Jeden z tych, co przeżyli, podoficer Leidulf Holstad, opowiadał później, że wrażenie było takie, jakby stał w powietrzu nad przepaścią. Okręt usunął mu się spod nóg i poszedł prosto na dno. Maszty przechylały się ku sobie, ciężkie stalowe płyty fruwały w powietrzu, a do wnętrza wlewały się masy wody.
Mimo jasnej i wyrażonej woli walki Willocha z żadnego z dział na Eidsvold nie wystrzelono, nie licząc pierwszego strzału ostrzegawczego. Od wystrzelenia przez komandora podporucznika Gerlacha racy do trafienia Eidsvold przez niemieckie torpedy minęły mniej więcej dwie minuty. Było więcej niż dość czasu na użycie dział.
Ustalenie przyczyny, dla której Eidsvold nie otworzył ognia, jest trudne, zwłaszcza że nie przeżył nikt z mostka. Nie było powodu, by czekać na skrócenie odległości od nieprzyjaciela - wprost przeciwnie, okręty były tak blisko siebie, że mogły pojawić się problemy, jeśli lufy dział na Eidsvold trzeba byłoby opuścić tak nisko, że stykałyby się z relingami. Uwzględniając to, co opowiadali pozostali przy życiu świadkowie, mało prawdopodobne jest, by Willoch wahał się wystrzelić pierwszy. Kwatermistrz Henry Backe wyjaśniał później, że słyszał wydanie rozkazu „salwa z baterii na bakburcie” i że rozkaz ten przekazywany był ku dziobowi.
Również Leidulf Holstad, który był szefem wieży tylnego 21-centymetrowego działa, dostał rozkaz otwarcia ognia, ale z przyczyn czysto technicznych nie był w stanie go wykonać, ponieważ WilhelmHeidkamp właśnie wtedy przemieszczał się od sterburty Eidsvold do bakburty. Zanim podoficer zdążył obrócić działo we właściwym kierunku, torpedy dotarły do celu.
Z wyjaśnienia Holstada wynika, że przygotował swoje działo do strzału. Nie wydano jednak żadnego ogólnego polecenia ładowania. „Holstad dopuszcza możliwość, że kiedy dano rozkaz oddania salwy, dopiero rozpoczęto ładowanie pozostałych dział” - brzmiraport - przy założeniu, że pozostali nie załadowali ich wcześniej, jak on. Holstad nie wiedział tego na pewno, ale jeśli tak było, wyjaśniałoby to w pewnym stopniu opóźnienie. Wydaje się oczywiste, że Willoch wydał rozkaz otwarcia ognia. Jednak z takiego czy innego powodu działa pozostały milczące.
Gdy huk potężnej eksplozji przetoczył się między górami, załoga Norge zauważa w porcie dwa z niemieckich niszczycieli, przy nabrzeżu dla parowców. Odległość wynosi 800-900 metrów. Godzina 4.45.
Askim wydaje rozkaz otwarcia ognia baterii na sterburcie. Pogoda trochę się poprawiła, jednak są problemy z dostrzeżeniem tego, do czego strzelają. Jeden z oficerów zaleca ostrożność i twierdzi, że w celownikach widać tylko zabudowania na nabrzeżu.
To, że wcale nie chodzi o szopy, staje się jasne, kiedy niemiecki niszczyciel Bernd von Arnim zaczyna strzelać. Norge zdąża pięciokrotnie wystrzelić z działa 210-milimetrowego i ośmiokrotnie z działa 150-milimetrowego. Dowództwo i załoga zachowują spokój i zimną krew; rozkazy są skutecznie wykonywane.
Niemiec odpowiada pociskami i trzema salwami torped, wypuszczając ich łącznie sześć lub siedem. Mimo że Norge stoi niemal w bezruchu burtą do nieprzyjaciela, pierwsze cztery torpedy pudłują. Kolejne dwie trafiają w śródokręcie.
