Niedoszły „polski Stalin” . Zabili go koledzy z partii
  • Mikołaj IwanowAutor:Mikołaj Iwanow

Niedoszły „polski Stalin” . Zabili go koledzy z partii

Dodano: 

Wysunięciu Bolesława Mołojca i dąbrowszczaków na pierwszy plan odbudowy polskiej partii komunistycznej sprzyjało również to, że absolutna większość przebywających na terenie ZSRS polskich działaczy komunistycznych, zastraszonych krwawymi represjami z lat 1937–1938, pogodziła się z nienaturalną śmiercią polskiego ruchu komunistycznego. Natomiast Mołojec natarczywie domagał się od Stalina wskrzeszenia KPP.

Mołojec po przyjeździe do Związku Sowieckiego na początku 1940 r. spotkał się z Zofią Dzierżyńską, najwyższym autorytetem wśród ocalałych polskich komunistów w Moskwie. Otrzymał od niej informację prywatną, ale jak najbardziej wiarygodną: na razie kierownictwo WKP(b) i Stalin uważają sprawę odbudowy KPP za nieaktualną. Podobna informacja z ust wdowy po „żelaznym Feliksie” na pewno ostudziłaby zapał każdego, ale nie Mołojca. Już wcześniej, działając wśród komunistów-Polaków w Paryżu, poparł on decyzję MK o rozwiązaniu KPP, ale jednocześnie zaczął aktywnie nawoływać do odrodzenia partii polskich komunistów na podstawie nowej, oczyszczonej z wszystkich opozycjonistów platformie, widząc siebie w roli czołowego uzdrowiciela partii.

Podobne działania Mołojca nie były przypadkowe. W opinii kierownictwa MK to właśnie on najbardziej nadawał się do odgrywania roli czołowego egzekutora woli Stalina. Dlatego mianowano go w Paryżu kierownikiem Grupy Inicjatywnej dla spraw polskich przy MK, ale jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, w czerwcu 1939 r., Sekretariat MK rozwiązał Grupę Inicjatywną i powołał Tymczasowy Ośrodek Kierowniczy Komunistycznej Partii Polski.

Czytaj też:
Zdrada generała Rómmla. Trzy kompromitacje byłego dowódcy Armii „Łódź”

Uciekinier z obozu internowanych żołnierzy brygad międzynarodowych w Hiszpanii Bolesław Mołojec miał pozostać jego nieformalnym przywódcą. Według planów kierownictwa MK ośrodek ten miał za zadanie umożliwić jak najbardziej bezbolesne rozwiązanie lokalnych kół KPP na terenie Francji i innych państw zachodnich. Mołojec natomiast, wiedząc o tych planach, od samego początku dążył do przekształcenia ośrodka w centrum odbudowy KPP. Prawdopodobnie dobrze wiedział, co może mu grozić za podobne nieposłuszeństwo, jednak zapewne świadomie szedł na konfrontację z Moskwą. Był komunistycznym fanatykiem i jego własny los miał dla niego drugorzędne znaczenie. Uratowała go prawdopodobnie decyzja rządu francuskiego, który zdelegalizował partię komunistyczną i aresztował wielu jej czołowych działaczy. Decyzję tę Francuzi podjęli we wrześniu 1939 r. w odpowiedzi na zdradzieckie działania komunistów, torpedujące wysiłek wojenny Francji w toczącej się wojnie z III Rzeszą.

Los Bolesława Mołojca w tej wyjątkowo trudnej dla polskich komunistów sytuacji przypomina „cudowne ocalenie”. Wydawało się, że w Moskwie mogły go czekać jedynie cela NKWD i niechybna śmierć. Tym bardziej że młody bohater wojny hiszpańskiej nie wyróżniał się specjalną ostrożnością wobec swoich mocodawców w Moskwie.

W stolicy ZSRS Mołojec, mimo zupełnie nowych okoliczności politycznych, nadal dążył do promowania idei „odrodzenia KPP na bazie polskiej niepodległości”. Proroczo uważał pakt Ribbentrop-Mołotow za zjawisko czasowe, a wojnę między ZSRS i III Rzeszą za nieuniknioną. Kolidowało to wyraźnie z koncepcją polityczną Zofii Dzierżyńskiej, która próbowała zjednoczyć ocalałych polskich komunistów wokół idei „17. republiki”. W jednym ze swych listów do KC WKP(b) wdowa Feliksa pisała: „Polacy w swej masie [są] na tyle klerykalni i antysowieccy”, że skomunizować można ich jedynie, włączając Polskę do Związku Sowieckiego jako kolejną republikę związkową.

