Zapomniany polski noblista. Zbudował broń atomową, a potem z nią walczył
  • Sławomir KoperAutor:Sławomir Koper

Zapomniany polski noblista. Zbudował broń atomową, a potem z nią walczył

Dodano: 

„[…] Broń atomowa to był tylko początek – wspominał po latach – gdyż już wtedy pracowano nad bronią tysiąc razy mocniejszą, nad bombą wodorową. Obawiałem się, ze jak Amerykanie będę dalej nad nią pracowali, a Rosjanie tez będą próbowali zrobić swoją bombę, dojdzie do wyścigu zbrojeń. A to mogło doprowadzić do końca cywilizacji, a nawet do końca ludzkości”. (Za: Polscy nobliści, TV Polonia 2003, reż. Krzysztof Szmagier)

Oparzenia z wzorami ubrania, które miała na sobie kobieta w momencie eksplozji bomby atomowej

Na początek postanowił jednak uporządkować swoje sprawy prywatne. Po uzyskaniu potwierdzenia śmierci Toli nie chciał wracać do Polski, dlatego też przyjął brytyjskie obywatelstwo. Natomiast po zamknięciu angielskiego projektu atomowego zdecydował się zrezygnować z kariery doświadczalnego fizyka jądrowego. W 1949 roku przyjął posadę szefa wydziału fizyki w Kolegium Medycznym przy Szpitalu Świętego Bartłomieja w Londynie. Chciał poświęcić się badaniom jądrowym na potrzeby medycyny.

W tym czasie nie był już sam w Wielkiej Brytanii, gdyż niemal cała jego rodzina opuściła Polskę przenosząc się do Liverpoolu. Obecność bliskich, cudem ocalonych z Holokaustu, dodawała mu otuchy, była jednak także przypomnieniem, że Tola nie miała tyle szczęścia. Być może właśnie pamięć o zamordowanej żonie spowodowała, że rozpadł się jego krótkotrwały związek z inną emigrantką z Polski, Mirką (Mirosławą?) Piżyc. Także ona była Żydówką, która przetrwała zagładę swojego narodu w Warszawie, po czym wyjechała do Sztokholmu. Korespondencyjnie pomagała Rotblatowi w załatwianiu formalności wyjazdowych dla jego rodziny (emigrowali do Wielkiej Brytanii przez Szwecję) i wymiana listów przerodziła się we flirt, a potem w romans. Ale młoda dziewczyna z Warszawy nie miała szans w rywalizacji ze wspomnieniem zmarłej żony i związek szybko się rozpadł.

Niebawem fizyk przeniósł się do Londynu, gdzie kupił piętrowy dom w Haempsted. Wraz z nim zamieszkała: matka, brat z żoną i córką, a siostra z mężem i dzieckiem pozostali w Liverpoolu. Niebawem zresztą miał się odnaleźć jeszcze jeden brat fizyka, Bronisław, który wojnę przetrwał w ZSRS. Rotblatowi udało się go ściągnąć do Anglii w 1958 roku.

Gdy naukowiec przeprowadzał się do Londynu, przepowiadany przez niego wyścig zbrojeń rozpętał się już na dobre. W sierpniu 1949 roku Sowieci zdetonowali własną bombę atomową, a trzy lata później USA przeprowadziło eksplozję bomby wodorowej. Kreml odpowiedział wybuchem termojądrowym, a w marcu 1954 roku na Atolu Bikini eksplodowała kolejna amerykańska bomba wodorowa. Tym razem był to ulepszony model, który mógł być przenoszony przez samoloty (poprzednia miała zbyt wielkie rozmiary). Sytuacja jednak wymknęła się spod kontroli, wybuch był trzykrotnie silniejszy niż przewidywano, a wyspa Narnu na której do niego doszło, po prostu zniknęła. Co gorsza, zmienił się kierunek wiatru i promieniotwórcza chmura powędrowała nad wyspy zamieszkane przez tysiące ludzi. Napromieniowana została także załoga japońskiego kutra łowiącego ryby o 150 kilometrów od epicentrum eksplozji. Wybuchł ogromny skandal, chociaż Amerykanie starali się tłumaczyć i rozmyślnie wprowadzali opinię światową w błąd. Wyjaśniali, że technologia zastosowana przy budowie bomby spowodowała, że chmura promieniotwórcza była mniej więcej tych samych rozmiarów, co przy zwykłej eksplozji jądrowej. W tej sytuacji nową broń należało uznać za „bardziej czystą”, gdyż ogromnej mocy, niszczy i zabija tylko siłą samego wybuchu.

