Mit szarży na czołgi. Polscy ułani mieli inny sposób na Niemców

Mit szarży na czołgi. Polscy ułani mieli inny sposób na Niemców

Dodano: 

Niemiecka dywizja pancerna składała się w tym czasie na ogół z dwóch pułków pancernych, pułku strzelców, dwóch dywizjonów artylerii, oddziału rozpoznawczego (batalion motocyklistów i kilkadziesiąt samochodów pancernych) oraz batalionu przeciwpancernego. Kilkanaście tysięcy ludzi w wozach pancernych i na ciężarówkach, ok. 400 czołgów, przydzielone oddziały artylerii ciężkiej – była to siła, której uderzeniu polska brygada kawalerii nie mogła sprostać. Teoretycznie. W praktyce okazało się inaczej, a stało się to pod miejscowością Mokra, na styku Armii „Łódź” i Armii „Kraków”. Przyjrzyjmy się bliżej owemu spotkaniu, które dowiodło, że ułani skutecznie niszczą czołgi, bynajmniej nie tnąc ich szablami podczas szarż.

Pod Mokrą

1 września trwał tu całodniowy bój Wołyńskiej Brygady Kawalerii płk. dypl. Juliana Filipowicza, chroniącej południowe skrzydło Armii „Łódź”, z 4. Dywizją Pancerną gen. Georga Reinhardta, wchodzącą w skład XVI Korpusu Pancernego. Zgrupowanie to miało dotrzeć do Warszawy najkrótszą drogą wiodącą z południowego zachodu. Wołyńska Brygada Kawalerii stawiła się w składzie: 19. Pułk Ułanów Wołyńskich z Ostroga (dowódca – ppłk dypl. Józef Pętkowski); 21. Pułk Ułanów Nadwiślańskich z Równego (ppłk Kazimierz Suski de Rostwo); 2. Pułk Strzelców Konnych z Hrubieszowa (ppłk Józef Mularczyk); 2. Dywizjon Artylerii z Dubna (ppłk Jan Kamiński) oraz 21. Dywizjon Pancerny z Łucka (mjr Gliziński). Dotarły tu również pociąg pancerny nr 53 oraz pluton lotnictwa towarzyszącego. Wołyńską BK wzmocnił też 12. Pułk Ułanów Podolskich z Krzemieńca pod dowództwem płk. Andrzej Kuczka.

Polska piechota

Pułkownik Filipowicz trafnie odczytał zamiary nieprzyjaciela i ugrupował swe wojska następująco: najważniejszego odcinka w rejonie Mokrej, między Wilkowieckiem i Miedźnem, bronił 21. Pułk Ułanów, a toru kolejowego na północ od Mokrej 19. Pułk Ułanów. Obszernej polany za Mokrą bronił dywizjon artylerii konnej, natomiast oba pozostałe pułki jazdy oraz dywizjon pancerny znajdowały się w lasach na tyłach ugrupowania, jako odwód. Na południowym skrzydle dowódca umieścił 11. Batalion Strzelców ppłk. Władysława Warchoła, a na torze kolejowym między Miedźnem a Mokrą – pociąg pancerny kpt. Malinowskiego.

Wróg uderzył przed godz. 6. Przednie oddziały 4. Dywizji Pancernej wtargnęły do Krzepic i Wilkowiecka, zniosły wysunięte placówki Obrony Narodowej oraz 7. Dywizji Piechoty i zbliżały się do pozycji Wołyńskiej BK. Ich ślad znaczyła łuna pożarów. Ludność ogarnęła panika.

Niemcy chcieli przełamać polską obronę z marszu. Jak wspominał Stanisław Piotrowski: „Motocykliści, wsparci czołgami, ruszyli na Opatów. Berezowski powstrzymywał ich ogniem z taczanki, odskakując w kierunku 3. szwadronu rtm. Deszerta, który wsparł go ogniem z armatki przeciwpancernej. Pierwszy czołg niemiecki zapalił się po trafieniu”. Następnie szwadron wycofał się i zajął wcześniej przygotowaną pozycję w linii obrony pułku. „Osiem czołgów niemieckich zbliżało się do wsi Mokra III. Od ich pocisków zapalających płonęły zabudowania chłopskie. Po zbliżeniu się do polskiej linii obrony powitane zostały pociskami z działek przeciwpancernych. Dwa, unieruchomione, pozostały na polu, a reszta skryła się w płonącej wsi”. Podobnie walczył na prawym skrzydle 4. Szwadron, który rozbił dwa wozy pancerne, a załogi wziął do niewoli. 19. Pułk Ułanów odparł w tym czasie zgrupowanie motocyklistów i piechoty.

