Bohater i mafia zboczeńców. Największa afera pedofilska II RP

Bohater i mafia zboczeńców. Największa afera pedofilska II RP

Dodano: 

Nastolatki złożyły zeznania obciążające wykorzystujących je dorosłych. Do aresztu trafiło osiem osób. Sąd nie zgodził się na wypuszczenie ich za kaucją. Małgorzata Genzler i Maria Mehring po badaniach lekarskich zostały skierowane do szpitala na leczenie chorób wenerycznych.

Bilety na wyrok

Tłum gapiów, od wielu godzin wyczekujących na skazanie bohatera narodowego, szczelnie wypełnił korytarze poznańskiego sądu i gromadził się przed budynkiem. Wszyscy mają nadzieję, że uda im się chociaż na chwilę dostrzec któregoś z oskarżonych. Najlepiej Piekuckiego – bohatera powstania, który przez lata uchodził za obrońcę moralności. Gdy tylko jeden z oskarżonych o pedofilię pojawia się na korytarzu, w jego stronę lecą szyderstwa i wyzwiska. Sami oskarżeni starają się zachowywać swobodnie, jakby proces ich nie dotyczył. Podekscytowany tłum czeka na rozprawę, Piekucki nuci pod nosem piosenkę.

Uroczystość wręczenia sztandaru pułkowi garnizonowemu wojsk wielkopolskich. Defilada pod dowódctwem kapitana Piekuckiego. 1919 r.

Gdy publiczność dowiaduje się, że proces został utajniony, wszyscy są zawiedzeni. Szczególnie dziennikarze, którzy również nie będą mogli śledzić ani relacjonować szczegółów pedofilskich orgii. Są gazety, które nie cofnęłyby się przed dokładnymi opisami. Na własne oczy zobaczyć będzie można dopiero ogłoszenie wyroku. Sąd zdecydował bowiem, że musi być ono jawne. Orzekający uznali jednak, że skoro nie wszyscy zmieszczą się na sali rozpraw, to trzeba wydać bilety. Są bezpłatne, ale wiadomo, że nie wystarczy ich dla wszystkich.

Nakłady gazet relacjonujących śledztwo, a później proces, rozeszły się błyskawicznie. Mimo ograniczenia liczby widzów w dniu ogłoszenia wyroku na sali panuje ścisk. „Duży procent stanowią kobiety żądne niezdrowej sensacji” – napisze później „Dziennik Poznański”.

Piekucki i siedmiu pozostałych oskarżonych stanęli przed sądem po niespełna pięciu miesiącach spędzonych w areszcie. Proces był błyskawiczny. Rozpoczął się w czwartek 11 sierpnia, a ogłoszenie wyroku zaplanowano na następny (!) dzień. Piątkowa rozprawa przeciągnęła się jednak do godz. 23 ze względu na długie przemowy stron. Sąd podjął więc decyzję, że ogłoszenie wyroku nastąpi następnego dnia, w sobotę (!), o godz. 11. Na rozstrzygnięcie słynnej afery czekała cała Polska.

Przed sądem oskarżonych reprezentowało siedmiu adwokatów. Kluczowe dla procesu okazały się zeznania 14-letniej Marii Szlage i 12-letniej Izabelli Trawickiej. Małgorzata Genzler w obliczu nieuchronnego wyroku obciążyła zeznaniami swoją matkę. Ważnym materiałem dowodowym było również ponad 150 zdjęć pornograficznych, w tym z pornografią dziecięcą, przedstawiających m.in. oskarżonych i dwie zeznające dziewczynki. Fotografie znaleziono w mieszkaniu Władysława Andrzejewskiego. Winę potwierdzały również przechwycone grypsy przesyłane przez sprawców z aresztu.

Dziewczynki oskarżały głównie Piekuckiego. Sąd nie chciał wyjawić, jakich czynów dopuszczał się podpułkownik ze względu na „obyczajność”. Sam oskarżony przyznał się do pozowania nago do zdjęć z dziewczynkami. Twierdził, że nic więcej nie robił.

Czytaj też:
Kula dla Piłsudskiego. Ukraińscy terroryści przeciw II RP

Piekucki został uznany za winnego. Jednak mimo przytłaczających dowodów wyrok był zaskakująco niski. Skazano go na półtora roku więzienia. W uzasadnieniu sąd zaznaczył, że wzięto pod uwagę jego zasługi w działalności społecznej i to, że wcześniej był niekarany. Taki sam wyrok usłyszał również Władysław Andrzejewski – autor fotografii, który przyznał, że podczas sesji dotykał i całował nagie ciała dzieci. Pozostali panowie – Feliks Hirschberg i Alfons Pawlicki – zostali skazani na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na pięć lat. W ich przypadku za okoliczność łagodzącą uznano to, że deprawowania nie dopuszczali się regularnie i szybko wycofali się z procederu, a Hirschberg podczas popełniania przestępstwa miał być pijany.

Najwyższy wyrok – trzy lata więzienia – usłyszała Małgorzata Genzler. Sąd uznał, że to ona zmuszała nieletnie do nierządu i nie dopatrzył się okoliczności łagodzących. Jej matka, Maria Hermann, została skazana na rok więzienia, a Maria Mehring na cztery miesiące.