Rotblat wystąpił wówczas w brytyjskiej telewizji tłumacząc widzom zasady działania bomby wodorowej. Jako pierwszy z naukowców powiedział oficjalnie, że jest ona tysiąc razy mocniejsza od ładunku zrzuconego na Hiroszimę. Niemal od razu stał się osobą publiczną, dziennikarze zaczęli mu poświęcać dużo uwagi, a jego zdjęcia znalazły się na czołówkach gazet. Jeszcze ważniejszy okazać miał się fakt, że podczas tego programu telewizyjnego poznał brytyjskiego filozofa i pacyfistę, Bertranda Russela.

Pugwash

Wprawdzie Rotblat zawsze miał lewicowe poglądy, ale z podobanie do komunizmu wyleczył się jeszcze przed wojną. W 1931 roku trafił bowiem na spotkanie młodych komunistów i usłyszał, że w tym gronie nie ma miejsca na własne przemyślenia, a należy tylko wykonywać polecenia partii. (Za M. Górlikowski, op. cit)Wojenna tragedia spowodowała, żestał się pacyfistą, który chciał zapobiec nuklearnej katastrofie i to go zbliżyło do Russela.

Czytaj też:
Atomowa apokalipsa w Majaku. Ten koszmar był preludium do Czarnobyla

Wybitny filozof, matematyk i pisarz przekroczył już wówczas 80 – ty rok życia. Miał na koncie nagrodę Nobla z dziedziny literatury, brytyjski Order Zasługi, ale także półroczny pobyt w więzieniu za działalność pacyfistyczną podczas I wojny światowej. Jego głos wiele znaczył, a Rotblat szybko stal się jego ekspertem od spraw broni jądrowej.

Wielkie znaczenie dla ewolucji poglądów polskiego fizyka miała konferencja radiobiologów w Liege w lipcu 1954 roku. Podczas jej obrad wysłuchał wystąpienia japońskiego biofizyka, Yasushi Nishiwaki referującego przypadek załogi japońskiego kutra napromieniowanego po wybuchu bomby wodorowej na Atolu Bikini. Rotblat zwrócił się do Japończyka z prośbą o przesłanie materiałów do Londynu i po badaniach uznał, że Amerykanie okłamywali światową opinię publiczną. Bomba, która eksplodowała miała bowiem inną konstrukcję niż podawano i spowodowała ogromne skażenie.

„[Eksplozja] stworzyła wielką chmurę odpadów radioaktywnych – mówił w jednym z wywiadów. - Nie była to czysta, lecz bardzo brudna bomba. Uważałem, że należy to upublicznić, bo USA będą testować coraz większe bomby wodorowe, które mogą produkować coraz więcej groźnych odpadów radioaktywnych”. (Za: Ibidem)

Sprawą zajął się Russell, który podczas telewizyjnego wystąpienia w Boże Narodzenie 1954 roku przekonywał Brytyjczyków o realnym zagrożeniu dla ludzkości. Twierdził, ze obecnie jest to największe zagrożenie dla świata i nawoływał, by widzowie „pamiętali o swoim człowieczeństwie i zapomnieli o całej reszcie”.

„Leży przed nami – mówił do kamery - zależnie od naszego wyboru dalsza droga ku szczęściu, wiedzy i mądrości. Czyż zamiast niej mamy wybrać śmierć, ponieważ nie możemy zapomnieć o swoich kłótniach? […] Jeżeli potraficie to zrobić, mamy przed sobą drogę do nowego Raju, jeżeli nie, wszystkich nas czeka śmierć”. (B. Russell, Autobiografia 1944-1967, Warszawa 1999, s. 89)

W marcu Rotblat oficjalnie ujawnił w amerykańskiej (!!!) prasie naukowej fakt kłamstw rządu USA na temat konstrukcji bomby. Przy okazji ostrzegł, że teren skażony po eksplozji mógł być znacznie większy niż pierwotnie przypuszczano.

