Zapomina się przy tym, że z tzw. ciurów obozowych również w miarę potrzeby formowano chorągwie, zwane także „znakami czeladnymi”. Podczas walk na Śląsku stawało np. w polu 12 chorągwi szlacheckich i aż 15 ciurowskich. 29 sierpnia 1621 r. pod Chocimiem to właśnie czeladź lisowczyków z Kozakami odparła jeden z najbardziej gwałtownych ataków tureckich. Ciurowie stanowili w wojskach lisowskich element nie mniej bitny od żołnierzy rycerskiego pochodzenia, tyle że gorzej uzbrojony i na gorszych koniach, a także – niestety – bardziej skłonny do rabunków i gwałtów.
Zwraca na to również uwagę twórca epitafium na mogile ciurów poległych pod Humenné. Towarzysze lisowscy taką oto o nich inskrypcję umieścili:
Tu leżą nie Mazurzy ani Tatarowie,
lecz jacyś niesłychani wydziercy ciurowie.
Kto pójdziesz mimo krzyż i wpodle tych kości,
przyznasz, że tacy ludzie niegodni litości,
więc im się tako stało, że wpadli do dziury,
przecie będą Węgrowie pamiętali ciury.
Zanim epitafium to powstało, stoczono bitwę zaciętą i krwawą, a także bardzo charakterystyczną dla jazdy polskiej typu kozackiego. Cofa się ona, nawet pierzcha przed przeważającymi siłami, sprawia wrażenie rozbitej, ale nieoczekiwanie znów formuje szyki, wraca z impetem, umiejętnie oskrzydla wroga i zadaje mu śmiertelny cios w momencie, gdy był już przekonany o własnym triumfie. Taką jazdę można odeprzeć, rozproszyć, ale zniszczyć ją jest bardzo trudno.
Tak też wyglądały dwudniowe starcia z siedmiotysięcznym korpusem księcia Jerzego Rakoczego, który zastąpił drogę Polakom, zajmując na wzniesieniach niedaleko Humenné dogodne do obrony pozycje nad rzeką L’uboreč u zbiegu dwóch dolin. 22 listopada za radą Hommonaya część polskich sił poszła doliną Udavy, ku jej ujściu do rzeki L’uboreč, gdzie starła się z jazdą węgierską. Po sukcesie w tym starciu zgrupowanie Walentego Rogowskiego spróbowało dostać się na tyły Węgrów, ale bez powodzenia. Następnego dnia, gdy frontalne ataki na Rakoczego nie przyniosły skutku, lisowczycy rozproszyli się, pozorując ucieczkę. Siedmiogrodzki wódz uznał, że bitwa jest wygrana. Z tą radosną wiadomością wysłał już gońców do Bethlena, a żołnierzom pozwolił na rabunek obozu lisowczyków.
Wielkie było jego zdziwienie, a potem rozpacz, gdy nagle ujrzał się otoczonym przez ich chorągwie, które wyglądały jakby odrodzone czarodziejską mocą (lisowczyków często pomawiano o sztuki czarnoksięskie), gotowe do boju, pałające chęcią odwetu. Bitwa rychło zamieniła się w rzeź. Podaje się liczbę 3 tys. zabitych Węgrów. Stracili oni kilkanaście chorągwi, a Rakoczy dwóch braci: jeden poległ, drugi dostał się do niewoli. Z resztą sił Rakoczy zdołał wycofać się do zamku w Makowicy, a tam Polacy – z uwagi na brak artylerii – nie mogli go dopaść.
Skutek klęski Madziarów był taki, że Bethlen 5 grudnia podpisał z cesarzem półroczny rozejm i skierował swe wojska przeciw lisowczykom, którzy – choć nie zdołali zająć żadnego z większych miast – rabowali i niszczyli okolice, przez które przechodzili. Gdy Rakoczy powtórnie zbliżył się do nich – tym razem na czele 15-tysięcznych wojsk – lisowczycy wrócili na terytorium Rzeczypospolitej. Nie na długo.