Askim ze starego nawyku zatrzymuje maszynę. Działanie to jednak nic nie daje, bo maszynownia została bezpośrednio trafiona, komandor porucznik uruchamia syrenę, by wezwać pomoc. Norge przechyla się na sterburtę. Askim próbuje wydostać się ze sterówki na bakburcie. Nie udaje się to - spadający reflektor blokuje drzwi. „Byłem w prawdziwej pułapce na szczury” - opowiadał później oficer.
Być może to ciśnienie wody wypchnęło go za drzwi, a więc poza pułapkę, kiedy sterówka dostała się pod wodę. Gdy dotarł do powierzchni i złapał oddech, Norge znajdował się zaledwie dwadzieścia metrów od niego dnem do góry. Askima uderzyło to,jak powolne obroty śrub przypominają ostatnie skurcze zdychającego zwierzęcia.
Pancernik poszedł na dno w ciągu dziesięciu-piętnastu sekund. Askim chwycił się koi, która razem z kamizelką ratunkową utrzymywała go na powierzchni. Leżał w lodowatym morzu, aż stracił przytomność.
Komandor kapitan powrócił do zmysłów tego samego dnia w szpitalu w Narwiku. Znalazł się wśród tych, którym udało się ujść z życiem. W głębinach zginęło 101 załogantów Norge i 175 z Eidsvold. Ci, którzy twierdzili, że przychodzą jako przyjaciele, w ciągu kilku minut odebrali życie 276 młodym Norwegom.
Wielu mieszkańców Narwiku na własne oczy obserwowało tę pierwszą bitwę morską w porcie, przynajmniej o tyle, o ile w śnieżycy mogli cokolwiek zobaczyć. Tak czy inaczej wybuchy obudziły całe miasto. Przewoźnik promowy J. Rodtang widział atak z bliska. Nocą 9 kwietnia miał dyżur i był bardzo zajęty przewożeniem ludzi i wiadomości między różnymi statkami towarowymi, które stały w porcie.
Rodtang właśnie zmierzał do jednostek szwedzkich i holenderskich, kiedy zauważył jednego z niemieckich niszczycieli, znajdującego się niedaleko statku Bodin. Rodtang natychmiast wziął kurs na ląd. Kiedy wpływał do portu, dostrzegł inny niemiecki niszczyciel, który zmierzał w tym samym kierunku. Przewoźnik zacumował łódź przy nabrzeżu promowym i wybiegł na ląd. Jeden z niemieckich okrętów doszedł aż do nabrzeża parowców. Przy burcie roiło się od żołnierzy.
Wybuchy. Strzelanina. Potężna eksplozja przy wejściu do portu. Niemiec dostał w wieżyczkę za systemem torped. Przez jakiś czas wydobywały się stamtąd płomienie.
Rodtang ruszył do biura przewoźników, chwycił słuchawkę i zadzwonił na centralę. Natychmiast dostał połączenie i zapytał:
- Czy to najwyższe dowództwo?
-Tak.
- Niemcy schodzą na ląd na nowym nabrzeżu parowców i na Fagernes!
- Tak? Naprawdę?
- Tak!
- A kto dzwoni?
- Przewoźnik Rodtang.
- Ach tak, czy to Niemcy tak strzelają jak najęci?
Głos był spokojny, oficer nie był szczególnie przejęty. Rodtang poczuł, jak narasta w nim gniew.
- Jasne, do cholery!
- Ale powiedzcie mi, Rodtang, jak ci Niemcy się tu dostali?
Przewoźnik nie wierzył własnym uszom. Zagotowało się w nim. Rzucił słuchawką o ścianę, szarpnął kabel telefonu i przeklął całe wojsko. Przewoźnik Rodtang nie wymienił w swoim raporcie osoby, z którą rozmawiał. Głównodowodzącym w Narwiku był pułkownik i członek ZN, Konrad Sundlo.
(...)