Fatamorgana na ekranie

Fatamorgana na ekranie

Dodano: 
Fragment plakatu reklamującego film „Lawrence z Arabii”.
Fragment plakatu reklamującego film „Lawrence z Arabii”. Źródło: Wikimedia Commons / Materiały producenta filmu
„Lawrence z Arabii” zgarnął siedem Oscarów. Trzydzieści sześć lat po premierze Amerykański Instytut Filmowy wpisał dzieło na listę 100 najlepszych amerykańskich filmów stulecia.

Jakub Ostromęcki

Thomas E. Lawrence, podróżnik, znawca Syrii, dobrze zapowiadający się archeolog, potem porucznik i agent wywiadu brytyjskiego, stał się jedną z ważniejszych postaci pierwszej wojny światowej. W 1916 r. po wybuchu antytureckiego powstania w Hidżazie stał się doradcą emira Fajsala, a potem faktycznym dowódcą rewolty, która rozlała się na terenach dzisiejszej Jordanii i Syrii. Lata spędzone na pustyni spowodowały, że brytyjski oficer zaczął traktować arabską walkę o niepodległość niemal jak własną. Nieraz był o krok od śmierci.

Pierwsza wojna światowa kojarzy się powszechnie z anonimowymi masami raz to gnijącymi w okopach, innym razem zarzynanymi całymi tysiącami w bezsensownej walce o kilka metrów ziemi niczyjej. Przygody Lawrence’a, podobnie jak wyczyny asów powietrznych, to kilka jaśniejszych punktów na tle owego ponurego obrazu. Podobnie jak lotnicy Lawrence nosił się z nonszalancją i bardzo swobodnie podchodził do wojskowej etykiety. Nic dziwnego, że życie brytyjskiego ekscentryka doczekało się kilku ekranizacji.

Scenarzysta komunista

Problemem filmu jest jeden ze scenarzystów – Robert Bolt. Ów były żołnierz RAF był zdeklarowanym komunistą. Metody walki politycznej brytyjskich wyznawców idei walki klas wykraczały daleko poza ramy wyznaczone przez prawo, toteż Bolt rychło skończył w więzieniu. W tym czasie miał gotową połowę scenariusza do filmu o Lawrensie. Sam Spiegel, producent filmu, wymusił na scenarzyście podpisanie oświadczenia, w którym Bolt deklarował, że nie będzie więcej łamał prawa. W zamian za to wyszedł z więzienia, ale miał wielkie wyrzuty sumienia, że zdradził swoich towarzyszy i głoszone przez nich ideały. Jeremy Wilson, autoryzowany biograf Lawrence’a, wskazywał, że trauma związana z owym „brudnym kompromisem” mogła spowodować, iż scenarzysta, pisząc drugą część scenariusza, zaczął… mścić się na głównym bohaterze. Faktycznie, w drugiej części filmu Lawrence jest mniej sympatyczny, zdeprawowany wojną, niemal na krawędzi załamania, a cały jego plan wywalczenia niepodległości dla Arabów zaczyna się walić.

Peter O'Toole jako tytułowy Lawrence

Jaki jest filmowy Lawrence? W drugiej części filmu staje się pustynnym celebrytą o skłonnościach narcystycznych i rozbuchanym ego. Po zniszczeniu tureckiego pociągu paraduje po dachach zniszczonych wagonów, pozując amerykańskiemu korespondentowi do zdjęć, a w dole arabscy wojownicy wiwatują na jego cześć. W czasie rekonesansu w zajętej przez Turków Darze specjalnie zachowuje się prowokująco, aby być zauważonym, przeświadczony o tym, że skoro ubrany jest jak Beduin i cerę ma spaloną słońcem, to nic złego nie może mu się stać. O swojej gwardii przybocznej mówi: „Najlepsi z nich nie walczą dla pieniędzy, ale dla mnie”.