„Wybuchł skandal – wspominał fizyk. - To była sensacja. Nikt spoza projektu »Manhattan« nie wiedział, że to była trzystopniowa »brudna bomba«. A ja udzieliłem wielu wywiadów dziennikarzom angielskim i amerykańskim”. (Za: M. Górlikowski, op. cit)

Russell przygotował oświadczenie z apelem o wspólne działanie przeciwko zbrojeniom jądrowym. Rozesłał go naukowcom (ze szczególnym uwzględnieniem laureatów nagrody Nobla) na całym świecie, zarówno z Bloku Wschodniego jak i z Zachodu. Ostatecznie podpisało go tylko jedenastu badaczy, z czego najważniejszy był podpis Alfreda Einsteina. Nie było to specjalnym zaskoczeniem, gdyż znakomity fizyk mawiał, że wprawdzie nie wie jaka broń będzie użyta w III wojnie Światowej, ale kolejna zostanie stoczona zapewne za pomocą maczug i kamieni. Był to jeden z jego ostatnich podpisów, Einstein zmarł, zanim list z jego akceptacją manifestu Russella dotarł do adresata.

Z Bloku Wschodniego apel podpisał wyłącznie polski fizyk, Leopold Infeld. Akceptacji solidarnie odmówili naukowcy sowieccy, wahał się nawet Fryderyk Jolliot – Curie, który nienawidził USA i zawsze miał skłonności do lewicowych poglądów. Manifest odczytano w lipcu 1955 roku w Londynie, spotkanie prowadził Rotblat, którego podpis także znalazł się pod inicjatywą Russella. Największa sala Caxton Hall była tak szczelnie wypełniona dziennikarzami i publicznością, że miejsca starczyło tylko na stół i krzesła dla Russella i Rotblata oraz na kamery i mikrofony. (Ibidem)

„Biorąc pod uwagę fakt – czytał Russell - że w każdej przyszłej wojnie światowej broń nuklearna na pewno zostanie wykorzystana, i że taka broń zagraża dalszemu istnieniu ludzkości […] wzywamy rządy państw na całym świecie, by znalazły pokojowe środki dla rozwiązania wszystkich kwestii spornych, a także porozumienia na temat zaprzestania prób jądrowych”. (Za: The origins od the Einstein – Russel manifesto, „Pugwash. History series”, 1/2005, https://pugwashconferences.files.wordpress.com/2014/02/2005_history_origins_of_manifesto3.pdf, tłum. G. Koper)

Russell nie zamierzał poprzestać wyłącznie na ogłoszeniu manifestu i wraz z Roblatem zaplanował zwołanie konferencji naukowców, którzy mieli obradować nad zagrożeniem jądrowym. Początkowo miała się ona odbyć w Delhi, dokąd zapraszał premier Indii, Jawaharlal Nehru, jeden z liderów Ruchu Państw Niezaangażowanych. Jednak wkrótce wybuchł konflikt o Kanał Sueski, następnie wojna arabsko – izraelska, a Sowieci rozjechali czołgami buntujących się Węgrów. W tej sytuacji konferencję zwołano w Pugwash w kanadyjskiej Nowej Szkocji, dokąd zaprosił Cyrus Eaton. Amerykański milioner tam właśnie się urodził i był to warunek sfinansowania obrad, a Russell i Rotblat zgodzili się na jego propozycję.

W lipcu 1957 roku w Pugwash pojawiło się tam 22 naukowców z dziesięciu państw (z Polski fizyk Marian Danysz), którzy obradowało nad kwestiami światowego pokoju. Byli wśród nich badacze sowieccy i amerykańscy, ale także uczeni reprezentujący kraje nie należące do żadnego z bloków militarnych. Ze względu na stan zdrowia Russell nie mógł się pojawić w Kanadzie, wobec czego zastąpił go Rotblat. Powołano do życia Konferencję Pugwash w Sprawie Nauki i Problemów Światowych, ogłoszono wezwanie do szefów rządów na świecie w sprawie pokojowego współistnienia. Spotkania miały się odbywać co roku, a Rotnlat został sekretarzem generalnym ruchu.

