– Niedaleko dworca stały wagony z węglem. Kobiety z dziećmi zrzucały ten węgiel i ładowały go do worków. Bardzo się pilnowały, żeby Niemcy ich nie złapali. Schmalz – żeby nie dać się zauważyć – nakładał na siebie kobiece palto, na głowę chustkę i podchodził do tych kobiet i dzieci ze schowanym za pazuchą pistoletem maszynowym. Zabił w ten sposób wiele osób – mówił w rozmowie z „Historią Do Rzeczy” Stanisław Likiernik ps. Stach (1923-2018), w czasie wojny podporucznik elitarnej jednostki „Kolegium A” warszawskiego Kedywu.
Z uwagi na swoją mało męską aparycję Schmalz znany był wśród Polaków jako „Panienka”. Podziemie skazało go na śmierć. „Kolegium A” miało się zająć wykonaniem wyroku. „Panienka”, wraz z innymi bahnschutzami (strażnikami kolejowymi), „pracował” na posterunku mieszczącym się między torami. Budynek otoczony był drutem kolczastym. – Rzadko stamtąd wychodził. Wiedział, że na niego polujemy, dlatego trudno go było zlikwidować – opowiadał „Stach”.
Radość pasażerów
Plan był następujący: dwóch polskich żołnierzy miało przebrać się w niemieckie mundury i udawać, że prowadzi złodzieja do budynku bahnschutzów. Dla realizmu umówili się, że koledze, który odgrywał rolę przestępcy, będą dawali kopniaki. – Po wszystkim miał do nich pretensje, że kopniaki były zbyt realistyczne – mówił Stanisław Likiernik.
Reszta grupy zaatakowała posterunek od drugiej strony. W akcji brał też udział dowódca plutonu „Stacha” Stasinek Sosabowski, syn słynnego generała z 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej.
– Przecięliśmy druty i wpadliśmy od tyłu. „Panienka” już leżał na ziemi. Przede mną wyrósł nagle jakiś bahnschutz. Miałem w ręku parabellum, więc pociągnąłem za spust. Niemiec padł – opowiadał Stanisław Likiernik. – Potem byłem zajęty zbieraniem broni. Do zabrania z posterunku było około 10 karabinów. Pamiętam, jak biegłem przez tory z tymi z karabinami na ramionach, a ludzie z przejeżdżających pociągów krzyczeli: „Hurra!”.
Fatalny błąd
Polacy – oprócz „Panienki” – zabili też kilku innych znajdujących się w budynku Niemców w mundurach bahnschutzu. Żołnierze Kedywu popełnili przy tym jeden błąd. Nie zlikwidowali Niemca, który przebywał na posterunku w cywilnym ubraniu. On też okazał się bahnschutzem.
Czytaj też:
Wrześniowe mordy. Te zbrodnie na Polakach burzą „mit czystego Wehrmachtu”
Po zakończonej akcji cała grupa załadowała się na ciężarówkę i odjechała na Żoliborz bez żadnego planu na odwrót, żeby – jak wyjaśniał Stanisław Likiernik – „nie zapeszyć”. Sukces żołnierze świętowali u Kazimierza Jakubowskiego, organizatora akcji, który obchodził tego dnia imieniny.
– Niemiec, którego oszczędziliśmy, kilka dni później rozpoznał w tramwaju Kazika i przekazał tę informację swoim. Kazik został aresztowany i zabity... – mówił „Stach”.