Król Duch na giełdzie. Juliusz Słowacki wielkim inwestorem był

Król Duch na giełdzie. Juliusz Słowacki wielkim inwestorem był

Dodano: 
Juliusz Słowacki (przed 1849 r.)
Juliusz Słowacki (przed 1849 r.) Źródło: Wikimedia Commons /
Bez względu na epokę i obowiązujący ustrój społeczny, poeci raczej nie mogli liczyć na utrzymanie się wyłącznie ze swojej twórczości. W tym gronie ewenementem pozostaje Juliusz Słowacki, który swoje powodzenie zawdzięczał skutecznej grze na giełdzie.

Poniższy tekst jest fragmentem książki Sławomira Kopra Nieznane losy autorów lektur szkolnych. Wstydliwe tajemnice mistrzów pióra” (Wyd. Fronda)

Biografia Słowackiego obfituje w wydarzenia nie do końca odpowiadające obrazowi wieszcza narodu polskiego. Jego rodzice, podobnie jak większość ówczesnych Polaków, byli lojalnymi poddanymi imperium Romanowów uważając ich za legalnych władców Polski. Przekazali te poglądy synowi i przyszły poeta przez wiele lat ograniczał ambicje narodowe wyłącznie do marzeń o zjednoczeniu wszystkich ziem polskich pod berłem carów.

Ojciec wieszcza, Euzebiusz Słowacki, nie miał zresztą większego wyboru. Pochodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej i karierę związał z nauką, a gdy w został profesorem poezji i wymowy w Gimnazjum Wołyńskim w Krzemieńcu, musiał akcentować swój lojalizm wobec zaborcy. Tym bardziej, że poznał tam szesnastoletnią Salomeę Januszewską, córkę zarządcy Gimnazjum, z którą w 1808 roku zawarł małżeństwo. Rok później na świat przyszedł syn i najważniejszym zadaniem profesora stało się zapewnienie bytu rodzinie. A wszelka nielegalna działalność w najlepszym spowodowałaby wypadku utratę pracy.

Rodzina Słowackich mieszkała w Krzemieńcu do 1811 roku, wtedy to pan Euzebiusz objął katedrę literatury polskiej w Uniwersytecie Wileńskim. Niestety, zmarł trzy lata później i matka wraz z synem powróciła do domu rodziców. Jesienią 1817 roku Juliusz rozpoczął naukę w Gimnazjum, ale ze względów rodzinnych edukacja trwała tylko przez rok. Salomea Słowacka ponownie bowiem wyszła za mąż za Augusta Bécu, profesora Uniwersytetu Wileńskiego.

Był on wdowcem, miał dwie córki z pierwszego małżeństwa. Z czasem rodzina jeszcze bardziej zacieśniła wzajemne więzy, gdyż córka ojczyma poety, Hersylia Bécu, poślubiła brata Salomei, Teofila Januszewskiego. W ten sposób siostra Słowackiego stała się jednocześnie jego ciotką.

Okładka książki

Opinie współczesnych o Auguście Bécu były wyjątkowo podzielone. Z jednej strony podnoszono jego zasługi – wprowadził obowiązkowe szczepienia przeciwko ospie, dbał stan sanitarny Wilna podczas odwrotu wojsk napoleońskich. Opinię publiczną drażnił jednak jego lizusostwo i serwilizm wobec władz carskich oraz zażyłe stosunki z osławionym senatorem Nikołajem Nowosilcowem. Profesor odegrał również niepochlebną rolę w śledztwie przeciwko filomatom i filaretom, dzięki czemu stał się pierwowzorem postaci Doktora z III części Dziadów. Przy okazji Mickiewicz wykorzystał niezwykłe okoliczności śmierci Bécu, który trzy tygodnie po zatwierdzeniu przez cara wyroku na filomatów zginął porażony piorunem we własnym domu. Co więcej, wydawało się, że piorun poszukiwał w mieszkaniu swojej ofiary, nic bowiem z wyposażenia nie uległo zniszczeniu, a stopiły się tylko leżące na stole srebrne pistolety. Prawdopodobnie doktor Becu padł ofiarą pioruna kulistego, a Mickiewicz po latach pistolety zamienił na ruble – czytelną aluzję do Judaszowych srebrników. To wywołało oczywiście oburzenie Juliusza Słowackiego, który chciał wyzwać Mickiewicza na pojedynek.

Salomea Becu pozostała w Wilnie przez dwa lata po śmierci męża. Udzielała się towarzysko i na wieczorkach przez nią organizowanych bywał sam Nowosilcow, a matka wieszcza chwaliła jego doskonałe maniery. Przez pewien czas wdowa wraz z synem i pasierbicami mieszkała nawet w apartamentach carskiego dostojnika z czego była bardzo dumna i chlubiła się, że „pysznie, jak senatorowie mieszkają”. Gorący patriota, przyszły wieszcz narodu, korzystał z gościny jednego z najgorszych polakożerców. Naprawdę, czasami dziwnymi drogami toczyły się losy naszych romantyków…

Z drugiej jednak strony, Salomea i Juliusz nie byli wyjątkiem. Nawet Mickiewicz już po procesie filomatów wciąż uważał Romanowów za legalnych władców Polski. Świadczy o tym jego entuzjastyczny list na temat koronacji Mikołaja I na króla polskiego w 1829 roku:

„Odebrałem tu z Warszawy wiadomość o koronacji i pełne entuzjazmu opisy uczt i zabaw. Ja tam nie byłem! Podzielam tylko z daleka szczęście moich współrodaków… Donoszę ci tylko, że Cesarz nasz jest teraz w Berlinie, przyjmowany z entuzjazmem, i że, jak powszechnie słychać, rad był z pobytu w Warszawie, i Cesarzowa łaskawie wspominała o serdecznym uniesieniu, z jakim przyjęta była od mieszkańców polskiej stolicy. Tyle nowin politycznych…”.

