nie do końca. Niedługo po rewolucji nowe władze zrozumiały, że potrzebują wykształconych ludzi, aby skutecznie zarządzać krajem. Musiały więc wciągnąć do aparatu państwowego część przedrewolucyjnej elity, która była dobrze wyedukowana. Sytuacja tych ludzi była bardzo niejasna. Niektórzy próbowali ukryć swoje szlachetne urodzenie. Udawało się to jednak tylko tym, którzy pochodzili z niższych warstw elity. Przedstawiciele najbardziej prominentnych rodów nie mogli się w ten sposób zakamuflować.
Ta szara strefa, gdzie bolszewicy przez pewien czas tolerowali „byłych ludzi”, rozciągała się na jeszcze jedną sferę. Po tym, gdy majątki i pałace arystokracji zostały przejęte przez państwo, bolszewicy w wielu przypadkach wykorzystywali ich dawnych właścicieli do katalogowania rzeczy, które się w nich znajdowały. W końcu to oni najlepiej się na tym znali. W ten sposób niektórzy mogli przez jakiś czas odetchnąć.
W książce opisuję postać Pawła Szeremietiewa, jedynego hrabiego Szeremietiewa, który pozostał w bolszewickiej Rosji. On akurat przez długi czas żył w starym majątku Ostafjewo niedaleko Moskwy. Był swego rodzaju „kustoszem” muzeum, które działało w części rodzinnego pałacu. W ten sposób niektórzy arystokraci mogli zarobić kilka groszy. To wszystko skończyło się za rządów Stalina, gdy te muzea zostały zamknięte albo ich „kustosze” zostali wyrzuceni na bruk.
Czytaj też:
Wojna prewencyjna 1920. Dlaczego Polacy uderzyli jako pierwsi?
W 1918 r. wydany został w Jekaterynodarze (dzisiejszy Krasnodar) dekret o „socjalizacji dziewcząt i kobiet”. Co stało za tym hasłem?
To był okres najdzikszej przemocy podczas wojny domowej. Najwyraźniej niektórzy bolszewicy myśleli tak: „Wywłaszczymy nie tylko wasz majątek, ale także kobiety z waszej rodziny”. Na szczęście nie był to proceder szeroko rozpowszechniony – takie rzeczy działy się jedynie w kilku miejscach w Rosji. Gdy już jednak dochodziło do takich aktów przemocy, skutki były tragiczne. Lokalni dowódcy bolszewickich garnizonów rozmieszczali ogłoszenia nakazujące córkom przedstawicieli starej elity zjawienie się w danym miejscu w określonym czasie. Kobiety, które pojawiały się na miejscu, były traktowane jak niewolnice seksualne, a następnie mordowane. Bolszewicy nie bazowali jednak jedynie na ogłoszeniach – inną metodą „socjalizacji” było zwykłe porywanie szlachcianek z ulic.
Czemu tak wielu rosyjskich arystokratów nie chciało wyjeżdżać z kraju ogarniętego rewolucją?
Ta kwestia była dla mnie szczególnie interesująca. Arystokraci byli po prostu wielkimi patriotami. Chętnie uczyli się języków obcych, z przyjemnością wyjeżdżali do Monako, ich dzieci były uczone przez nauczycieli ściąganych z Anglii lub z Francji, ale mimo wszystko kochali swój kraj. Uważali się za synów i córki Rosji. Większość arystokratów rzeczywiście zdecydowała się na emigrację, ale spośród nich tylko garstka chciała naprawdę porzucić Rosję. Ci, którzy pozostali na miejscu, zrobili to z poczucia obowiązku – do ostatniej chwili mieli nadzieję, że uda im się wywalczyć lepszą Rosję. Poza tym musimy pamiętać, że na początku wojny domowej nikt nie mógł podejrzewać, jaką tragedię przyniosą ze sobą rządy bolszewików. Większość arystokratów sądziła, że Lenin i jego towarzysze nie utrzymają się przy władzy dużej niż kilka miesięcy, i w niedługim czasie powstanie umiarkowany rząd. Nawet po wygranej przez bolszewików wojnie, gdy szlachetnie urodzeni musieli uciekać, większość z nich uważała, że to tylko przejściowe kłopoty. Nie mamy tu konkretnych danych, ale można śmiało zakładać, że ostatecznie co najmniej połowa arystokratów wyjechała z kraju.
Jak emigranci byli zabezpieczeni pod względem materialnym? Dzisiejsi rosyjscy oligarchowie słyną z luksusowych majątków rozsianych po całej Europie.
