Dwie tajemnice Monte Cassino

Dwie tajemnice Monte Cassino

Dodano: 

Generał Harold Alexander, głównodowodzący sił sojuszniczych we Włoszech, zluzował Amerykanów i wprowadził na ich miejsce brytyjską rezerwową grupę armijną, której trzonem był nowozelandzki korpus gen. por. Bernarda Freyberga. Składał się on z 2. Dywizji Nowozelandzkiej, 4. Indyjskiej i 78. Brytyjskiej. Od tego momentu rozpoczynają się wydarzenia stanowiące wielką, a stosunkowo mało znaną tajemnicę ostatniej wojny. Tą tajemnicą jest bombardowanie klasztoru Monte Cassino, a bohaterem Nowozelandczyk gen. Bernard Freyberg. Właśnie on domagał się bombardowania klasztoru, przed atakiem przypuszczając, że w jego murach kryją się niemieccy obserwatorzy artyleryjscy.

Efekt żądań nowozelandzkiego generała jest znany: klasztor zamienił się w stertę gruzu. Czy jednak taki właśnie był cel Nowozelandczyka? Niektóre źródła mówią, że generał prosił jedynie o wsparcie 36 samolotów myśliwsko-bombowych. Taka prośba świadczyć może o zamiarze punktowego niszczenia pozycji obronnych nieprzyjaciela – schronów bojowych, ukrytych pozycji obserwacyjnych i stanowisk artyleryjskich. Takie działanie byłoby zgodne ze sztuką wojenną i z sytuacją w dolinie Liri. Jak wiemy, 15 lutego klasztor zaatakowały 144 „latające fortece” i 86 bombowców średnich.

Po co?

Kto wydał taki rozkaz? Jaki był cel nalotu na klasztor, jeśli jedynym jego wynikiem był meldunek o zbombardowaniu go, który dotarł do sztabu Kesselringa? Jaki był powód, skoro dowódca niemieckiej 10. Armii na telefoniczne zapytanie z tego sztabu: „Czy z militarnego punktu widzenia jakoś nam to zaszkodziło?”, odpowiedział: „Nie, bo nas tam nie było”. Niedługo później watykański sekretarz stanu kard. Luigi Maglione miał powiedzieć w rozmowie z amerykańskim chargé d’affaires Haroldem Tittmannem, że Niemców nie było ani w klasztorze, ani w jego najbliższym sąsiedztwie. Bombardowanie nazwał „kolosalną pomyłką… przejawem wielkiej głupoty”. I słusznie, bo naturalną koleją rzeczy 20 lutego 1944 r. niemieccy spadochroniarze zajęli ruiny klasztoru – zamienili je w twierdzę, z której przez kolejne trzy miesiące odpierali alianckie ataki.

Czytaj też:
Dmuchane czołgi i armie widmo. Jak Hitler oszukał Stalina, a Churchill Hitlera

Pytania o cel bombardowania są ogromnie istotne, bo ich powaga wsparta jest śmiercią tysięcy żołnierzy, którzy ginęli, wspinając się po zwałach gruzu osuwających się pod butami. Jeśli do tego doda się zniszczenie narodowego pomnika Włoch i śmierć pod gruzami kilkuset ukrywających się tam okolicznych mieszkańców, to z mroku zacznie się wyłaniać widmo spotykane w historii, a nazywane powszechnie zbrodnią wojenną. Pierwsze pytania, a nawet konkretne zarzuty pojawiły się już pięć lat po zakończeniu wojny ‒ 19 października 1950 r. Szerokim echem w świecie odbił się artykuł „Sunday Morning Herald” zatytułowany „Generalska kłótnia wokół bombardowania Monte Cassino”. Napisano tam:

Dowódca Armii Stanów Zjednoczonych oskarżył Generała Porucznika Bernarda Freyberga o dokonanie tragicznej pomyłki w zamawianiu bombardowania historycznego klasztoru Monte Cassino we Włoszech, podczas ostatniej wojny światowej. […] Oskarżenie wysunął generał Mark Clark, dowodzący 5. Armią Stanów Zjednoczonych we Włoszech, w opublikowanej dzisiaj swojej książce »Obliczone Ryzyko«. […] Generał Clark twierdzi, że kiedy ten korpus zaczął zmieniać jednostki amerykańskie przed Cassino, generał Freyberg i kilku oficerów jego sztabu stwierdzili, że koniecznym jest zniechęcenie Niemców do używania budynków klasztornych. Generał Freyberg powiedział, że jeśli to konieczne, budynki powinny zostać zniszczone przez artylerię albo bombardowanie z powietrza.

Clark stwierdza: »Ani ja, ani mój sztab i personel nie widzieliśmy takiej konieczności. Nie widzieli jej także generałowie, którzy poprzedzili Freyberga w dowodzeniu pod Cassino«.

