Naziści w tropikach. Tajemnica wyprawy Göringa do Amazonii

Naziści w tropikach. Tajemnica wyprawy Göringa do Amazonii

Dodano: 

Schulz-Kampfhenkel uważał, że ze względu na swoje doświadczenie powinien osobiście dowodzić całą operacją. Wysłał swój projekt Himmlerowi, który po dłuższym czasie odpisał, że pomysł jest ciekawy, ale warto do niego wrócić później. Szef SS i gestapo ostatecznie nie zlecił realizacji projektu kolonizacji Amazonii i Gujany. Powód był prosty: w międzyczasie zmieniła się sytuacja geopolityczna. Po inwazji na Francję w 1940 r. okupacja Gujany Francuskiej i tak wydawała się kwestią czasu.

Schulz-Kampfhenkel nie wydawał się załamany niepowodzeniem. W 1940 r. wyruszył w kolejną zleconą przez władze podróż, tym razem do północnej Afryki, gdzie wykorzystując doświadczenia z Amazonii, miał z powietrza przygotować dla wojska mapę Sahary. W 1943 r. został awansowany do stopnia kapitana SS i jak pisze Frederico Füllgraf, został mianowany specjalnym delegatem Rzeszy ds. operacji wywiadu geograficznego przeprowadzanych wówczas nad terytorium Związku Sowieckiego.

Adolf Hitler w 1936 r.

Ciekawe, że ani Himmler, ani Schulz-Kampfhenkel nie zdawali sobie sprawy z tego, że na pomysł kolonizacji północnej Brazylii wpadli już dużo wcześniej sojusznicy hitlerowskich Niemiec z Azji.

Japonia w Brazylii

W 1930 r., a więc kilka lat przed wyprawą Schulz-Kampfhenkela, w dolnym biegu Amazonki, w okolicy miasta Parintins, powstała japońska kolonia Modelo de Andirá. Jak do tego doszło? Według prof. Renana Albuquerque z Federalnego Uniwersytetu Amazonii już w latach 20. Japończycy szukali niezaludnionych terenów, gdzie mogliby przesiedlić stłoczonych mieszkańców swoich wysp. Tukasa Uetsuka, w imieniu cesarza Japonii, przekonał Brazylijczyków, że warto zaludnić puste przecież tereny wschodniej Amazonii i stworzyć tam za japońskie pieniądze zalążki przemysłu.

Na początek wybudowano szpital, magazyny, mieszkania dla administracji, inżynierów i techników oraz więzienie. Zaczęła się wycinka lasów, a pierwsze japońskie rodziny zaczęły przyjeżdżać w 1933 r. W kolonii produkowano między innymi pieprz, a o tym, że Japończycy traktowali swoją Amazonię śmiertelnie poważnie, niech świadczy fakt, że kiedy wylądował tam awaryjnie pewien brazylijski lotnik, został zatrzymany przez urzędnika jak intruz w obcym państwie. Okoliczni mieszkańcy wydawali się jednak zadowoleni z sąsiedztwa, w którym coraz łatwiej było znaleźć pracę. Historia japońskiej kolonii okazała się jednak krótka. Wybuchła wojna i całe przedsięwzięcie zostało ostatecznie zarzucone w 1945 r.

Możliwe, że gdyby do zakładania kolonii wzięli się jeszcze przed wojną Niemcy, mieliby więcej szczęścia. W latach 30. brazylijskie władze miały bowiem wyraźną słabość do III Rzeszy, co w praktyce wyrażało się między innymi pobłażliwością wobec rosnącego znaczenia partii nazistowskiej wśród niemieckich imigrantów. W latach 1928–1938 NSDAP działała w Brazylii zupełnie legalnie. Zdarzało się nawet, że w organizowanych przez brazylijskich nazistów uroczystościach brali udział członkowie rządu Getúlio Vargasa. Brazylijskiemu prezydentowi mógł się podobać deklarowany antykomunizm nazistów, ale władze szybko straciły kontrolę nad tym, co działo się choćby w niemieckich szkołach na południu Brazylii. Lekcje rozpoczynały się od pozdrowienia „Heil Hitler”, nauczyciele nosili na ubraniach swastyki, a dzieci śpiewały hitlerowskie piosenki. Najwięcej sympatyków nazizmu mieszkało w stanie São Paulo. Byli to rdzenni Niemcy, którzy tak jak choćby Walther Sommerlath, ojciec żony obecnego króla Szwecji, w latach 1919–1930 opuścili Republikę Weimarską i wyemigrowali do Brazylii.

Sytuacja brazylijskich zwolenników Hitlera zmieniła się diametralnie dopiero w 1942 r., kiedy Brazylia przystąpiła do wojny po stronie aliantów. Odtąd nie wolno już było mówić publicznie po niemiecku. Niemcy musieli również ubiegać się o pozwolenie na przemieszczanie się po Brazylii. Zapełniły się również obozy internowania dla Niemców i Japończyków. Według prof. Any Dietrich z Uniwersytetu w São Paulo, badającej od lat wpływy narodowego socjalizmu w Brazylii, antynazistowskie represje były jednak swego rodzaju akcją pokazową, która miała udowodnić, że Brazylijczycy nigdy rzeczywiście nie sympatyzowali z III Rzeszą. Najważniejszym działaczom partii nazistowskiej w Brazylii – jak mówi prof. Dietrich – i tak udało się zbiec. Nic dziwnego, że Amerykanie patrzyli na swoich świeżo upieczonych sojuszników z nieufnością.