W Moskwie Mołojec, oprócz listów do Stalina, pisał również memoriały do Georgia Dymitrowa, przewodniczącego Kominternu. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy te listy zachowały się w archiwach Międzynarodówki. Dostęp do nich, mimo upływu ponad 70 lat, nadal jest ograniczony. Jednak na podstawie danych pośrednich możemy przypuszczać, że zarówno Stalin, jak i Dymitrow byli nieco zaskoczeni „natarczywością” Mołojca. Pisał on o konieczności odbudowy polskiego ruchu komunistycznego, ale na nowej (można ją nazwać „stalinowskiej”) bazie. Nie unikał skomplikowanych pytań, uznając, że sprawa polskiej niepodległości zależeć będzie od stosunków między ZSRS i Niemcami. Walkę z Hitlerem uważał za zadanie nie na dziś, ale na jutro. Był przekonany, że załamanie sojuszu sowiecko-niemieckiego to tylko kwestia czasu.

Czytaj też:
Tajemnica zamachu na Bieruta. Kogo naprawdę zabił fałszywy enkawudzista?

W nowych okolicznościach wiosny–lata 1940 r. (po błyskawicznej porażce Francji) Bolesław Mołojec z punktu widzenia Stalina i jego najbliższego otoczenia okazał się idealnym kandydatem do roli jednego z czołowych budowniczych wskrzeszenia polskiego ruchu komunistycznego. Doskonale rozumiał intencje swych mocodawców na Kremlu, był fanatycznie oddany Stalinowi, a jednocześnie elastyczny i przewidywalny.

Wiosną 1940 r. nic nie zapowiadało tragicznego zakończenia kariery politycznej „bohatera” hiszpańskiej wojny domowej. Latem 1940 r. NKWD, wykonując osobiste polecenie Stalina, rozpoczęło przyspieszone kształcenie Bolesława Mołojca w duchu ortodoksyjnego komunisty. Najpierw skierowano go do szkoły politycznej w Nagornoje niedaleko Moskwy. Wkrótce studiował już w szkole w podmoskiewskim Puszkino, a późną jesienią rozpoczął nowe zajęcia w szkole NKWD w Kusznarenkowie w okolicach Ufy.

W grudniu 1941 r. sowiecki samolot zrzucił go pod Warszawą. Mołojec dostał od Stalina strategicznie ważne zadanie: objęcie dowództwa nad Gwardią Ludową – zbrojnym ramieniem PPR. Gomułka, jego główny rywal, tak go opisywał: „Mołojec był człowiekiem niemal pozbawionym uczucia strachu, a zarazem żołnierzem kochającym wojaczkę”. Taki człowiek niewątpliwie zagrażał politycznym ambicjom innych działaczy komunistycznych.

Mołojec brał udział m.in. w pierwszej akcji GL przeciwko Niemcom, do której doszło 10 czerwca 1942 r. w okolicach Polichna. Wkrótce jednak jego kariera urwała się w dramatycznych okolicznościach. 28 listopada 1942 r. w okolicy Dworca Zachodniego w Warszawie odnalezione zostały zwłoki przywódcy PPR Marcelego Nowotki. Paweł Finder i Małgorzata Fornalska, członkowie KC PPR, wiedzieli, że Nowotko miał się tego dnia spotkać z Mołojcem... Dopiero trzy dni po odnalezieniu ciała Nowotki udało im się do niego dotrzeć.

Mołojec potwierdził wprawdzie, że widział się z Nowotką, ale – jak się zarzekał – nie miał pojęcia, co się z nim stało po ich spotkaniu. Gomułka twierdził potem, że Mołojec podał wkrótce kompletnie inną wersję: ktoś ich napadł podczas spotkania, a Nowotko miał wówczas zginąć od kul. Wierząc, że w ten sposób obejmie przywództwo w PPR, Mołojec skontaktował się z Moskwą. W wysłanej do Dymitrowa depeszy napisał, że Nowotko zginął w zamachu zorganizowanym przez „polski Londyn”. Poinformował też Dymitrowa o przejęciu funkcji I sekretarza PPR.

Reszta kierownictwa PPR (Finder, Fornalska, Jóźwiak i Gomułka) trzymała jednak rękę na pulsie. Zapadła decyzja o eliminacji Mołojca. 29 grudnia 1942 r. człowiek, który chciał przejąć władzę nad PPR, został zastrzelony. Po latach, na III Plenum PZPR w 1949 r., Bierut nazwał go agentem przedwojennej „Dwójki”, a także „prowokatorem”. Konkurent Nowotki zamordowany został w „najlepszym” stalinowskim stylu. Przywódcy ZSRS pozostało jedynie podziwiać swych polskich wyznawców. Gdyby los był dla Mołojca nieco bardziej łaskawy, mógł on śmiało zająć miejsce Bieruta, jako „polski Stalin”.

Artykuł został opublikowany w 10/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.