Tajemnica projektu „Olbrzym”. Hitler tworzył w Polsce tą przerażającą broń?
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Tajemnica projektu „Olbrzym”. Hitler tworzył w Polsce tą przerażającą broń?

Dodano: 

Tajemnicze obiekty

Do dzisiaj nie wyjaśniono, w jakim naprawdę celu budowano obiekty kompleksu. O ile wśród badaczy panuje zwykle zgodność, że pomieszczenia wydrążone pod Zamkiem Książ służyć miały jako kwatera Hitlera, to co do pozostałych wysuwane są różne, często mniej lub bardziej fantastyczne koncepcje. Wpływają na to relacje świadków, odkrywanie nowych dokumentów i dotychczas niedostępnych części podziemi, a przede wszystkim tajemnica, która okrywała je od czasu powstania.

Najprostszym wyjaśnieniem jest, że budowano tam - obok kwatery naczelnego wodza Wehrmachtu - kwatery dowództw niemieckich rodzajów sił zbrojnych. Podobnie było w innych Führerhauptquartier. Jednak Hitler raczej podążał za frontem, starając się być jak najbliżej swoich wojsk. Budowanie gigantycznych, stałych budowli z dala od głównych kierunków działań nie pasowało do tej zasady. Również gigantomania przedsięwzięcia - kompleksy mogły pomieścić około 27 tys. osób, czyli znacznie więcej niż liczyły dotychczasowe kwatery - przemawiałaby za innym ich przeznaczeniem.

Najbardziej zagadkowa jest właśnie wielkość kompleksu. Z pozostawionych przez Niemców dokumentów dotyczących budowy wynika, że zużyto około dwa razy więcej materiałów niż wskazywałyby na to zaawansowanie wykonanych i odkrytych po wojnie obiektów. W 1945 r. obok porzuconych maszyn budowlanych, lokomotyw i wagoników, na placach budów leżało jeszcze około 10 mln ton cementu. Do dzisiaj na górskich szlakach można zobaczyć tysiące porzuconych worków tego skamieniałego po latach materiału. Pozostaje więc pytanie, co tak naprawdę miało się znaleźć w sztolniach wydrążonych w Górach Sowich?

Podziemia kompleksu Riese.

Tajemniczy strażnik

Niemcy opuścili obiekt dopiero 7/8 maja 1945 r., wysadzając przed tym część chodników i wejść. Po zajęciu kompleksu przez Armię Czerwoną zaczęła się jego penetracja i wywożenie zgromadzonego tam dobytku do ZSRS. Polacy przejęli kompleks rozszabrowany do gołych, kamiennych ścian, nie bardzo wiedząc ani do czego służył, ani jak go wykorzystać. O dziwo, w rozwiązaniu tej pierwszej zagadki „pomagał” im Niemiec, który pracował podczas wojny przy budowie podziemi, a po jej zakończeniu pozostał na miejscu. Anthon Dolmuss był inżynierem, który w 1945 r. zatrudnił się w polskim Ministerstwie Odbudowy i pomagał władzom w penetrowaniu kompleksu. Wskazywał niedostępne fragmenty podziemi, ukryte instalacje i urządzenia. To prawdopodobnie on zaczął rozpuszczać pogłoski, że „Riese” było planowane jako kwatera Hitlera i niemieckich dowództw. Na początku lat 60-tych uzyskał zgodę na wyjazd do NRD, po czym zniknął, odnajdując się dopiero w Wesel w RFN, gdzie zmarł w 1973 r. Po latach okazało się, że był tajnym współpracownikiem UB i SB.

Dolmuss był prawdopodobnie jednym ze „strażników”, którzy pozostawieni na Dolnym Śląsku mieli pilnować niemieckich tajemnic. Jego zadaniem mogło być sprowadzanie na fałszywy trop i ukrywanie prawdziwych rozmiarów i przeznaczenia kompleksu. Dolmuss opuścił Polskę dopiero wtedy, kiedy wiadomo było, że Ziemie Odzyskane nie wrócą już do Niemiec, a obiektów w Górach Sowich nie da się już wykorzystać.

Miejsce dla Vunderwaffe

Podziemia mogły być przeznaczone na potrzeby produkcji wojennej. Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem zagadki „Riese" jest ulokowanie tam kompleksu badawczo – produkcyjnego którejś z niemieckich „Vunderwaffe”. W związku z coraz częstszymi alianckimi nalotami, w Rzeszy zostały opracowane plany przenoszenia zakładów przemysłowych pod ziemię. Mogły być tam wytwarzane odrzutowce Me-262 albo rakiety V 2. Wskazywałaby na to struktura wykutych tuneli, przypominająca tą z innej podziemnej fabyki - Mittelwerk w Górach Harzu. Jednak to właśnie tam umiejscowiono produkcję rakiet. Odrzutowe Messerschmitty były z kolei produkowane w zakładach macierzystych i na licencji w zakładach Blohm und Vos i Staaken.

Czytaj też:
Heinrich Himmler - pokraczny herszt rasy panów

Nie brakuje wyjaśnień bardziej fantastycznych. W kompleksie miały być prowadzone - i to zakończone sukcesem - prace nad latającymi talerzami „Haunebu” i „Vril". Miały one być napędzane antygrawitacyjnym silnikiem nazywanym od swojego kształtu „Die Glocke”, czyli dzwon. Składał się on z wirujących cylindrów, wypełnionych rtęcią. „Haunebu III" miał mieć ok. 70 metrów średnicy, ponad trzydziestoosobową załogę i rozwijać prędkość 10 Machów. Dowodem na ich istnienie ma być tzw. „Muchołapka” w pobliskich Ludwikowicach Kłodzkich, służąca ponoć jako lądowisko. W rzeczywistości jest to raczej podstawa chłodni kominowej miejscowej elektrowni. Po wojnie konstruktor spodków - dr Richard Miethe miał uciec wraz z ich planami do USA. Amerykanie na ich podstawie stworzyli ponoć własne konstrukcje, dające potem pożywkę dla teorii o UFO. To właśnie jeden z antygrawitacyjnych dzwonów miał rozbić się w 1965 r. pod Kecksburgiem.

Gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch, przetrzymywany po wojnie w więzieniu w Barczewie snuł fantastyczne teorie, że w podziemiach pod Zamkiem Książ ulokowano laboratorium prowadzące prace nad bronią biologiczną. Niemieccy naukowcy mieli też tam stworzyć superczłowieka odpornego na działanie bakterii chorobotwórczych i gazów bojowych. O tym, że podziemne korytarze miały być również schronieniem dla Bursztynowej Komnaty i „Złotego Pociągu", nie ma nawet co wspominać

Atomowa potęga III Rzeszy?

Jeżeli w kompleksie „Riese” miała być produkowana Vunderwaffe, to najprawdopodobniej była to broń jądrowa. Teza taka, dosyć powszechna zaraz po wojnie, pojawiła się między innymi w artykule Zbigniewa Mosingiewicza, który ukazał się w 1947 r. w „Słowie Polskim”. Później była jednak ciągle negowana, na rzecz koncepcji „Riese" jak kwatery Hitlera i innych dowódców III Rzeszy.

O przeznaczeniu kompleksu na cele badań nad energią jądrową świadczy wiele faktów. Ówcześnie niemieckie badania nad rozszczepianiem jąder atomów były całkiem zaawansowane. Już na początku 1942 r. działały 3 testowe reaktory atomowe. W pracowni projektującej „Riese” zatrudniony był Gerhard Weber, który po wojnie zaprojektował słynny reaktor badawczy w Monachium – Garching, ze względu na kształt nazywany „atomowym jajkiem”. Obiekty na Osówce przypominają inne ówczesne niemieckie instalacje jądrowe. Zwłaszcza domniemane „kasyno” mogło być laboratorium jądrowym, a „siłownia” podstawą reaktora. Na Włodarzu i w Osówce miały znajdować się linie technologiczne przeróbki uranu 235. Pierwiastek ten miał być wykorzystywany zarówno w energetyce, jak i broni atomowej. Jego złoża zalegały w niedalekich Kowarach. W Wałbrzychu, w starej kopalni „Ruedigen” zainstalowany został najpotężniejszy w całej Rzeszy betatron - niemiecki wynalazek służący wzbogacaniu uranu.

Rozplanowanie obiektów „Riese" zadziwiająco przypomina też ściśle tajną amerykańską bazę pocisków nuklearnych „Iceworm” zbudowaną w latach 50-tych pod lodami Grenlandii, wyposażoną we własny reaktor jądrowy. Niewykluczone, że projektowali ją niemieccy specjaliści przywiezieni do USA w ramach tajnej operacji „Paperclip".

Olbrzym wciąż czeka na odkrywcę

Koncepcja „Riese" jako atomowego centrum III Rzeszy miałaby też sens z ówczesnego strategicznego punktu widzenia. Broń jądrowa mogła odwrócić szalę zwycięstwa, nieuchronnie w tamtym czasie przechylającego się na korzyść aliantów. Albert Speer już w czerwcu 1942 r. zatwierdził najwyższy priorytet dla badań jądrowych. Przekonał też Hitlera do powtórnego przyznania go badaniom nad rakietami V-2. Werhrner von Braun prowadził wówczas również prace nad rakietami dalekiego zasięgu.

Wejście do kompleksu Rzeczka

Wg wspomnień Speera, do budowy kompleksów zużyto więcej betonu, niż w całym 1944 r. przyznano na schrony przeciwlotnicze dla ludności cywilnej. Musiał to być więc projekt strategiczny, zapewniający przetrwanie Rzeszy.

Kombinacja broni jądrowej z rakietami dalekiego zasięgu mogła pozwolić przynajmniej na zastopowanie postępów aliantów i wynegocjowanie korzystnego pokoju, a może i zabezpieczenie niemieckich interesów nawet po przegranej wojnie. W wybudowanych nieopodal kwaterach kierownictwo III Rzeszy mogłoby znaleźć ostatnią, bezpieczną przystań. Nikt wówczas nie spodziewał się, że Dolny Śląsk z Górami Sowimi przypadną kiedyś Polsce. Jeszcze w połowie kwietnia 1945 r. Komisarz Obrony Rzeszy wydał rozkaz nakazujący przystosowanie obiektów „Riese” na cele magazynowe dla produkcji przemysłowej, składowania broni i amunicji i innych materiałów na potrzeby wojenne.

Tak naprawdę do dzisiaj nie wiadomo, jakim celom miał służyć kompleks. Z odkrytych niedawno dokumentów wynika, że na jego budowę wydano ok. 150 mln Reichsmarek (ok. 500 mln dzisiejszych euro). Prawie pięć razy więcej niż na budowę Wilczego Szańca. Ta kwota, oraz porównanie zużytych materiałów z wykonanymi pracami pozwala przypuszczać, że pod powierzchnią Gór Sowich znajduje się dwa razy więcej podziemnych korytarzy i komór, niż dotychczas odkryto. Niemcy zazdrośnie też strzegą dostępu do dotyczących ich dokumentów. W państwowych archiwach pozostaje jeszcze ok. 350 km niezbadanych akt dotyczących kompleksu. Dotychczas nie natrafiono też na plany konstrukcyjne budowli. „Riese" ciągle więc czeka na swojego odkrywcę, który wyjaśni jego wszystkie tajemnice.