Piotr Włoczyk
„Cmentarz Obrońców Lwowa przedstawia obraz zniszczenia i zaniedbania. Kaplica niszczeje, pomniki, w tym również pomnik lotników amerykańskich, zniszczono. Napisy na sarkofagach i na filarach łuku wyrąbano. Schody prowadzące do kaplicy zniszczone. Ocalały tylko cztery pomniki. W tym pomnik gen. Iwaszkiewicza” – wspominał swoją podróż do Lwowa Stanisław Kozioł, legionista pochodzący z tego miasta, który po drugiej wojnie światowej osiadł w Londynie. Artykuł na ten temat („Lwów w roku 1960”) ukazał się w 1961 r. w polskiej prasie w Londynie. Nic dziwnego, że poświęcono na niego dużo miejsca – społeczność lwowian żyjących na emigracji była złakniona wszelkich informacji o ukochanym mieście.
„Poza kościołem i szkołą nie ma żadnego zorganizowanego życia polskiego we Lwowie. Tylko jeszcze przyjazd polskiego teatru staje się okazją zgromadzenia się większej liczby Polaków w jednym miejscu. Istnieje wyczuwalna obawa przed nawrotem terroru. Ludzie mało mają nadziei na zmianę sytuacji za ich życia” – pisał Stanisław Kozioł.
Czołgami po grobach
Garstka Polaków ze Lwowa (szacuje się, że ok. 12 tys. Polaków zdecydowało się pozostać po wojnie w swoim mieście) nie miała żadnych powodów, by patrzeć w przyszłość z optymizmem. Piętnaście lat brutalnej sowietyzacji i rugowania polskości zrobiło swoje. Polacy mogli korzystać tylko z trzech świątyń katolickich, na które nałożono horrendalnie wysokie podatki. Reszta „polskich” kościołów przerobiona była m.in. na magazyny i sklepy. Tragicznie prezentował się też jeden z najważniejszych symboli polskości na Kresach – Cmentarz Obrońców Lwowa.
Ta święta dla Polaków nekropolia wyszła z wojny niemal nienaruszona, ale wystarczyło kilkanaście lat sowieckiej władzy, by cmentarz został zamieniony w ruinę, o której wspominał w swojej relacji Stanisław Kozioł. Część grobów zdewastowano, by następnie ze zrabowanych materiałów zrobić miejsca pochówku dla sowieckich żołnierzy. Polacy mieli zakaz wstępu na teren nekropolii, ale i tak co roku na początku listopada pojawiały się tam znicze i kwiaty.
(...)
Cały tekst dostępny w najnowszym numerze miesięcznika!