Wielki marsz „czarnych diabłów”. Tych Polaków nikt nie mógł zatrzymać

Wielki marsz „czarnych diabłów”. Tych Polaków nikt nie mógł zatrzymać

Dodano: 

Porucznik Bartel wspominał: „Wychodzi szwadron 2. Pułku... nie doszedł na miejsce przeznaczenia, wikłając się w walkę ogniową z działem ppanc. Po upływie mniej więcej 20 minut 3. Szwadron wysunięty daleko na »Łysym wzgórzu« otrzymuje ogień z dział 88 mm, z prawego skrzydła, z rejonu wzgórza 239, tracąc w parę minut pięć czołgów”.

Napór Niemców rósł z godziny na godzinę i sytuacja Polaków broniących północnego wierzchołka „Maczugi” stawała się dramatyczna. W rezultacie – ponieważ alianci, zamiast zniszczyć żywe siły wroga, zainteresowali się jak najszybszym zajęciem Paryża – wielu oddziałom niemieckim udało się ujść. Jedynie wsparcie Kanadyjczyków, które w końcu nadeszło, uchroniło naszą dywizję przed jeszcze większymi stratami i doprowadziło do szczelniejszego zamknięcia kotła pod Falaise.
1. Dywizja Pancerna straciła w walkach w Normandii 325 zabitych, 1002 rannych oraz 114 zaginionych. Stanowiło to 10 proc. stanu ogólnego dywizji, a 20 proc. stanu oddziałów liniowych. Zniszczeniu uległo ok. 80 czołgów. Był to nader krwawy chrzest bojowy. Dywizja wzięła natomiast 5113 jeńców, zniszczyła 55 czołgów, 44 działa polowe, 38 samochodów pancernych i 207 pojazdów mechanicznych wroga. W ogólnym rozrachunku bitwa została wygrana, ale główne zadanie strategiczne, a więc szczelne zamknięcie jednostek niemieckich w kotle i ich wyeliminowanie, nie w pełni zostało wykonane.

Gandawa i Breda

Montgomery ocenił debiut bojowy jednostki Maczka przychylnie, zapewne po to, by ukryć własne błędy. Wysłał Polaków i Kanadyjczyków na nierówny bój, nie znając przewagi liczebnej Niemców i nie orientując się w sytuacji na polu walki. Działania Montgomery’ego w Europie Zachodniej w 1944 r. spotykają się z krytyką historyków wojskowości. Należy do nich właśnie operacja „Totalize”, ale miesiąc wcześniej skompromitował się operacją „Goodwood” pod Caen, a miesiąc później – jeszcze bardziej – operacją „Market Garden”. Wyniki były opłakane, a straty nazbyt krwawe. Pułkownik Franciszek Skibiński opisywał (w „Pierwszej Pancernej”) odprawę z jego udziałem, podczas której „Monty” w ogóle nie brał pod uwagę osłony skrzydeł oddziałów wysyłanych do natarcia…

Bernard Law Montgomery w północnej Afryce, listopad 1942 r.

Na szczęście w dalszych działaniach Polacy mogli liczyć na dowódcę 2. Korpusu Kanadyjskiego – w którego skład 1. Dywizja Pancerna weszła obok kanadyjskich dwóch dywizji piechoty oraz dywizji i brygady pancernej – gen. Simmondsa. Maczek pisał o nim w samych superlatywach jako o żołnierzu i człowieku. Poza tym i Polacy, i Kanadyjczycy podczas lekcji Falaise nauczyli się walczyć z Niemcami, wykorzystując przy tym bezlitośnie coraz większą przewagę ognia artylerii i czołgów. Mimo terenu poprzecinanego licznymi rzekami i kanałami osiągali niemal zawsze wytyczone cele.

Po bitwie pod Falaise Niemcy cofnęli się aż po brzeg Skaldy. Do pościgu wojsk alianckich – jako samodzielna kolumna – dołączyła 1. Dywizja Pancerna, która 31 sierpnia przekroczyła Sekwanę po moście „Warszawa” zbudowanym przez polskich saperów. W ciągu dziewięciu dni pokonała odległość 400 km, staczając liczne walki z cofającym się nieprzyjacielem i opanowując kolejne miasta.