Czytaj też:
Z każdego zamachu wychodził cało. Mówili, że miał swojego „diabła stróża”

Tajna misja misjonarzy

Według Felipe Fernandeza Cruza, historyka z Uniwersytetu w Teksasie, którego dziadek wyemigrował po I wojnie z Niemiec i osiadł pod São Paulo, Brazylia już w latach 30. pozostawała pod stałą obserwacją amerykańskiego wywiadu. Amerykanie obawiali się nie tyle niemieckiej kolonizacji Amazonii, ile budowy tajnych niemieckich baz lotniczych. Podejrzewali, że ważną rolę w takiej operacji mogłyby odegrać tworzone w latach 30. przez niemieckich imigrantów linie lotnicze w Brazylii.

„Z odtajnionych niedawno przez Narodowe Archiwum amerykańskich dokumentów wynika, że niemieckie linie lotnicze działały w Brazylii nawet w czasie wojny. Amerykanów niepokoiło to, że funkcjonowały m.in. na terenach strategicznych z punktu widzenia armii, blisko granicy, w miejscach, gdzie raczej nie mogły zarobić, ale mogły robić zdjęcia – tłumaczy Fernandez Cruz. – Moim zdaniem pierwsze testy takich zdjęć lotniczych mógł robić właśnie Otto Schulz-Kampfhenkel w czasie wyprawy do Amazonii”.

W 1941 r. John Edgar Hoover otrzymał od informatorów działających w Manaus w Amazonii tajny raport – FBI współpracowało wtedy z brazylijską tajną policją – w którym opisano pojawiające się pogłoski o budowanych przez Niemców tajnych bazach lotniczych. „Gdyby rzeczywiście powstały, samoloty Luftwaffe mogłyby zaatakować z powietrza Kanał Panamski” – tłumaczy obawy Amerykanów Fernandez Cruz. Jego zdaniem jednak Amerykanie za bardzo w tej sprawie panikowali. Zaczęli nawet podejrzewać o składowanie paliwa dla hitlerowskiej armii niemieckich misjonarzy, którzy od 80 lat mieszkali w Amazonii.

– Sprawdziłem listy tzw. niebezpiecznych nazistów aresztowanych w Ameryce Południowej i porównałem je z bazą danych brazylijskiej tajnej policji. Okazało się, że większość z nich zatrzymywano niepotrzebnie

– mówi Fernandez Cruz i przypomina też statystki z książki Maxa Paula Friedmana „Nazis and Good Neighbours”: Amerykanie deportowali w sumie z Ameryki Łacińskiej i internowali około 4 tys. podejrzanych Niemców, ale tylko ośmiu (!) z nich było zaangażowanych w szpiegostwo, a 80 okazało się Żydami, którzy uciekli z Niemiec.

Po wojnie

Niemieckie wpływy w Ameryce Południowej były więc najwyraźniej przez Amerykanów demonizowane. Dopóki jednak nie zostaną ujawnione wszystkie dokumenty wywiadów działających przed wojną i w jej czasie w Brazylii oraz w Argentynie, dopóty trudno rozstrzygnąć, jaki był ostateczny cel wyprawy do wschodniej Amazonii z 1935 r. Czy może jednak chodziło o zbadanie terenu pod potencjalne bazy lotnicze.

Jens Güsling przyznaje, że kiedy przygotowywał do druku swoją książkę, nawet w Niemczech nie ułatwiano mu poszukiwań. Wybrał się między innymi do Hamburga, gdzie do dziś istnieje produkujący filmy edukacyjne instytut WBF (niem. Institut für Weltkunde in Bildung und Forschung) ufundowany po wojnie przez Ottona Schulza-Kampfhenkela. Notabene WBF dystrybuował w Niemczech przemontowany film z wyprawy do Amazonii. Pracownicy instytutu nie chcieli jednak rozmawiać o przeszłości fundatora i zapewniali, że wszystkie związane z nim archiwalia zaginęły w czasie wojny. Güsling znalazł w końcu potrzebne dokumenty w niemieckim archiwum narodowym. Dowiedział się z nich między innymi, że w 1945 r. Schulza-Kampfhenkela złapali w Austrii Amerykanie. Był przesłuchiwany przez funkcjonariuszy OSS, poprzedniczkę CIA (ang. Office of Strategic Services).

„Zaprzeczał, że był członkiem NSDAP, a przecież widziałem jego legitymację. Nie mógłby zrobić takiej kariery, gdyby nie był członkiem partii” – zapewnia Güsling. Oficer, który rozmawiał z Schulz-Kampfhenkelem, miał mu z początku zaproponować pracę dla amerykańskiej nauki. W ten sposób ściągnięto do USA między innymi fizyka rakietowego, Wernhera von Brauna, członka NSDAP. Jednak Amerykanie ostatecznie zarzucili ten pomysł. Schulz-Kampfhenkel wyszedł na wolność w 1946 r. Do końca życia podróżował i kręcił filmy dokumentalne.

Artykuł został opublikowany w 9/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.