Działo strzelające za mury, czyli jak zdobyć fortecę nie do zdobycia

Działo strzelające za mury, czyli jak zdobyć fortecę nie do zdobycia

Dodano: 
Oblężenie Aten w 1687 roku. Na rycinie zaznaczono trajektorię lotu pocisku z moździerza. Rycina z końca XVII wieku.
Oblężenie Aten w 1687 roku. Na rycinie zaznaczono trajektorię lotu pocisku z moździerza. Rycina z końca XVII wieku. Źródło: Wikipedia
Rozwój tego typu artylerii nierozerwalnie związany był z ewolucją fortyfikacji. Od kiedy kamień i cegłę zastąpiła ziemia (umocnienia bastionowe budowane według szkoły holenderskiej), zrobienie wyłomu w murach było praktycznie niemożliwe.

Michał Mackiewicz

Przeznaczeniem moździerzy było wystrzeliwanie pocisków pod bardzo stromym kątem, tak aby te zdolne były niszczyć obiekty i siłę żywą przeciwnika, który schowany za przeszkodami i niewidoczny z pozycji atakującego pozostawał poza zasięgiem strzelających płaskim torem armat i kolubryn. Chodziło po prostu o lobowanie murów. Potężne moździerze miał w swoim arsenale m.in. burgundzki książę Karol Zuchwały, wielki miłośnik broni palnej i niestrudzony wojownik schyłku średniowiecza. Moździerze należały do najkrótszych dział. Od XVI w. zaczęto je osadzać (za pomocą czopów odlewanych razem z lufą) na masywnych kocowych łożach, które ze względu na znaczny kąt podniesienia lufy w trakcie strzału musiały wytrzymać potężny odrzut (w pozostałych działach jego siłę niwelował odskok zaopatrzonej w koła lawety).

Wielkim krokiem naprzód w dziedzinie amunicji artyleryjskiej były pociski wybuchowe, tzn. bomby i granaty, które upowszechniły się w II połowie XVI w. i uczyniły z moździerzy oraz haubic oręż nadzwyczaj efektywny. Najwcześniejsze, żelazne lub spiżowe, sporządzano z dwóch wydrążonych półkul, które po wypełnieniu prochem spajano ze sobą, opasując je żelazną klamrą ze śrubą. Rozwój technik metalurgicznych umożliwił w I połowie XVII w. masową produkcję odlewanych kul z próżną komorą i otworem zapałowym. Zapalniki wykonywano początkowo z drewnianej rurki napełnianej prochowym miałem. Potem zastosowano metalowe rurki z dziurkami, przez które ogień dostawał się do wnętrza bomby, a proch zastąpiono wolno spalającymi się mieszaninami. W celu zapobieżenia upadkowi bomby zapałem do dołu (co groziło zgaszeniem zapalnika) przeciwległe jej dno wykonywano znacznie grubsze; dzięki temu bomba upadała na cel cięższą częścią i zapewniała tym samym dostęp powietrza do tlącego się zapalnika.

Roaring Meg, moździerz używany w czasie wojny domowej w Anglii

Poza klasycznymi bombami, rażącymi odłamkami, stosowano także pociski zapalające. Sporządzano je ze zszywanych worków płóciennych, które do połowy wypełniano zwykłym prochem stanowiącym materiał wybuchowy, podczas gdy w drugiej części umieszczano drewniane rurki z bocznymi otworami wypełnionymi prochem i owinięte pakułami nasączonymi mieszaniną zapalającą. Potem cały pocisk okręcano szczelnie żelaznym drutem; po jego wystrzeleniu następowały rozerwanie ładunku wybuchowego i zapłon właściwego materiału zapalającego (płonących pakuł) rażącego cel na znacznej powierzchni. W I połowie XVII w. strzelano jeszcze tzw. ogniem podwójnym, tzn. po włożeniu pocisku w lufę moździerza zapalano zapalnik, a następnie jak najszybciej odpalano działo. Często kończyło się to tragicznymi wypadkami. Z czasem upowszechnił się „ogień pojedynczy” – udoskonalone zapalniki bomb zapalały się w trakcie wystrzału; nauczono się także sporządzać zapalniki z wyliczonym czasem spalania substancji inicjującej. Rozwój artylerii stromotorowej nierozerwalnie związany był z ewolucją fortyfikacji. Od kiedy kamień i cegłę zastąpiła ziemia (umocnienia bastionowe budowane według szkoły holenderskiej), zrobienie wyłomu w murach było praktycznie niemożliwe. Natomiast ostrzał wnętrza twierdzy powodował ubytek siły żywej i pożary.

Czytaj też:
Rewolucja na polu bitwy. Napoleon zawdzięcza jej swoje największe sukcesy

Moździerze trafiły także na wyposażenie flot wojennych, które w ramach operacji połączonych uczestniczyły bardzo często w oblężeniach nadmorskich miast. Już w II połowie XVII w. pojawiły się specjalne typy okrętów wojennych (bombardujących) uzbrojonych w moździerze wielkich kalibrów, które ustawiano na dziobie. Jednostki te miały płaskie dno umożliwiające podpływanie pod same wybrzeża – nazywano je bombardami. Pierwszym był francuski „Bombarde”, jednak pomysł szybko przechwycili Anglicy (ponoć za sprawą hugenotów), i to właśnie dzięki nim ten typ okrętu wojennego znacznie zyskał na znaczeniu w ciągu następnych stuleci.

Artykuł został opublikowany w 4/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.