Po ciężkich walkach rankiem 3 września Batalion Strzelców Podhalańskich wkroczył do Abbeville, niedaleko ujścia Sommy do kanału La Manche. Zdobycie tej miejscowości przez Niemców w 1940 r. zamknęło aliantów w matni Dunkierki. 5 września oddziały gen. Maczka przekroczyły granicę francusko-belgijską. 10. Pułk Strzelców Konnych rozbił niemiecką dywizję piechoty, a 3. Brygada Strzelców zdobyła Ypres – miasto znane z najbardziej krwawych bitew I wojny światowej. 8 września, po okrążeniu Niemców i z pomocą belgijskiego ruchu oporu, wyzwolono Tielt. W Ruiselede Niemcy bronili się zaciekle. Gdy walki przedłużały się, gen. Maczek tak przegrupował siły, że Niemcy po ciężkich stratach zostali zmuszeni do odwrotu.

Nasi pancerniacy, entuzjastycznie, niezwykle serdecznie witani przez Belgów i Holendrów, starali się przy tym chronić mieszkańców. „Myśmy oszczędzali miasta, nie robiliśmy szkód, myśmy się nie zachowywali jak Niemcy czy inni barbarzyńcy. Tylko nasz żołnierz był od razu przyjacielem i na rękach noszonym wybawcą. Szybkość i zaskoczenie są tymi elementami, dzięki którym można o wiele więcej zdziałać niż wielką ilością bombardowań, użytej amunicji i nagromadzonego sprzętu” – stwierdził gen. Maczek.

Polski żołnierz z 1. Dywizji Pancernej witany w Bredzie przez mieszkanki miasta

Przeszkodą nie do sforsowania okazał się Kanał Gandawski broniony przez LXVII Korpus Wehrmachtu, a zaatakowany przez oddział pod dowództwem ppłk. Stanisława Koszutskiego. Batalion Strzelców Podhalańskich poniósł tak niepokojąco wysokie straty przy forsowaniu pierwszej odnogi kanału, że żołnierzy trzeba było wycofać. Nie chcąc narażać 1. Dywizji Pancernej na dalsze niepotrzebne straty, 10 września dowódca korpusu kanadyjskiego nakazał przerwanie pokonywania tej przeszkody wodnej i skierował Polaków w rejon Gandawy.

Południowa część miasta była już w tym czasie opanowana przez jednostki brytyjskiej 2. Armii, ale północną wciąż obsadzali Niemcy, którzy kierowali na inne obszary ogień ciężkiej artylerii. Kilka dni walczyła na ulicach Gandawy 3. Brygada Strzelców, wspierana przez belgijski ruch oporu i mieszkańców, aż Niemcy wycofali się. W Belgii żołnierze polscy wyzwolili Gandawę, Lokeren i Saint Nicholas, wszędzie witani przez ludność z ogromnym entuzjazmem. 16 września 3. Brygada Strzelców przekroczyła granicę holenderską.

Na pograniczu Belgii i Holandii gen. Maczek otrzymał zadanie oczyszczenia z oddziałów niemieckich rejonu Antwerpii. Pod Alphen oddziały polskie przez trzy tygodnie biły się z powodzeniem o utrzymanie terenu. Potem dywizji powierzono odcięcie nieprzyjacielowi drogi odwrotu z Tilburga do Bredy i opanowanie mostów w rejonie Moerdijk.

„Perła Brabancji” – Breda, położona w południowo-zachodniej Holandii – była ważnym portem śródlądowym przy ujściu rzeki Mark i Aa do Kanału Wilhelminy. Od 28 do 30 października 1944 r. 1. Dywizja Pancerna walczyła tu z siłami trzech dywizji piechoty Wehrmachtu (256., 711. i 719.). Rankiem 28 października oddziały polskie zaatakowały stanowiska nieprzyjaciela wokół Bredy jednocześnie z dwóch kierunków. 10. Brygada Kawalerii Pancernej, którą dowodził płk dypl. Tadeusz Majewski, obeszła miasto od wschodu i północy, dążąc do odcięcia jego załogi od Kanału Wilhelminy i rzeki Mark, a 3. Brygada Strzelców pod dowództwem płk. dypl. Franciszka Skibińskiego uderzyła na Bredę od południa, aby zająć miasto i uchwycić przeprawy na rzece Mark. 29 października około południa 3. Brygada Strzelców wsparta 2. Pułkiem Pancernym wkroczyła od południa na przedmieścia Bredy. Rankiem następnego dnia zgrupowanie złożone z części 1. Pułku Pancernego oraz 10. Pułku Dragonów weszło do miasta od północy. W tej sytuacji Niemcy wycofali się, niszcząc po drodze most na Mark.

