Uzdrawiali, wskrzeszali, a ich ciała nie rozkładały się. Te historie zdarzyły się w Krakowie
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Uzdrawiali, wskrzeszali, a ich ciała nie rozkładały się. Te historie zdarzyły się w Krakowie

Dodano: 

Do końca XVII wieku odnotowano 294 cudów za jego przyczyną, głównie uzdrowień. Zaczęło się od uzdrowienia Reginy Czarnej, żony rajcy kazimierskiego wkrótce po śmierci Kazimierczyka. Ukazał się jej i powiedział jej, być może ze zniecierpliwieniem: „Pókiż tu będziesz leżeć niewiasto. Wstań a idź do grobu mego, tam od twej niemocy uzdrowiona będziesz”. Tak też się stało.

Oczywiście, musiał znaleźć się niedowiarek, Stanisław Kaszych, rajca kazimierski. Doznał masywnego, niekończącego się ślinotoku. Nie miał wyjścia jak tylko ukorzyć się i udać do grobu świętego w kościele Bożego Ciała, by pozbyć się dolegliwości.

Święty Stanisław Kazimierczyk na obrazie nieznanego autora (XIX wiek)

Kazimierczyk dość wstrzemięźliwie reagował na modlitwy – dokonywał się za jego wstawiennictwem jeden cud rocznie – zważywszy, że proszących o łaskę uzdrowienia było bardzo wielu. Jednak ta skąpość łask za przyczyną Kazimierczyka, uwiarygodnia zaistnienie cudownych uzdrowień, które nie dzieją się przecież na życzenie i nie każda prośba jest uwzględniana. Trudno też przyjąć, że wszystkie 294 przypadki uzdrowień były spowodowane przyczynami naturalnymi.

Cudownym zjawiskiem było też to, że gdy w 1635 roku w 140 lat po „podniesieniu relikwii” Stanisława Kazimierczyka otwarto jego trumnę, znaleziono obok kości, gałązki rozmarynu, które wyglądały jak świeżo zerwane. Gdy zaś obmyto kości Kazimierczyka w winie kościół napełnił się „dziwnie wdzięczną wonią”. Stanisław Kazimierczyk został beatyfikowany w 1993 roku i bardzo szybko kanonizowany – w 2010 roku.

Z kniaziowskiego rodu

Michał Giedroyć pochodził z Wielkiego Księstwa Litewskiego, z kniaziowskiego (książęcego rodu), jednak chyba niezbyt liczącego się. W przeciwnym razie Giedroyć doszedłby do wysokich stanowisk kościelnych, a tak się jednak nie stało. Chyba, że nie zrobił kariery z innej przyczyny.

Ks. Jaroszewicz pisał otwarcie o Giedroyciu, że „wzrostu był małego i nauki miał też bardzo mało”. Najpewniej z tego powodu i z racji kompleksów, jakie miał Michał na punkcie swego niewielkiego wzrostu i dlatego, że kulał (jedną nogę miał krótszą), rodzice stwierdzili, że nie nadaje się „do świata” i skierowali go do zakonu. Co prawda, Jaroszewicz sam sobie przeczył, bo pisał także, iż Giedroyć, chodził na wykłady do Akademii Krakowskiej i został bakałarzem. Z drugiej jednak strony Michał Giedroyć miał tylko śluby zakonne, nie był kapłanem. Albo wynikało to z braku predyspozycji, albo z pokory.

Był zwykłym członkiem zakonu Kanoników Regularnych od Pokuty. Mieszkał przy kościele św. Marka w Krakowie, pełniąc funkcję zakrystiana. „Mądrość Giedroycia był tą mądrością krzyża, którą świat nazywa szaleństwem, bo mądrość świata każe świat kochać – mądrość krzyża każe światem gardzić” - pisał ksiądz Karol Bołoz-Antoniewicz w „Grobach świętych polskich”.

Miedzioryt z wizerunkiem bł. Michała Giedroycia. Autor: Aliaksandr Tarasewicz, XVII w.

Gardził więc Giedroyć dobrym jedzeniem, gotował „podłe potrawki”, zadowalał się często chlebem z solą, zaś oleju i masła używał tylko podczas choroby. Często widziano go ze śladami pobicia. Raczej wątpliwe jest, by zakonnik padał notorycznie ofiarą przemocy ze strony ludzi. To złe duchy, diabły, które dręczyły Giedroycia, jak to się zdarzało wielu przyszłym kandydatom na ołtarze. „Rózgami go diabeł usiekł, tak że je o jego ciało potrzaskał, a na grzbiecie pozostawił pręgi krwią zawrzałe widać było” - opisywał ks. Florian Jaroszewicz. Diabły ciągały go też i rzucały po kościele.

Był w świątyni cudowny krucyfiks „który rozmawiał z bratem Michałem”, jak informował ks. Piotr Jacek Pruszcz w „Kleynotach stołecznego miasta Krakowa, albo kościołach”... Wierni przychodzili do ascety-zakonnika, gdyż uzdrawiał znakiem krzyża i miał dar jasnowidzenia. Uzdrowienia były szczególnie liczne za wstawiennictwem Giedroycia już po jego śmierci. Ale też potrafił wyjednać przywrócenie życia umarłym. W kronice cudów zapisano, że tak stało się z dwoma topielcami, a jeden z nich spędził dzień pod wodą, i z martwo urodzonym dzieckiem. Kult Giedroycia trwał przez wieki i na tej podstawie został w 2018 roku beatyfikowany.

