Tajemnice Wielkiego Muru

Tajemnice Wielkiego Muru

Dodano: 

Podróżnicy i bajarze

Komu zatem zawdzięczamy rozpowszechnienie się przekonania, że Wielki Mur ma ponad dwa tysiące lat? Odpowiedź jest bardzo prosta – euro pejskim podróżnikom odwiedzającym Państwo Środka. Pierwsze wieści o imponujących chińskich fortyfikacjach dotarły na Stary Kontynent za pośrednictwem jezuitów działających na cesarskim dworze. Kiedy w roku 1793 do Chin przybyło brytyjskie poselstwo, jego uczestnicy, podróżując wzdłuż Wielkiego Muru do rezydencji chińskiego imperatora w Jeholu (dzisiejsze Chéngdé), wymusili na swej eskorcie zatrzymanie się pod umocnieniami i zwiedzili ich (będący zresztą w ruinie) odcinek. Brytyjczycy, widząc smutny stan umocnień, uznali, że muszą być one starożytne i gdy wrócili na Wyspy, opisali na potrzeby swych rodaków Wielki Mur jako liczący sobie dwa tysiące lat artefakt sprzed początków naszej ery.

Człowiekiem, który przyczynił się do umocnienia legendy o rzekomo pradawnym charakterze chińskiego kompleksu, był późniejszy odkrywca Troi – Heinrich Schliemann, biznesmen, podróżnik, łowca przygód i poszukiwacz skarbów, który w latach 60. XIX w. odwiedził Chiny i zwiedził Wielki Mur. W jednej ze swoich książek określił go później mianem „dzieła przedpotopowych gigantów”. Stwierdzenie to zostało przyjęte przez zachodnią opinię publiczną jako fakt i powtarzane w dziesiątkach popularnych publikacji zaczęło żyć własnym życiem.

Czytaj też:
Tajemnice cesarza terakotowej armii

Kosmiczna bzdura

Istnieje też inne stwierdzenie dotyczące Wielkiego Muru, które zrobiło międzynarodową karierę. Mit ten zrodzony na Zachodzie, opuściwszy matecznik, zatoczył szeroki łuk i objąwszy swym zasięgiem cały świat, dotarł do Chin, trafiając tam do podręczników szkolnych. Co gorsza, ów fałszywy pogląd jest chyba najbardziej znanym „faktem” dotyczącym ogromnych chińskich fortyfikacji i przychodzi na myśl każdemu, kto o nich słyszy. Mowa mianowicie o pokutującym wciąż przeświadczeniu, że Wielki Mur widać z kosmosu.

Jeżeli ktokolwiek uważał, że mieszkający na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej astronauci mogą podziwiać przez bulaje sławne umocnienia, to czas pozbyć się złudzeń – z okołoziemskiej orbity Wielkiego Muru nie widać. Sprawdził to empirycznie płk Yang Liwei, który w roku 2003 jako pierwszy Chińczyk w dziejach poleciał w przestrzeń kosmiczną. Gdy dzielny astronauta powrócił na Ziemię, jedno z zadanych mu przez dziennikarzy pytań dotyczyło tego, jak prezentuje się Wielki Mur z wysokości orbity. Nieco zażenowany swą rolą burzyciela narodowej mitologii pułkownik wyznał wówczas, że w trakcie swej kosmicznej podróży przekonał się, iż wbrew temu, czego uczy się chińskie dzieci w szkołach podstawowych, najsłynniejszy zabytek Państwa Środka nie jest widoczny z przestrzeni kosmicznej. Słowa te odbiły się szerokim echem w ojczyźnie Konfucjusza i wymusiły nawet na przedstawicielach ministerstwa edukacji wydanie oświadczenia przepraszającego za wprowadzanie pokoleń uczniów w błąd.

Wielki Mur i Marsjanie

Skąd jednak wzięła się opowieść dotycząca rzekomych kosmicznych koneksji Wielkiego Muru? Cóż, w tej sprawie swoje macki nurzali akurat mieszkańcy Marsa, których rzekomym odkryciem ekscytowali się europejscy i amerykańscy astronomowie w XIX w.

Wielki Mur na zdjęciu z 1907 roku.

W roku 1877 ówczesny świat naukowy obiegła sensacyjna informacja o dostrzeżeniu na powierzchni Czerwonej Planety tajemniczych linii mających jakoby być kanałami nawadniającymi zbudowanymi przez zamieszkujące tamtejszy glob istoty inteligentne. Teoria o istnieniu Marsjan stała się szalenie popularna i choć z czasem okazało się, że rzekome kanały są złudzeniem optycznym, sporo namieszała w wiktoriańskim społeczeństwie.

Jednym z efektów „odkrycia” marsjańskich linii irygacyjnych było to, że zainspirowało ono XIX-wiecznych naukowców do zastanowienia się, jakie to dzieła rąk ludzkich mogą obserwować przez swe lunety ich koledzy po fachu z Marsa. I tak w roku 1893 w jednym z ówczesnych periodyków naukowych pojawił się artykuł mówiący, że Wielki Mur widoczny jest z kosmosu. Empirycznie się tego w tamtych czasach oczywiście sprawdzić nie dało, ale teoria ta brzmiała tak chwytliwie, że została podchwycona zarówno przez wiktoriańskich astronomów, jak i zwykłych zjadaczy chleba. Fantastycznemu stwierdzeniu dawano całkowitą wiarę, a za prawdę objawioną uznano je w latach 30. XX w., gdy rysownik Robert Ripley opublikował książeczkę zawierającą podane w humorystyczny sposób „fakty naukowe”. Od tego czasu owa kosmiczna bzdura została już powielona i powtórzona miliony razy na kartach wszelkiego rodzaj przewodników turystycznych, a nawet poważnych opracowań dotyczących kultury i historii Chin. I choć przypadek Yang Liweia dowiódł, że wiara w nią jest całkowicie pozbawiona podstaw, to i tak jest ona niepodzielną królową wyobraźni większości osób odwiedzających Wielki Mur.

Jak widać, wokół wybudowanego przez dawnych chińskich cesarzy słynnego kompleksu fortyfikacji, znanego jako Wielki Mur, przez lata narosło wiele przekłamań i kompletnie nieprzystających do rzeczywistości legend. W żaden sposób nie umniejsza to majestatu ani wyjątkowości owego zabytku. Jeśli więc kiedyś zawitają państwo do Pekinu, to koniecznie zobaczcie umocnienia dynastii Ming. Pamiętajcie tylko, by nie wierzyć bezkrytycznie we wszystko, co przeczytacie w przewodniku.

Autor pragnie serdecznie podziękować towarzyszom wyprawy do Chin – pani Joannie Kisielak i panu Sebastianowi Łakomemu za udostępnienie fotografii, którymi zilustrowano powyższy artykuł.

Artykuł został opublikowany w 1/2019 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.