O godz. 10 Niemcy przeprowadzili lepiej zorganizowane natarcie. Czołgi były w ciągłym ruchu, kluczyły, waląc z kaemów i dział w kierunku ułanów. Wspierane były huraganowym ogniem artylerii, a następnie nalotami samolotów szturmowych. Uderzenie zostało odparte, do czego przyczynił się również pociąg pancerny. Wjechał nagle na pole bitwy, zasypał Niemców pociskami z dział i kaemów, a następnie wycofał się bez strat. Z całą potęgą Niemcy uderzyli ok. godz. 13 z rejonu Wilkowiecka. Ponad sto czołgów wdarło się na pozycje polskie i zmusiło ułanów z 21. Pułku Ułanów do odwrotu. Do akcji weszły 12. Pułk oraz artyleria konna, której działa zaczęły strzelać wprost. Ten właśnie bój przeszedł przede wszystkim do historii. Cztery działa 2. Baterii por. Kaweckiego strzelały do końca z 200, 100, 50 i kilku metrów. Niektóre czołgi płoną, inne, unieruchomione, stoją w miejscu, ale pozostałe wciąż nacierają. Zmiażdżone gąsienicami pada pierwsze działo, drugie, trzecie. Pozostało jedno jedyne. W końcu czołgi zawróciły...

Czytaj też:
Marszałek Śmigły-Rydz. Geniusz niemożliwości

Ciężar boju przejął 12. Pułk Ułanów. „Sunęła na nich – pisze Piotrowski – nawała kilkudziesięciu czołgów. Z pomocą ułanom przyszła bateria 2. daku. Wyskoczyła galopem z prawego skrzydła spod lasu. Błyskawicznie zajęła stanowiska ogniowe i, jak na manewrach, na rozkaz oficera ogniowego otworzyła ogień na wprost, ze wszystkich luf. Kilkanaście czołgów zostało rozbitych, a inne ratowały się ucieczką. Bateria wróciła pod las, na swoje poprzednie stanowiska. W tym samym czasie kapral z 4. szwadronu 12. Pułku Ułanów unieruchomił czołg niemiecki z rusznicy przeciwpancernej, choć sam został ranny”. Kolejny atak, tym razem 70 czołgów i samochodów pancernych, znów zagraża ułanom i artylerzystom. W 12. Pułku walczyło 150 ludzi (jedną trzecią stanowili koniowodni) wspomaganych przez kilka armat 75 mm; „dzielni żołnierze dokonywali cudów waleczności, samozaparcia i determinacji w walce”.

Pułkownik Filipowicz rzuca do walki ostatnie odwody: 2. Pułk Strzelców Konnych rozmieścił na stanowiskach ogniowych wspierających ułanów podolskich oraz wprowadził na pole bitwy tankietki. Ich widok i ogień zdezorientowały Niemców, którzy zaczęli razić własne wozy. Do akcji wszedł znów pociąg pancerny, który w rejonie Izbisk natknął się na zgrupowanie niemieckich czołgów, samochodów i motocykli, które akurat tankowały paliwo z cystern. Zaskoczenie było obustronne, ale sytuację wykorzystali Polacy. Ogień z dział i ckm-ów (dwa ciężkie czołgi były umieszczone na drezynach przed i za zasadniczym składem) wywołał wybuchy i pożary cystern. Płonący żołnierze ratowali się ucieczką bezładną i rozpaczliwą, podobnie jak ocalałe z pogromu pojazdy.

Na lewym skrzydle bronił się nadal zdziesiątkowany i słabnący 21. Pułk Ułanów. Dowódca 12. Pułku skierował na pomoc 3. Szwadron rtm. Jerzego Hollaka, wzmocniony plutonem ciężkich karabinów maszynowych na taczankach oraz działkiem przeciwpancernym. Ruszyli galopem w kierunku wsi Mokra II, ponosząc straty, ale i tnąc po drodze szablami oraz obrzucając granatami czołgistów przy ich uszkodzonych czołgach. (Zauważmy: na same czołgi się z szablami nie rzucali!). Dojechali do celu, działko przeciwpancerne i ckm-y otworzyły ogień. Hollak, z przeszytymi kulami obydwiema nogami, nadal dowodził resztkami swego szwadronu. 20 ułanów próbowało o zmroku przedostać się przez pozycje niemieckie, ale dostali się pod ich ogień. Przedzierali się potem pojedynczo do brygady. Rotmistrz poległ.

Niemcy wycofali się jednak po zmroku z pola walki w chaotycznym odwrocie, który historyk wojskowości Tadeusz Jurga nazwie „rzeczą niewiarygodną”. Szef sztabu Armii „Łódź” płk Aleksander Pragłowski powie zaś: „Bitwa Wołyńskiej Brygady Kawalerii jest jedynym znanym mi przykładem z całej drugiej wojny światowej, w którym taka słaba siła, jak nasza brygada, stawiła skutecznie czoło pancernej i wielokrotnej przewadze Niemców”. Liczbę zniszczonych czołgów niemieckich ocenia się na kilkadziesiąt. Inne musieli naprawiać. Opóźniło to posuwanie się 4. Dywizji Pancernej na Warszawę i zapewne uniemożliwiło zdobycie jej z marszu...