W tureckiej stolicy dotarła doń, mocno spóźniona, wieść o wybuchu insurekcji kościuszkowskiej. Natychmiast rzucił wszystko i ruszył do Polski. Wiedząc, że austriacki zaborca zna jego plany i wyznaczył nagrodę za jego schwytanie, przebrał się za kupca ormiańskiego i doprawił sobie czarną brodę. Wbrew twierdzeniom dawniejszej historiografii Sułkowski nie zdążył jednak dotrzeć na pole walki, gdzie tak mężnie bił się jego macierzysty regiment Działyńskich, i wrócił do Francji. Tam po blisko dwóch latach udało mu się wstąpić do armii francuskiej, walczącej wówczas z Austriakami we Włoszech.
Wodzem jej był gen. Napoleon Bonaparte. Początkowo nie ufał Polakowi, podejrzewając, że przysłał go z Paryża rządzący Francją Dyrektoriat, niechętny jego zwycięstwom. Sułkowski jednak szybko pokazał swoje znakomite talenty i męstwo, kiedy z garścią ludzi wdarł się na górę San Georgio i zdobył baterię artylerii, wydawałoby się nie do zdobycia. Czynem tym wzbudził podziw Napoleona, który mianował go jednym ze swoich kilku adiutantów przybocznych. Znakiem ich była biało-czerwona szarfa. Przepasany nią Sułkowski znów błyszczał odwagą, bijąc się u boku Bonapartego w zwycięskiej batalii pod Arcole.
Śmierć na ziemi faraonów
„Prawdziwy Polak... nieskończenie czarujący, szczupły, elegancki, rasowy, z wyrazem twarzy pociągającym” – opisywał Sułkowskiego jeden z francuskich kolegów. Podobnie, w sposób raczej mało urzędowy, przedstawiła naszego bohatera w liście gończym policja austriacka: „Urodziwy jak piękna dziewczyna przebrana po męsku. Oczy wielkie, omdlewające, ozdobione długimi rzęsami” (który to opis tłumaczy pomysł Sułkowskiego, by przebrać się za ormiańskiego kupca i doprawić brodę). Mimo tych walorów próżno jednak szukać w jego biografii poważniejszych romansów. Bajką są rzekome romantyczne miłości, a to do włoskiej księżniczki, a to do polskiej szlachcianki czy wreszcie zwanej Egipcjanką córki orientalisty francuskiego pochodzenia żydowskiego Venture’a (ta chociaż istniała naprawdę).
Czytaj też:
Santo Domingo – wyspa tylko dla Polaków, Niemców i czarnoskórych
Jak pisał kolega z czasu służby w regimencie Działyńskich mjr Michał Suchodolec, Sułkowskiego zajmowało przede wszystkim studiowanie fachowej literatury wojskowej. „Kobiet nie lubił, ale starałem się go prowadzić – ciągnął dalej ów kolega – gust jego był, aby tylko piękne ciało i figura kształtna była, o co było ciężko. Znalazłszy jednakowo jedną, która mu się ze wszystkim podobała, dosyć oszczędnie się bawił”. Dociekliwym biografom udało się odnaleźć jeszcze dwa romanse. I to wszystko w tej materii – zgiełk bitewny i całkiem udane próby pisarskie z dziedziny bieżącej polityki wypełniły krótkie życie dzielnego oficera.
Tymczasem po wielkich zwycięstwach włoskich, które nazwisko Napoleona uczyniły słynnym w całej Europie, w 1798 r. przyszedł czas na kolejne wyzwanie – zdobycie Egiptu, od czasu wypraw krzyżowych rządzonego przez kastę wojowników nazywaną mamelukami. Podążył za wodzem także Sułkowski, który nie chciał służyć w powstałych rok wcześniej Legionach Polskich gen. Jana H. Dąbrowskiego, niesprawiedliwie osądzając intencje twórcy Legionów. Sam Napoleon, ze wzbudzającą podziw przenikliwością, przyznał jednak w sporze rację nie ulubieńcowi, a mało znanemu sobie Dąbrowskiemu.
Wyruszył więc Sułkowski w kolejną daleką wyprawę. Jak zawsze w pierwszym szeregu, zdobył armaty w uchodzącej za niezdobytą twierdzy Valetta na Malcie, należącej do rządzącego wyspą zakonu kawalerów maltańskich, już na ziemi egipskiej wdzierał się na mury Aleksandrii, później zaś w bitwie pod piramidami „ujrzano znów Sułkowskiego, jak z fantazją staropolską wylatywał przed front batalionów, na harce w pojedynkę z opancerzonymi jeźdźcami egipskimi” (Askenazy), i potem jeszcze raz pod Salayeh, gdzie w szarży na „świetną konnicę mamelucką w lśniących zbrojach i szyszakach” został kilkakrotnie ranny.
Zbliżał się jednak już kres życia bohatera. 22 października 1798 r. w Kairze wybuchło powstanie przeciw Francuzom. Sułkowski, chociaż nadal okryty bandażami na niewyleczonych ranach, w otoczeniu niewielkiej eskorty ochotniczo wyruszył na rekonesans. W drodze powrotnej zaatakowany przez tłum zgromadzony pod jednym z meczetów skutecznie przedzierał się z szablą w ręku, kiedy nagle jego koń potknął się na trupach, przywalając Sułkowskiego, który został przebity oszczepami, a następnie rozszarpany, tak że „ledwo po kosmyku jasnego wąsa okrwawione rozpoznano szczątki” (Askenazy).
„Kochaliśmy go wszyscy” – wspominał wiele lat później jeden z francuskich kolegów. Świadectwa takie były liczne, nie dziwi więc, że nazwisko Sułkowskiego jest jednym z pięciu polskich, które zapisano na Łuku Triumfalnym w Paryżu. Sułkowski jednak szedł za Napoleonem dla Polski jedynie. Tak też przenikliwie odczytał jego intencje pilny czytelnik Askenazego Stefan Żeromski, który kazał mówić bohaterowi swojego dramatu: „Ja muszę za tym człowiekiem iść jak cień, ażeby posiąść sztukę jego decyzji, szybkiej jak błysk pioruna. Jeżeli tego sekretu za pomocą nauki, przebiegłości, wytrzymałości i skupionej pracy nie poznam, mój naród uśnie w jarzmie i godzien się stanie swojego losu. [...] U podnóża piramid napiszę konstytucję dla mojego narodu, powołam w duchu do obrony wszystkich synów ojczyzny”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.