Arkadiusz Karbowiak
Na początku roku 1943 Wołyń stał się obszarem, gdzie Sowieci z żelazną konsekwencją zaczęli wdrażać plan wywołania nieograniczonej wojny partyzanckiej. Skierowano tam oddziały podporządkowane Ukraińskiemu Sztabowi Ruchu Partyzanckiego. Partyzanci starali się wszelkimi sposobami zachęcać miejscową ludność do wstępowania w ich szeregi. O sile przeciwdziałania Polskiego Państwa Podziemnego tak pisał do swych zwierzchników dowódca Żytomierskiego Zgrupowania Partyzanckiego Aleksandr Saburow: „Emisariusze Sikorskiego przenikają na teren zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi i prowadzą tam swoją robotę, uważając, że tereny te wchodzą w skład Państwa Polskiego. Oficjalna linia kół kierowniczych Sikorskiego, w sposób oczywisty wychodząc od taktyki zachowywania i gromadzenia sił polskiego podziemia nacjonalistycznego, ogranicza możliwości szerzenia propagandy antyniemieckiej wśród ludności”.
Przyjęta przez Polaków taktyka wyczekiwania na dogodny moment wywołania insurekcji przeciw okupantom zdecydowanie irytowała bolszewików. Dlatego też, chcąc wykorzystać narastające antyniemieckie nastroje panujące wśród ludności polskiej, naczelnik Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego Pantelejmon Ponomarienko polecał: „[...] wysłać na wiosnę [1943 r.] 80 do 90 starannie przygotowanych i przeszkolonych agentów, którzy władają biegle językiem polskim i posiadają kontakty wśród ludności polskiej, w celu rozwinięcia walki partyzanckiej przeciwko Niemcom. Mamy odpowiednich ludzi wśród członków Komunistycznej Partii Polski, Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi i Ukrainy”. Dalekosiężnym zamiarem strony sowieckiej było osłabienie polskich niepodległościowych struktur konspiracyjnych przygotowujących się do podjęcia walki o Kresy Wschodnie.
Czerwoni Polacy
Dla zrównoważenia sił Armii Krajowej na początku 1943 r. na Wołyniu przy wydatnym udziale bolszewików zaczęły być tworzone składające się z Polaków oddziały partyzantki komunistycznej. Potrzebę ich powstania w następujących słowach uzasadniał w korespondencji kierowanej do Aleksandra Saburowa Robert Satanowski: „Istnieją liczne [polskie] zbrojne organizacje wojskowe pod dowództwem agentów Sikorskiego. Można z dużym prawdopodobieństwem przewidywać, że zostaną one skierowane przeciwko Armii Czerwonej. Jednocześnie brak polskiej siły zbrojnej o sowieckiej ideologii, której zadaniem byłoby organizowanie polskich mas robotniczych do walki o socjalistyczną Polskę… Czerwony polski oddział będzie szkołą dla przyszłych socjalistycznych kadr”.
Czytaj też:
Polska twierdza przeciw rzezi wołyńskiej
Spośród tych najbardziej znanych grup należy wymienić oddziały Józefa Sobiesiaka, Jana Burzyńskiego i powstały 8 lutego 1943 r. pod dowództwem wspomnianego Roberta Satanowskiego Oddział im. Tadeusza Kościuszki, który potem rozwinął się do wielkości 700-osobowego zgrupowania występującego pod nazwą Jeszcze Polska nie Zginęła. Zadaniem tego ostatniego było m.in. prowadzenie działalności rozkładowej wobec struktur wołyńskiej Armii Krajowej. Ponadto Satanowski organizował we wsiach mityngi agitacyjno-propagandowe na rzecz bolszewików, głosząc m.in. tezy o rzekomej odpowiedzialności Niemców za zbrodnię katyńską.
Do zbrojnej konfrontacji między polskim podziemiem a sowieckim nie doszło, bo wiosną 1943 r. na Wołyniu przystąpiły do eksterminacji polskiej ludności cywilnej sotnie Ukraińskiej Powstańczej Armii. W obliczu zagłady Polacy, do tej pory nastawieni do Sowietów wrogo, zaczęli dostrzegać w nich swych wybawicieli i obrońców. O tych zachowaniach informował swoich przełożonych komisarz Partyzanckiego Zgrupowania Obwodu Sumskiego Siemion Rudniew: „[…] w większości wsi, przez które przechodzimy, polska ludność wita naszych strzelców z dużym zachwytem […] w wielu wsiach ludność przynosi strzelcom kwiaty. […] Mężczyźni wynoszą tytoń, a kobiety – mleko i chleb”. Inny sowiecki dokument mówi o wezwaniach Polaków do objęcia ochroną rodzinnych wsi. Czytamy w nim: „[...] nie licząc na ochronę Niemców, Polacy przysyłali delegacje od miejscowej ludności do naszych oddziałów partyzanckich z prośbą o pomoc i zaproszeniem do rozlokowania się w ich wsiach”.
Te rozpaczliwe „prośby”, choć podyktowane chęcią obrony swych najbliższych, były niebezpieczne, bo narażały mieszkańców wsi na pacyfikacje niemieckich ekspedycji karnych. Na Wołyniu w odwecie za współpracę z sowiecką partyzantką spalono kilka wsi, m.in.: Borszczówkę, Obórki, Lidawkę i Ludwikówkę. Sowieckie podziemie tymi masakrami zbytnio się nie przejmowało, choć dokładnie monitorowało rozwój antypolskiej akcji UPA.
Plonem obserwacji były raporty obrazujące dramatyczną sytuację Polaków. W jednym z nich dowódca oddziału partyzanckiego Iwan Szytow pisał: „[Ukraińscy nacjonaliści] gromią, palą, mordują Polaków siekierami i widłami. Reszta ucieka do centrów rejonowych, gdzie Niemcy biorą polską młodzież do policji, a pozostałych odsyłają do Niemiec. Policjantów kierują do walki z ukraińskimi nacjonalistami”. Z kolei w sprawozdaniu z kwietnia 1943 r. jego autor zanotował:„Ukraińscy nacjonaliści prowadzą masowy terror w stosunku do polskiej ludności. We wsiach rejonów włodzimierzeckiego i wysockiego: Stepań, Deraźne, Rafałówka i innych spalili 200 zagród i co do jednego wyrżnęli ich polską ludność, włącznie z osobami w podeszłym wieku i dziećmi. Polscy mężczyźni tysiącami ze swoimi rodzinami chowają się w lasach. Delegacje polskiej ludności zwracają się do [sowieckich] oddziałów partyzanckich z prośbą o pomoc, zapraszają nasze oddziały do rozlokowania się we wsiach, w których całkowicie brakuje broni”.
Sowiecka pomoc
Jest faktem, że generalnie na wezwania o pomoc w walce z UPA sowieccy dowódcy odpowiadali pozytywnie. Tak było 16 listopada 1943 r. podczas bitwy pod Hutą Starą, gdzie dowodzone przez Iwana Łytwynczuka (ps. Dubowoho) sotnie UPA zostały pokonane przez oddziały AK kpt. Władysława Kochańskiego „Bomby” i sowiecki Iwana Kotlarewa. Natomiast oddział bolszewicki płk. Nikołaja Prokopiuka pomógł odeprzeć upowskich napastników samoobronie z Przebraża 30 sierpnia 1943 r. Analizując kwestie współpracy polsko-bolszewickiej na Wołyniu, należy zauważyć, że czerwoni partyzanci pomimo udzielania pomocy i wykazywania empatii dla mordowanych Polaków tak naprawdę mieli zdecydowanie negatywny stosunek do Armii Krajowej.