Ci, którzy mogli sobie wtedy pozwolić na posiadłości we Francji bądź we Włoszech, stanowili bardzo niewielki ułamek rosyjskiej elity. Głównym bogactwem rosyjskiej arystokracji była przecież ziemia w Rosji. Ci jednak, którzy ulokowali część majątku za granicą, w czasie I wojny światowej ściągnęli go z powrotem do Rosji. Dlaczego? Tutaj też kłania się ich patriotyzm, który objawiał się także pod względem ekonomicznym. Dlatego jedynym majątkiem, na który mogli liczyć emigranci uciekający przed bolszewikami, było to, co udało im się wywieźć w walizkach z Rosji.
Jak wyglądało przejmowanie majątków arystokratów przez rewolucjonistów?
To jedna z najbardziej interesujących kwestii w całej tej historii. Bolszewicy doszli do władzy, demonizując elitę i opowiadając się za biednymi, ale bardzo szybko komunistyczna wierchuszka wprowadziła się do znacjonalizowanych pałaców i majątków ziemskich. Przykładowo Ostafjewo, była siedziba Szeremietiewów, zostało przejęte przez Anatolija Łunaczarskiego, ludowego komisarza oświaty. Sam Stalin przejął na własność niezliczoną ilość pałaców, pałacyków i dacz. Podobnie zachowywała się cała bolszewicka elita. Absolutny szczyt hipokryzji.
Dziennikarze z Zachodu zadawali w tej sprawie oczywiste pytania: „Wszczęliście wojnę z elitą, a teraz żyjecie w ich domach, korzystacie z ich porcelany i drogiej pościeli. Czym to usprawiedliwiacie?”. Bolszewicy odpowiadali: „Ale my przecież nie posiadamy tych wszystkich rzeczy na własność, tylko korzystamy z nich służbowo!”.
Czytaj też:
„Zajrzeć do mózgu Lenina” - najważniejsza misja wywiadu II RP
Dlaczego – żeby opowiedzieć o zagładzie rosyjskiej arystokracji – spośród stu rodzin wybrał pan akurat Szeremietiewów i Golicynów?
Chciałem pokazać tragiczny los rosyjskiej elity na przykładzie konkretnych ludzi. Zależało mi na opisaniu rodzin, które nie wyemigrowały z Rosji. Ważne było też to, że obie rodziny zostawiły po sobie mnóstwo dzienników, listów i fotografii, dzięki którym mogłem dobrze pokazać ich dzieje. Poza tym Szeremietiewowie bardzo różnili się od Golicynów pod względem politycznym. To dobrze pokazuje, że arystokracja nie była pod tym względem monolitem. Obie rodziny zostały połączone ślubem, co również okazało się bardzo interesujące.
Jak wyglądało ich życie przed rewolucją?
Do rewolucji październikowej obie rodziny były niezwykle majętne. Przekładając to na dzisiejsze realia: Szeremietiewowie byliby zapewne miliarderami, a Golicynowie byliby warci setki milionów dolarów.
Co dzisiaj zostało po tych rodach?
W Rosji żyje tylko jedna przedstawicielka Szeremietiewów, wspaniała kobieta, która mieszka w skromnym mieszkaniu w Moskwie, tak jak miliony innych Rosjan. Na ścianach wywiesiła ocaloną część portretów rodzinnych. To cały jej majątek. Jeżeli chodzi o Golicynów w Rosji, to sytuacja jest prawie taka sama. Wbrew planom bolszewików potomkowie tych rodów wciąż kultywują jednak pamięć o swojej bogatej historii. Niektórzy z nich śmiertelnie poważnie podchodzą do tego tematu.
Początkowo chciałem zatytułować moją książkę nieco inaczej: „Skazani. Zagłada rosyjskiej arystokracji”. Książę Golicyn, który żyje w Teksasie, wściekł się na mnie, gdy powiedziałem mu o pomyśle na tytuł. Powiedział: „Jak śmiesz tak mówić?! Naszej arystokracji nigdy nie udało się zniszczyć i ja jestem tego najlepszym przykładem!”. Ja oczywiście kompletnie się z tym człowiekiem nie zgadzam. Faktycznie, pojedyncze osoby przeżyły tu i tam, ale przecież ta klasa społeczna została kompletnie zniszczona – dziś więcej Golicynów żyje w Ameryce niż w Rosji.
Douglas Smith jest amerykańskim historykiem, znawcą dziejów Rosji. W lutym ukazała się w Polsce jego najnowsza książka pt. „Skazani. Ostatnie dni rosyjskiej arystokracji”. Był między innymi tłumaczem Ronalda Reagana, a także pracował jako analityk ds. ZSRS dla Radia Wolna Europa. Obecnie pracuje nad biografią Grigorija Rasputina.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.