1. Dywizja Pancerna w Normandii w 1944 r.

Manewr oskrzydlenia nieprzyjaciela oraz uderzenia z niespodziewanej strony stał się źródłem wspaniałego polskiego sukcesu. Nie dość, że 29 października po dwudniowych walkach Bredę zdobyto, a opór rozbitych oddziałów niemieckich został ostatecznie złamany 30 października, to jeszcze cel osiągnięto bez strat wśród ludności cywilnej. W wyzwolonej Bredzie zapanowała ogromna radość. Żołnierze 1. Dywizji Pancernej stali się bohaterami. 11 listopada 1944 r. rada miejska przyznała gen. Maczkowi i jego podkomendnym honorowe obywatelstwo miasta. Wśród mieszkańców Bredy polscy żołnierze znaleźli oddanych przyjaciół, a po zakończeniu wojny wielu z nich założyło tu rodziny.

Walki o Moerdijk trwały od 3 do 9 listopada, gdyż trudny teren uniemożliwiał szybki i skuteczny atak. Artyleria musiała niszczyć niemieckie umocnienia, aby stały się możliwe do przejścia przez czołgi. 20 dywizjonów artylerii z 1. Armii Kanadyjskiej wsparło wówczas działa artylerii dywizyjnej i czołgów w wyrąbaniu przejścia. Ci z naszych pancerniaków, którzy pamiętali Wrzesień ’39, mieli satysfakcję z dysponowania bronią silniejszą od niemieckiej. Po sześciu dniach i silnym ataku 1. Dywizji Niemcy skapitulowali. Polacy nacierali dalej i po ciężkich walkach osiągnęli brzeg Mozy. W bojach na terenie Holandii dywizja straciła 84 oficerów i 1,3 tys. szeregowych poległych, rannych i zaginionych.

Następnie Polacy przeszli do obrony nad Mozą.7 stycznia 1945 r. 9. Batalion z 3. Brygady Strzelców podjął próbę opanowania Kapelsche Veer na rzece, skąd Niemcy zagrażali polskim pozycjom. Kilkakrotne ataki na wyspę bronioną przez niemieckich spadochroniarzy nie przyniosły rezultatu i aż do 7 kwietnia 1945 r. nasi żołnierze prowadzili tylko wypady w celach rozpoznawczych.

Wilhelmshaven

W kwietniu 1945 r. polska dywizja pancerna – nadal w składzie kanadyjskiego 2. Korpusu – znalazła się na granicy holendersko-niemieckiej. Pierwszym celem było sforsowanie kanału Kusten. Po pięciodniowych walkach w bardzo trudnym terenie udało się przełamać obronę niemiecką. W miarę posuwania się w głąb terytorium wroga opór nieprzyjaciela tężał. Zamiast entuzjazmu Belgów i Holendrów pancerniacy polscy spotykali się z wrogością i histerycznym strachem Niemców, których hitlerowska propaganda karmiła niestworzonymi opowieściami o okrucieństwie polskich „czarnych diabłów”.

Na szlaku polskiej dywizji znalazł się obóz jeniecki w Oberlangen, gdzie przebywały wywiezione po powstaniu warszawskim kobiety – żołnierze Armii Krajowej. Obóz wyzwolił patrol 2. Pułku Pancernego (patrz obok: „Koleżanki, jestem Polakiem!”...).