Bolt twierdził, że scenariusz oparł na bestsellerowych wspomnieniach samego Lawrence’a – „Siedem filarów mądrości”. Nie ma tam jednak ani jednego zdania, w którym autor chwaliłby się takimi zachowaniami jak opisane powyżej, nie potwierdzają tego również biografowie. Bolt nie przeczytał zatem podrozdziału zatytułowanego krótko „Ja” lub celowo go pominął. Lawrence opisuje tam swoje słabości: nieśmiałość, brak wiary w siebie, niechęć do brania odpowiedzialności za przeprowadzanie dużych operacji wojskowych, trudności w relacjach z innymi, szukanie za wszelką cenę akceptacji, nieumiejętność nawiązania przyjaźni. Nie ma tu śladu narcyzmu ani wybujałego ego. Niektórzy rozmówcy, np. działacz syjonistyczny Aaronsohn, uznawali go za zarozumiałego, ale to zapewne dlatego, że Lawrence śmiał rzucić coś o możliwości asymilacji Żydów w przyszłym państwie arabskim.

Filmowy Lawrence zamierza złożyć rezygnację z funkcji doradcy wojskowego przy wojsku arabskim, będąc przerażony tym, że czuł przyjemność, zabijając Gasima, członka własnego oddziału, który dopuścił się przestępstwa, a któremu Lawrence uratował kiedyś życie. Filmowy wątek tej postaci jest kompilacją dwóch prawdziwych zdarzeń, które rozegrały się w ciągu wielu miesięcy. Otóż wędrując do obozu emira Fajsala, jeszcze w Hidżazie, Lawrence musiał zapobiec groźbie wybuchu rodowej waśni między swoimi bojownikami. Członkowie jednego z plemion domagali się – słusznie zresztą – prawa do wykonania egzekucji na innym członku grupy. Krewni zabitego jednakowoż natychmiast zapragnęliby go pomścić. Lawrence, „cudzoziemiec, który nie ma krewnych”, sam więc wykonał egzekucję. Żadne źródło nie potwierdza jednak tezy, że czuł przyjemność z wykonywania wyroku. Owym zabitym nieszczęśnikiem nie był Gasim, którego Lawrence jakiś czas potem uratował z burzy piaskowej, lecz zupełnie inny Beduin – Hamid. Lawrence’a podniecała walka – nie egzekucje.

Czytaj też:
Prawdziwa twarz Bravehearta. Ze skóry wroga zrobił sobie pas

W filmie Lawrence pragnie porzucić służbę z powodu jeszcze jednej traumy. W czasie rekonesansu w Darze zostaje pochwycony przez Turków. Dowodzący garnizonem oficer, nie wiedząc, kogo złapał, zaczyna jeńca lubieżnie obmacywać. Widząc opór, każe go brutalnie wychłostać, po czym wyrzuca na bruk. Czy Lawrence był gwałcony przez tureckich żołdaków? Reżyser nie wypowiada się jasno w tej kwestii, skupiając się na skutkach tortur dla psychiki bohatera. Zdarzenie to w „7 filarach” zostało jednak opisane bardzo szczegółowo. Nagromadzenie homoseksualnych perwersji i cierpienia jest w tym opisie tak wielkie, a jednocześnie ucieczka Lawrence’a z tureckiego mamra tak łatwa, że biografowie zaczęli wątpić w prawdziwość owych wydarzeń. Jednakowoż w liście pisanym po wojnie Lawrence przyznał, że został w Darze zgwałcony. Nie uzasadniał jednak porzucenia służby owymi przejściami.

Czy Lawrence był homoseksualistą? W swych wspomnieniachautor wielokrotnie zachwyca się sylwetkami i ciałami młodych gibkich Beduinów. Badacze zgadzają się jednak, że słabostki te nie przeradzały się w zbliżenia seksualne z arabskimi mężczyznami. Nawet Bolt, choć komunista, wiedział, że w 1962 r. publiczność nie kupi bohatera, który – choćby tylko w myślach – był miłośnikiem męskich wdzięków.

Artykuł został opublikowany w 5/2020 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.