Polnische Kosaken
Z początkiem lutego 1620 r. część lisowczyków pod wodzą płk. Jarosza Kleczkowskiego przeszła na służbę cesarską. Kleczkowski zginął już po miesiącu pod Krems, a dowództwo objął płk Stanisław Rusinowski, który też wiódł ich do bitwy na Białej Górze 8 listopada 1620 r. Tam polscy jeźdźcy, którzy zdobyli 20 wrogich chorągwi, walnie przyczynili się do zwycięstwa sił katolickich nad wojskami protestanckimi (i – niestety – do ponad dwustuletniego ciemiężenia oraz wynarodawiana Czechów).
Anonimowy autor z epoki podkreślał rolę lisowczyków w obronie katolicyzmu, czego dowiedli właśnie w bitwie na Białej Górze:
Tu szesnaście tysięcy Czechów legło krwawie,
Kędy męstwo lisowskich zakwitnęło w sławie;
Skąd wziąwszy dzielność śmiałą, męstwem słyną wszędzie,
Dobry znak, Pan Bóg z nami, któż przeciw nam będzie?
Czytaj też:
Kircholm na morzu. Jak Polacy przechytrzyli i rozbili szwedzką flotę
Rabunki, rzezie i pożary towarzyszyły przemieszczaniu się lisowczyków po ziemiach środkowej Europy, aż cesarz z ulgą zapłacił im i podziękował w 1621 r. za służbę. Podczas wojny trzydziestoletniej zatrudniano ich jednak jeszcze wielokrotnie. Wielki wódz cesarski Albrecht von Wallenstein nie wyobrażał sobie powodzenia wielu kampanii bez lekkiej jazdy polskiej, zwanej zresztą zwykle kozacką. Strojnowski, Kalinowski, Noskowski, Gromadzki, Moczarski – to nazwiska kolejnych pułkowników. Zwykle dość szybko ginęli, tak jak ich podkomendni, którzy nie oszczędzali się w boju. Z kolei o straszliwych „polnische Kosaken” matki na Śląsku i Morawach, w Niemczech i Czechach ze zgrozą opowiadały dzieciom jeszcze długie lata po wojnie. Podobne wrażenie wywarli w Lotaryngii, Pikardii, a nawet we Włoszech...
Pisarz i poeta barokowy Józef Bartłomiej Zimorowic przedstawia lisowczyków jako rycerzy wypełniających misję szerzenia prawdziwej wiary w wojnach z heretykami, ze schizmatykami i z poganami.
Nie litowałeś dusze twej wylać przez rany,
bijąc po wszystkich stronach waleczne pogany. […]
A żeby heretycy ślepi nie błądzili,
Wyście je od złej drogi za łeb odwodzili,
Wyście lutrom do nieba porobili mosty,
Obudziwszy pokutę i wskrzesiwszy posty. […]
Słusznie się też was boją, słusznie dla was trwożą,
Słusznie was nazywają dziwną pomstą Bożą.
Pamiętajmy jednak, że ci polscy elearzy, którzy i dla swoich bywali dopustem Bożym, potrafili przy tym ofiarnie służyć ojczyźnie. Tysiąc dwieście lisowczyków dowodzonych przez Rogowskiego do końca towarzyszyło staremu hetmanowi Żółkiewskiemu w starciu z armią turecko-tatarską pod Cecorą. W 1621 r. Rusinowski wrócił ze swymi żołnierzami z Niemiec do hetmana Jana Karola Chodkiewicza pod Chocim, gdzie zginął w walce z Turkami. Pod buławą hetmana Stanisława Koniecpolskiego lisowczycy nauczyli się bić Szwedów Gustawa Adolfa na Pomorzu. Tam też w szeregach lisowskich szlifował talent zagończyka Stefan Czarniecki. Przyda mu się to ponad ćwierć wieku później podczas najazdu Karola Gustawa....
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.