Generał Freyberg, twierdzi Clark, nalegał, aby klasztor został zbombardowany jako ważny cel. Według Clarka Amerykanie usilnie próbowali zmienić zamierzenia generała Freyberga. Argumentowali, że klasztor obrócony w gruzy dostarczy lepszych pozycji obronnych dla Niemców niż klasztor jako niezniszczona budowla oraz że jego bombardowanie stanowi zagrożenie życia dla 2000 cywilnych uchodźców w nim się ukrywających. W końcu naczelny dowódca Sprzymierzonych, generał Alexander, zdecydował, że klasztor powinien zostać zbombardowany, jeżeli generał Freyberg uważa to za wojskową konieczność. […] »Nigdy nie byłem w stanie odkryć, na czym on opierał swoją opinię« ‒ dodał generał Clark. Generał Clark mówi też dalej, że zniszczenie klasztoru nie pomogło atakowi, który załamał się po ogromnych stratach”.

Cóż, do zwycięstwa potrzebne były polskie „czerwone maki pod Monte Cassino”. Czy miał jednak rację Clark, całą winą za zniszczenie klasztoru i konsekwencje tego faktu obarczając Nowozelandczyka? Czy polska krew pod Monte Cassino potrzebna była do celów innych niż propagandowe?

Niemieccy żołnierze broniący Monte Cassino w marcu 1944 r.

Zdecydowanym przeciwnikiem bombardowania opactwa i frontalnego ataku na klasztor był bystry i wykształcony gen. mjr Francis Tuker, dowódca 4. Armii Indyjskiej, świetnie wyszkolony w prowadzeniu działań bojowych na terenach górskich. Wielką szkodą dla przyszłych działań było to, że ów znakomity dowódca, złożony chorobą, musiał oddać dowodzenie podczas walk w dolinie Liri i udać się do szpitala. Tuker przewidział, że podczas jego nieobecności pozostali dowódcy pominą główny cel, jakim było maksymalnie szybkie doprowadzenie do wycofania się Niemców przy możliwie najmniejszych stratach własnych. Jego zdaniem, a potwierdziły to przyszłe wydarzenia, można było to osiągnąć, stosując punktowe przełamania frontu wokół opactwa bez zastosowania frontalnego ataku. Należało połączyć je z jednoczesnym atakiem przez rzekę Gariglianto na południe od Cassino. Wykonany szeroko manewr okrążający wyeliminowałby konieczność ciężkich walk o bardzo silnie ufortyfikowane i obsadzone doborowymi jednostkami okolice opactwa. Zbędne by było bombardowanie klasztoru, a zbocza Monte Cassino nie stałyby się ‒ jak pisze w swej książce Peter Coddick-Adams ‒ „piekłem dziesięciu armii”.

Anders nie posłuchał Sosnkowskiego

W kontekście powyższego niesłychanie ważny polski akcent jest zwykle pomijany w literaturze historycznej. Polski Wódz Naczelny gen. Kazimierz Sosnkowski już w marcu 1944 r. bardzo ostro skrytykował militarny aspekt decyzji gen. Andersa w bezpośredniej z nim rozmowie. Mało kto wie, że znacznie wcześniej, po konsultacjach z włoskim gen. Umberto Utilim, doskonałym znawcą masywu Abruzzów, którego częścią jest Monte Cassino, Sosnkowski spotkał się z francuskim gen. Juinem i zaproponował mu dokonanie podwójnego manewru oskrzydlającego Monte Cassino, który zmusiłby Niemców do opuszczenia klasztoru bez walki i obustronnych strat w ludziach. Pisał o tym w swoich wspomnieniach kpt. Jacques Mordal, oficer sztabowy Juina.

Następnie Sosnkowski zaproponował taki manewr gen. Clarkowi w piśmie, które Anders miał przekazać Amerykaninowi. Nie wiadomo, czy dowódca 2. Korpusu Polskiego wykonał rozkaz… Jakże były te plany doświadczonego, polskiego stratega, jakim był Sosnkowski, podobne do koncepcji gen. Tukera! Jeden z manewrów zaproponowanych przez Sosnkowskiego odnosił się do doliny Liri…

Do dziś także czekają na wyjaśnienie tajemnice zbiorów z Monte Cassino – zarówno w amerykańskich archiwach, jak i w podziemiach Dolnego Śląska. Potwierdzają to kolejne daty:

Około 25 kwietnia 1945 r. ‒Niemcy wzmacniali część murów zamku Książ. Według relacji świadka1 prawdopodobnie dobrze wtedy zamaskowali kryjówkę.

marzec 1947 r. ‒ ślady archiwów z Monte Cassino odkrył w Polsce, właśnie na Książu, delegat Ministerstwa Kultury i Sztuki Stefan Styczyński. Warunki pogodowe uniemożliwiły wydobycie archiwum, o czym mówią dokumenty z 1947 r.2 Dalszych poszukiwań nigdy nie podjęto. Wydobycie zrabowanych przez Göringa zbiorów z Monte Cassino i bezwarunkowe oddanie go prawowitym właścicielom bardzo wzmocniłyby prawną, polityczną i moralną pozycję Polski w trwających od lat negocjacjach, w których bezskutecznie domagamy się zwrotu zagrabionych nam przez Niemców i Rosjan dóbr kulturalnych.

Artykuł został opublikowany w 8/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.