Jasnością otoczony

Augustianin Izajasz Boner, z krakowskiej rodziny, miał solidne wykształcenie, gdyż odbył studia nie tylko na Akademii Krakowskiej, ale też ukończył zakonne studia teologiczne w Padwie. Został profesorem krakowskiej uczelni i autorem czterech ksiąg teologicznych. Bardziej jednak ceniono Bonera jako nauczyciela pobożności, niż teologii. Podczas kazań nie nadużywał więc swej erudycji, oddziaływał natomiast na emocje wiernych i „rozczulał do łez”. Widziano, że gdy się modlił był „niezwykła jasnością otoczony”, jak pisał Bołoz-Antoniewicz. Praktykował ostrą ascezę: chodził boso po mrozie, a od zimna i kamieni nogi miał pokrwawione, używał też włosiennicy.

Obraz Izajasza Bonera modlącego się przed Matką Bożą Pocieszenia, autor nieznany (XVIII wiek).

W kościele św. Katarzyny należącym do Augustianów modlił się szczególnie przez wymalowanym z własnej inicjatywy na murze wizerunkiem Matki Boskiej Pocieszenia Strapionych. Hagiografia Bonera mówi, że gdy stał przed tym obrazem, wkrótce po jego powstaniu, a do kościoła wprowadzano trumnę zmarłego, zwrócił się do Madonny słowami „Mostra te esse matrem” (Pokaż, że jesteś matką), po czym dwa dni wcześniej zmarły „z podziwieniem wszystkich do życia się wrócił”. Tak Boner zapoczątkował historię wizerunku Matki Boskiej, „którego cudów gdyby rachować przyszło, pewnieby się prędzej nie jednemu przykrzyło zaczemby ich z komputował”, jak stwierdzał ks. Piotr Jacek Pruszcz.

Gdy Boner zmarł jego grób „otaczała jasność nadprzyrodzona”, a przybywali do niego chorzy z nadzieją na uleczenie, co też czasami się działo. Gdy przed grobem stanęły dwie kobiety „bawiące się nierządem”, jakaś wielka siła rzuciła je o ziemię i odepchnęła od miejsca, gdzie spoczywał Boner, tak, że o mało nie umarły od strachu. Nie wiadomo, czy porzuciły swoją profesję. Zresztą to wydarzenie wyglądało bardziej na chęć zademonstrowania niechęci Bonera do niemoralnego życia niż na zamiar nawrócenia prostytutek na drogę pobożnego życia.

Jednak ewidentna świątobliwość Bonera i cuda dokonywane za jego wstawiennictwem, nie spowodowała dotąd jego beatyfikacji. W 1997 roku Stolica Apostolska wydała dekret o ważności diecezjalnego procesu beatyfikacyjnego, odtąd więc przysługuje mu tytuł Sługi Bożego.

Milczenie jest złotem

Jeśli ktoś zazwyczaj milczy, jak ksiądz Świętosław, a w dodatku nie pozostawia po sobie pisanych dzieł, niewiele można o nim powiedzieć. A jest to przypadek Świętosława Milczącego Co prawda, nie odmawiał sobie rozmowy „o rzeczach niebieskich” z pozostałą piątką świątobliwych kapłanów i zakonników. A także z grzesznikami, podczas spowiedzi, a miał sławę dobrego spowiednika.

Bł. Świętosław Milczący na obrazie Ignacego Kriegera (1880 r.)

Pochodził z ubogiej rodziny, najpewniej ze Sławkowa koło Olkusza, choć inne źródło mówi, że z Czech. Początkowo był szewcem. Pewnego dnia zauważył dziwny orszak z biskupem na czele idący w jego stronę. Starzec z siwą brodą z orszaku, poinformował go, że biskupem jest św. Stanisław i nakazał, żeby poszedł do Krakowa i powiedział o swoim widzeniu dominikaninowi o. Wincentemu. Co też Świętosław zrobił, ale zarazem wszedł na ścieżkę duchowną i został księdzem- mansjonarzem przy kościele Mariackim.

Modlił się tam przed cudownym krucyfiksem. Pewnego razu Jezus zapytał: „Świętosławie, czemu głucho jest w kościele”. Ksiądz zaczął więc śpiewać psalmy, a potem z jego inicjatywy dwaj rajcy miejscy ufundowali posady dla psałterzystów. Inna wersja mówi, że Chrystus odezwał się do Świętosława, gdyż psałterzysta zapomniał o śpiewaniu psalmów.

Najpewniej Świętosław nie miał wyższych studiów – nie odnotowany został w spisie studentów Akademii Krakowskiej, ale według biografów miał pokaźną bibliotekę, z której książki pożyczał, a nawet rozdawał i przekazywał klasztorom, według drugich założył wypożyczalnię książek.

Jest szansa, że małomówny ksiądz z kościoła Mariackiego trafi na ołtarze, gdyż w 1998 roku rozpoczął się jego proces kanonizacyjny.