Prawdziwa twarz gen. Sikorskiego

Prawdziwa twarz gen. Sikorskiego

Dodano: 

Od zakończenia II wojny światowej minęło już jednak 75 lat. Najwyższa pora, aby spojrzeć na postać Sikorskiego w sposób trzeźwy i obiektywny. Ani liczne zasługi Sikorskiego, ani dramatyczne okoliczności śmierci w katastrofie lotniczej w Gibraltarze nie usprawiedliwiają bowiem przemilczania jego przywar i licznych błędów politycznych.

Władysław Sikorski już w dwudziestoleciu międzywojennym odgrywał bardzo dwuznaczną rolę jako przedstawiciel interesów francuskich nad Wisłą. Dzisiaj rolę tę można określi, jako rolę agenta wpływu. Za postawę tę został wynagrodzony w roku 1939, gdy francuskie władze obaliły prawowity rząd Rzeczypospolitej i przekazały ster państwa w jego ręce.

Od tego czasu, jako polski premier, Sikorski był wiernym junior-partnerem Francuzów – a po ich klęsce w 1940 roku – Brytyjczyków. Uległy i elastyczny wobec swoich francuskich i angielskich protektorów, wobec rodaków wykazywał się małostkowością.

Wykorzystał olbrzymią władzę, jaką w jego ręce złożyli Francuzi, do zemsty za krzywdy, jakich zaznał od znienawidzonej sanacji. Z uporem godnym lepszej sprawy zwalczał kult marszałka Józefa Piłsudskiego, a piłsudczykowskich oficerów nie dopuścił do wojska.

Mało tego, umieścił ich w miejscach internowania, na czele z osławioną Wyspą Węży.

Sikorski otoczył się ludźmi pokroju Stanisława Kota i Józefa Retingera. Znajdujący się pod niemiecką okupacją kraj zachęcał do bezsensownych ofiar, czego najlepszym przykładem była akcja „Wachlarz”. Operacja wywiadowcza na zapleczu frontu wschodniego, za którą polskie podziemie zapłaciło kolosalnymi stratami.

To pod naciskiem Winstona Churchilla premier Sikorski narzucił Polsce prosowiecką linię polityczną. Fałszywe przekonanie, że w II wojnie światowej mamy tylko jednego wroga, którym są Niemcy.

To również Sikorski przy pomocy swojego aparatu propagandowego narzucił Polakom ślepą, bez- krytyczną wiarę w Wielką Brytanię i dotrzymanie przez nią zobowiązań sojuszniczych. Wystarczy wiernie i kurczowo trzymać się angielskiej spódnicy, być we wszystkim posłusznym Brytyjczykom, a reszta – sama się ułoży!

Czytaj też:
Lepsi niż komandosi. Polscy grenadierzy mogli uczyć „specjalsów” z US Army

Wszystko to – już po jego śmierci – przyniosło wręcz opłakane skutki. Prognozy i przewidywania generała okazały się mrzonkami. Jego linia polityczna okazała się tragicznie nietrafiona. Naród polski zapłacił za nią straszliwymi stratami i straszliwym rozczarowaniem. Okazało się bowiem, że zwycięstwo Wielkiej Brytanii nie oznacza wcale, że automatycznie zwycięży Polska.

Sikorski miał bardzo naiwne, powierzchowne pojęcie na temat praw, jakimi rządzi się brutalna gra, jaką jest polityka międzynarodowa. Nie był fighterem, który potrafił iść na zwarcie i twardo walczyć o interesy swojego narodu. Był to, niestety, człowiek uległy i miękki.

Gdyby sprawował inną funkcję, byłoby to bez wątpienia jego wielką zaletą, ale ponieważ był premierem i naczelnym wodzem – było wielką wadą.

„Każdy z nas, w wojsku czy w biurze – pisał Adam Doboszyński – obserwował takich ludzi, którzy karierę swą fundują wyłącznie na tym, by być gładcy i przyjemni, nie poruszając nigdy tematów drażliwych czy trudnych, choćby ich poruszenia wymagało dobro służby lub urzędu. Przykro to stwierdzić, że błyszcząca kariera międzynarodowa Sikorskiego zbudowana była właśnie na takiej metodzie”.

Tak zaś przedstawiał Sikorskiego pułkownik Leon Mitkiewicz: „Z dwóch rozwiązań najczęściej wybiera to, które będzie najbardziej pojednawcze, które wywołuje najmniej sprzeciwów i nie przeciwstawia się w niczym poglądom innych”. Sikorski był człowiekiem kompromisu i – niestety – kompromisy zawierał kosztem interesów swojego państwa.

Wszystkie te sprawy są bez wątpienia wielce kłopotliwe dla propagatorów kultu generała Sikorskiego. Tym większe uznanie należy się Radosławowi Golcowi, że o nich pisze. Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że książka jest paszkwilem, jakimś atakiem na naczelnego wodza. Nic bardziej mylnego!

Historycy nie są bowiem od tego, żeby kogokolwiek atakować. Nie chodzi o to, aby z jednej skrajności popaść w drugą. Żeby obrazowi upiększonemu przedstawiać obraz na siłę poczerniony. Chodzi o to, aby przeciwstawiać postaci historyczne takie, jakimi były. Aby pisać o nich jako o ludziach z krwi i kości, a nie jak o aniołach czy diabłach w ludzkiej skórze.

Biorąc na warsztat jakąś postać historyczną, należy przedstawić jej sukcesy i porażki. Trafne decyzje i błędy. Momenty wielkie i momenty upadku. Taki jest właśnie Sikorski przedstawiony przez Radosława Golca.

Autor nie jest zwolennikiem ani czarnej, ani białej legendy generała. Jest rzetelnym badaczem, który – w oparciu o imponujący materiał źródłowy – kreśli ciekawą opowieść o ciekawym człowieku.

Tym sposobem docieramy do jeszcze jednej różnicy między historią pomnikową a historią prawdziwą. Kto wie, czy z perspektywy czytelnika nie najważniejszej. Otóż historia pomnikowa jest po prostu śmiertelnie nudna. Jednowymiarowa i do bólu przewidywalna. Jeszcze zanim weźmiemy do ręki dzieło tego gatunku, doskonale wiemy, co w nim przeczytamy. Stek wyświechtanych frazesów przyprawiony szczyptą patriotycznych okrzyków i westchnień.

Z kolei historia prawdziwa jest fascynująca. Historia prawdziwa porywa, zaskakuje. Wywołuje emocje i spory. Sprawia, że nie można się od niej oderwać. Nikogo nie pozostawia obojętnym. Prawdziwe życie zawsze jest bowiem bardziej interesujące niż fikcja.

Najlepszym tego przykładem jest książka Generał i diuk. Wszystkich, którzy przyzwyczaili się do podkoloryzowanego obrazu generała Władysława Sikorskiego, czeka niemałe zaskoczenie.

Piotr Zychowicz