Nie było to żadne „łudzenie despoty”, co usiłowali wmawiać bogobojni literaturoznawcy. Nic zatem dziwnego, że kiedy po śmierci wieszcza list dostał się w ręce członków krakowskiej Akademii Umiejętności, szacowne grono tej instytucji rozważało jego zniszczenie – dla dobra pamięci poety. List ocalił tylko fakt, że jego treść ogłosił jeden z badaczy w swojej biografii Mickiewicza….

Ojcowska zapobiegliwość

Juliusz Słowacki szczerze nie znosił Wilna i zaraz po zakończeniu studiów prawniczych z przyjemnością opuścił miasto. Czarę goryczy przelał fakt, że chociaż był dobrym studentem, nie otrzymał od władz uczelni nagrody pieniężnej po ukończeniu nauki. Był tak oburzony, że przysiągł iż więcej do Wilna nie wróci, czego zresztą dotrzymał.

Czytaj też:
Demony Bolesława Prusa

Inna sprawa, że bardziej niż pieniądze interesował go splendor, gdyż był osobnikiem niezwykle ambitnym. Nie odczuwał też specjalnych problemów finansowych, gdyż ojciec okazał się skrzętnym i zapobiegliwym człowiekiem, który przed śmiercią zabezpieczył rodzinę. Pan Euzebiusz pozostawił po sobie sumę blisko 80 tysięcy ówczesnych złotych, czyli ponad 120 tysięcy euro, które wdowa ulokowała w obligacjach rosyjskich i austriackich zapewniając byt sobie i jedynakowi. Papiery wartościowe gwarantowane przez władze stanowiły w tamtych czasach solidne zabezpieczenie zapewniające stały zysk, czemu sprzyjał stosunkowo długi okres pokoju w Europie. Ponadto matka wieszcza po śmierci pierwszego męża otrzymywała wdowią rentę (około 9 tysięcy euro rocznie), której wypłatę wprawdzie wstrzymano po ponownym ślubie, ale na nowo przyznano po zgonie Augusta Bécu.

Z tych powodów przyszły wieszcz mógł przez kilka miesięcy po zakończeniu studiów przebywać u Salomei w Krzemieńcu. Nie musiał poszukiwać pracy i swobodnie oddawał się lekturze i próbom poetyckim. W końcu jednak zdecydował się wyjechać do Warszawy, jednak bardziej ze względu na prowincjonalną nudę i nadopiekuńczość matki, niż z powodów finansowych. Nie interesowała go zresztą kariera zawodowa, wprawdzie w stolicy miał zapewnioną pracę w Komisji Skarbu, ale bardziej pociągała go literacka atmosfera stolicy. Szczególnie interesowały go spory pomiędzy zwolennikami klasycyzmu i romantyzmu, a przy okazji chciał też poznać teatralne życie Warszawy.

Faktycznie, praca zawodowa wyjątkowo go nużyła. Nie widział siebie w roli urzędnika pracującego zawsze w tych samych godzinach i zajmującego się sprawami, które go kompletnie nie interesowały.

„Wszedłem do biura – narzekał – i zająłem się nudną finansową pracą – i przy zielonym stoliku Komisji Skarbu większą część dnia przepędziłem…. Pamiętam, że mnie wtedy jakaś rozpacz ogarnęła… zdawało mi się, że jestem skazany aż do śmierci w tym biurze pracować”.

Dopiero wówczas docenił czas spędzany w Krzemieńcu i latem 1830 roku przebywał u matki 2 miesiące. Miał już wówczas za sobą debiut poetycki na łamach warszawskiej prasy, a jesienią przygotowywał się do wydania tomiku wierszy (na własny koszt) w formie książkowej. Jednak pechowo termin ich oddania do druku zbiegł się z wybuchem Powstania Listopadowego.

Uznał to jednak za sprawę drugorzędną, gdyż dwuletni pobyt w Warszawie całkowicie odmienił poglądy jego polityczne. To nie był już ten sam bezkrytyczny wielbiciel dynastii Romanowów jak w czasach wileńskich, a insurekcja wywołała u niego eksplozję uczuć patriotycznych. W prasie pojawił się jego Hymn, który zdobył ogromną popularność (w ciągu miesiąca kilkanaście przedruków!), a później kolejne liryki powstańcze. Twierdzono nawet, że w odróżnieniu od innych autorów, „jedynemu tylko Juliuszowi Słowackiemu rewolucja użyczyła poetyckiego natchnienia”. Faktycznie tak było i swoje wiersze patriotyczne wydał w broszurze zatytułowanej Oda do wolności i Hymn na własny koszt. I tak miało już pozostać, Słowacki mając bowiem zapewniony byt finansowy, drukował swoje utwory prywatnymi środkami…