Przy ogromnej presji społecznej i jednoznacznych dowodach wyrok musiał być skazujący. Kary były jednak wyjątkowo łagodne. Inni sprawcy, których świadkowie nie obciążyli, nigdy nie ponieśli kary, a wiele przypadków molestowania i gwałtów dokonywanych przez grupę prawdopodobnie na zawsze pozostanie tajemnicą.

Oddzielny temat stanowią relacje prasowe dotyczące ujawnienia afery. Endecka prasa początkowo próbowała przemilczeć sprawę lub publikowała zdawkowe komunikaty. Gdy okazało się, że temat poruszył społeczeństwo, odcięto się od Feliksa Piekuckiego. Relacjonujące szeroko aferę gazety – szczególnie „Ilustrowany Kurier Codzienny”, wydawaną przez to samo wydawnictwo bulwarówkę „Tajny Detektyw”, a także poznański dziennik „Rekord Polski” – atakowano za żerowanie na nieszczęściu, rozsiewanie demoralizujących informacji i utrzymywanie się z taniej sensacji. Samo pisanie o sprawie uznawano nawet za atak na Poznań i całe wielkopolskie społeczeństwo. Oskarżał o to m.in. endecki „Kurier Poznański”. Trzeba jednak przyznać, że szukając sensacji, a nawet próbując nadać sprawie kontekst polityczny, część gazet rzeczywiście przesadziła, robiąc z Piekuckiego czołowego działacza endecji. W 1932 r. cieszył się jeszcze szacunkiem za zasługi w czasie powstania i wcześniejszą działalność społeczną, ale jego znaczenie polityczne było już coraz mniejsze. Niewątpliwie należał jednak do lokalnej elity i w Poznaniu był człowiekiem powszechnie znanym.

Czytaj też:
Tajemnica samobójstwa byłego premiera. Dlaczego Walery Sławek skończył tak tragicznie?

Uderzające jest również to, że relacjonując aferę i proces, gazety podawały nie tylko dokładne personalia, lecz także adresy zamieszkania. Nie tylko oskarżonych, których dopiero aresztowano, a ich proces jeszcze się nie zaczął, lecz także świadków i molestowanych dziewczynek. „Tajny Detektyw” umieścił na okładce fotomontaż zdjęć Piekuckiego i małej dziewczynki. Wewnątrz gazety znalazły się również zdjęcia Genzlerowej z córką i jej męża z synkiem.

Podawanie tak szczegółowych danych było w latach 30. standardem. Jednak relacje prasowe z afery wyglądały jak komedia pomyłek. Dla ludzi, których to dotknęło, pomyłki te nie były raczej zabawne. Niemałe zamieszanie musiało wywołać pomylenie Małgorzaty Genzler z inną Genslerową (pisaną przez „s”) – 45-letnią wdową szanowaną w mieście za działalność społeczną. Gazety pomyliły obie kobiety i szacowną panią przedstawiły jako prostytutkę i deprawatorkę nieletnich. Aby nie było wątpliwości, że chodzi o działaczkę społeczną, zaznaczono, że to ta, która prowadziła wcześniej restaurację (wymienioną z nazwy).

Podobna pomyłka dotyczyła Andrzejewskiego, który fotografował nagie dzieci i zwabiał je do burdeli. Okazało się, że w Poznaniu jest dwóch fotografów o tym nazwisku i drugi z Andrzejewskich nie ma nic na sumieniu... Za miejsce schadzek uznano hotel Polonia, podając nawet dokładnie, w którym pokoju na pierwszym piętrze odbywały się orgie. Gdy okazało się, że oskarżono niesłusznie szacowną Genslerową, a miejscem przestępstw nie był hotel Polonia, opublikowano sprostowanie. Pod niektórymi artykułami dotyczącymi sprawy możemy znaleźć nawet dwa–trzy takie sprostowania. Regularnie publikował je poznański „Rekord Polski”. Nie oznacza to, że inne gazety się nie myliły. Po prostu ignorowały prostowanie faktów. Regularnie mylono np. imię jednego z oskarżonych. Alfons Pawlicki, człowiek o bardzo charakterystycznym przecież, szczególnie w kontekście takiej sprawy imieniu w niektórych gazetach występuje również jako Adolf oraz Alfred.

Po sprawie pozostało niewiele śladów, a wiarygodność niektórych szczegółów dotyczących afery seksualnej trudno dziś ocenić. Ponad 150 pornograficznych zdjęć, które znaleziono w mieszkaniu Andrzejewskiego, zgodnie z decyzją sądu po procesie zostało zniszczonych. Jeśli jednak prawdziwe są prasowe relacje ze śledztwa mówiące o tym, że grupa pozyskiwała część fotografii z zagranicy i sprzedawała tam zdjęcia własnej produkcji, możemy przypuszczać, że uczestnicy poznańskiej afery byli częścią międzynarodowej siatki dystrybucji nielegalnej pornografii. Niewykluczone więc, że gdzieś na świecie zachowały się nieobyczajne zdjęcia Piekuckiego i jego kompanów.