Prawdziwe kłopoty sprawiała aura tej wiosny. „Nie byłoby przesadą określić, że topiliśmy się w błocie, szczególnie czołgi i działa samobieżne, zrywające gąsienicami cienką warstwę torfu i zagłębiające się w ciemną maź błota. Rzeka Leda okazała się rzeką bardziej bagnistą niż jakakolwiek na naszym Polesiu, a teren przed i za rzeką tak podmokły i poprzerzynany kanałami, że już nie tylko mosty, ale drogi i dojścia trzeba było budować, by iść naprzód” – pisał gen. Maczek. Mimo to sforsowano Ledę oraz zdobyto Aschendorf, Tunxdorf, Papenburg, Collinghorst i Posthausen.

4 maja 1. Dywizja Pancerna rozpoczęła przełamywanie obrony niemieckiej w rejonie portu Wilhelmshaven, gdzie mieściła się potężna baza Kriegsmarine. „W miarę zbliżania się dywizji do Wilhelmshaven obrona niemiecka, złożona z mieszanych oddziałów marynarki wojennej, formacji spadochronowych i SS, staje się coraz twardszą” – zanotował dowódca 1. Dywizji Pancernej.

5 maja Niemcy skapitulowali, a 6 maja do miasta wkroczyły 2. Pułk Pancerny mjr. Michała Gutowskiego i 8. Batalion Strzelców Brabanckich ppłk. Aleksandra Nowaczyńskiego. Kapitulację niemieckiej załogi przyjął zastępca dowódcy 10. BKP płk dypl. Antoni Grudziński. Poddały się dowództwa: twierdzy i bazy marynarki wojennej, floty „Ostfriesland”, 10. Dywizji Piechoty i jednostek artylerii. Wśród wziętych do niewoli 1,9 tys. oficerów i 32 tys. żołnierzy było dwóch admirałów oraz generał. Zdobycz objęła: trzy krążowniki, 18 okrętów podwodnych, 205 mniejszych jednostek, 94 działa forteczne, 159 dział polowych, 560 ckm, 379 lkm, 40 tys. karabinów, 280 tys. pocisków artyleryjskich, 64 mln amunicji do broni ręcznej, składy licznych min i torped oraz zapasy żywności dla 50 tys. żołnierzy na trzy miesiące.

„A gdyśmy weszli do Wilhelmshaven – napisał gen. Maczek (»Od podwody do czołga«) – na łuku bramy portowej przywitał nas orzeł polski, zdjęty w 1939 r. z budynku Dowództwa Floty w Gdyni. Został on jako łup zawieziony przez Niemców do Wilhelmshaven, tej kolebki niemieckiej marynarki wojennej. Odzyskanego orła polskiego wręczyliśmy przedstawicielom polskiej marynarki wojennej wraz ze zdjętym ze szczytu orłem niemieckim – na wieczną rzeczy pamiątkę”. Orzeł Biały trafił do Instytutu Sikorskiego w Londynie.

Pamięć przywołuje też opis przyjęcia bezwarunkowej kapitulacji niemieckiej przez gen. Simondsa w towarzystwie dowódców podległych mu dywizji w Bad Zwischenahn. Kanadyjczyk wyznaczył gen. Maczkowi honorowe miejsce obok siebie i odczytywał Niemcom rozkazy wykonawcze zajęcia terenu przez jednostki korpusu… zresztą posłuchajmy Maczka:

„- 2 dywizja piechoty kanadyjskiej – teren nad Wezerą. 4 dywizja pancerna kanadyjska – na zachód. Pierwsza, polska dywizja pancerna (czy mi się tylko zdaje, że gen. Simmonds skanduje wolno i wyraźnie, i rozmyślnie każde słowo) –Wilhelmshaven. Ale nie. Po raz pierwszy przez twarze stojących wciąż na baczność oficerów niemieckich przeszedł jakby skurcz, oczy Niemców, wcześniej mnie unikające, zwróciły się na mgnienie oka na mnie, na mój polski mundur. Chyba nie trzeba im przypominać, że od nas rozpętali tę straszną wojnę i w obliczu reprezentanta jednej z wciąż walczących jednostek polskich – składają dzisiaj broń”.

Maciej Rosalak

Artykuł został opublikowany w 12/2019 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.