Czytaj też:
Z łagru pod Monte Cassino. To dlatego zachodni lewicowcy znienawidzili Herlinga-Grudzińskiego

Kilka tygodni później naukowiec pojechał do Hiroszimy, by na własne oczy obejrzeć miasto, które jako pierwsze doświadczyło ataku jądrowego. Pomimo postępującej odbudowy wizyta zrobiła na nim ogromne wrażenie i utwierdziła w przekonaniu, że należy zrobić wszystko, by podobna tragedia się nie powtórzyła.

Kolejny pożyteczny idiota?

Konferencja w Pugwash była oczywiście monitorowana przez wywiad amerykański i sowiecki, w tych czasach spotkanie naukowców reprezentujących przeciwne obozy militarne nie mogło się obyć bez agentów obu stron. Rotblatowi przyglądał się zresztą uważnie niemal każdy wywiad na świecie, a gdy przed spotkaniem w Nowej Szkocji odwiedził Polskę, był rozpracowywany przez SB.

Tymczasem wyścig zbrojeń trwał nadal, w październiku 1961 roku Sowieci zdetonowali największą w dziejach bombę wodorową. W archipelagu Nowej Ziemi na Oceanie Arktycznym doszło do eksplozji tzw. car bomby o sile 50 megaton (trzy tysiące razy większej niż ładunek zrzucony na Hiroszimę). Stało się jasne, ze w przypadku wybuchu wojny pomiędzy ZSRS i USA, świat przestanie istnieć.

Pugwash miał swoje sukcesy, uważa się, że zrzeszeni w nim uczeni odegrali ogromną rolę w zażegnaniu tzw. kryzysu kubańskiego w 1962 roku. Członkowie ruchu stali także za wszystkimi rokowaniami sowiecko – amerykańskimi na temat ograniczenia zbrojeń, wielokrotnie używali też swoich wpływów, by łagodzić konflikty na świecie. Niewiele jednak na ten temat wiadomo, gdyż zasadą działalności Rotblata i jego współpracowników było utajnienie obrad, przez co niektórzy snuli analogie do loży masońskiej. Wiadomo jednak, że na jednej z konferencji pojawił się syn ministra spraw zagranicznych ZSRS, Antolij Gromyko, a na innej przywódca Chin, Deng Xiaoping.

W 1966 roku kolejne spotkanie odbyło się w Sopocie, a wśród jego osiemdziesięciu uczestników znalazł się Henry Kissinger. Członkowie Pugwash pojawili się osiem lat później w Krakowie, a zachowane dokumenty Służby Bezpieczeństwa świadczą, że konferencja była poddana ścisłej inwigilacji. Podsłuchiwano wszystko i wszystkich, a tłumacze, sekretarki i polscy członkowie organizacji składali drobiazgowe raporty. Tak było zawsze podczas spotkań w krajach Bloku Wschodniego z czego Roblat musiał sobie zdawać sprawę. Oczywiście członkami Pugwash interesowały się także służby specjalne państw Zachodu, jednak na znacznie mniejszą skalę niż KGB, Stasi czy SB. Liderzy ruchu wychodzili jednak z założenia, że cel uświęca środki.

Inna sprawa, że z upływem czasu Rotblata i jego współpracowników można było w coraz większym stopniu uznać za agenturę wpływów sowieckich. Coraz bardziej szli na rękę polityce Kremla, wierzono w obłudne zapewnienia o „walce o pokój” i nie zwracano uwagi na niewygodne fakty. Dla przywódców ruchu najważniejsze było uniknięcie katastrofy jądrowej, a nie demokracja czy prawa człowieka.

Spotkania w Pugwash w krajach Zachodu były wydarzeniami elitarnymi, znanymi tylko niewielkiej grupie osób. Natomiast w państwach komunistycznych był to prawdziwy show medialny, o konferencjach informowano na pierwszych stronach gazet, a wiadomości radiowe i telewizyjne rozpoczynano od relacji z obrad. Do ich uczestników przychodziły tysiące listów od „ludzi pracy”, szkół, instytucji i organizacji społecznych. Oczywiście pisanych pod dyktando i według jednego wzoru potępiającego zbrojenia jądrowe państw Zachodu. Nic dziwnego, że prasa zachodnia czasami nazywała Rotblata „żałosnym naiwniakiem”.