Geniusz na czele husarii. Tego tarana nikt nie mógł zatrzymać

Geniusz na czele husarii. Tego tarana nikt nie mógł zatrzymać

Dodano: 
Kto wie, jak wyglądałaby Europa, gdyby Jan III Sobieski nie zatrzymał wielkiego marszu muzułmanów na Wiedeń
Kto wie, jak wyglądałaby Europa, gdyby Jan III Sobieski nie zatrzymał wielkiego marszu muzułmanów na Wiedeń Źródło: Wikimedia Commons
Swoją wielkość Jan Sobieski pokazał jako strateg i jako dowodzący w polu. Najbardziej efektownie zwyciężał dzięki ciężkozbrojnej husarii…

Burza rozszalała się nad zamkiem w Olesku 17 sierpnia 1629 r., akurat podczas ataku Tatarów. I właśnie wtedy, jakby na spotkanie z niszczycielskimi żywiołami, Zofia Teofila Sobieska z domu Daniłowicz urodziła syna – Jana. Wraz z upływem lat dowiedzie on, że potrafi sprostać wielu niebezpieczeństwom, które groziły jemu, jego rodzinie i ojczyźnie. Szedł w ślady ojca – Jakuba Sobieskiego, wojującego w pierwszej połowie XVII w. z Moskwicinami, Turkami, Tatarami, ze Szwedami i z Kozakami – senatora, posła i marszałka Sejmu, wojewody bełskiego i ruskiego, kasztelana krakowskiego. Ród Sobieskich, skoligacony z Wiśniowieckimi, Żółkiewskimi, Radziwiłłami i Lubomirskimi, należał w owym czasie do największych rodów magnackich. Wywodził się od Wizimira – rzekomego syna walecznego Leszka Czarnego, co było jednak tylko legendą…

Z zagranicznych studiów i wojaży Jan Sobieski ruszył w 1648 r. wraz ze starszym bratem Markiem – na czele własnych chorągwi pancernych – prosto na wojny kozackie, które zapoczątkowały następne nieszczęścia spadające na Rzeczpospolitą. Jana cięto w głowę pod Beresteczkiem (1651), a Marka zabito następnego roku pod Batohem. Uczestnictwo w poselstwie do Turcji (1654) pozwoliło mu pogłębić znajomość języka, obyczajów i wojskowości tureckiej. W 1655 r. walczył z armią kozacko-moskiewską w czterodniowej krwawej bitwie pod Ochmatowem z Moskwicinami już jako dowódca pułku złożonego z kilku chorągwi. W tymże roku wraz z innymi dowódcami wojsk koronnych uznał zwierzchnictwo Karola X Gustawa, ale po powrocie Jana Kazimierza do kraju znów uznał go za prawowitego polskiego króla i został nawet chorążym koronnym.

Czytaj też:
Triumf pod Parkanami. Bez niego wiktoria wiedeńska nic by nie znaczyła

Pod wodzą Jerzego Lubomirskiego zwycięsko walczył z Rakoczym (1657) i zdobywał Toruń (1658), a dwa lata później gromił armię moskiewsko-kozacką podczas batalii cudnowskiej. Podczas rokoszu Lubomirskiego stanął po stronie Jana Kazimierza i dowodził jego wojskami w nieszczęsnej bitwie pod Mątwami (1666). Klęska była w znacznej mierze zawiniona przez Sobieskiego, sprawującego już – odebrane Lubomirskiemu – koronne urzędy hetmana polnego i marszałka.

Blask jego imieniu przywróciło wiele świetnych zwycięstw nad Tatarami krymskimi i Kozakami: m.in. pod Podhajcami (1667); pod Bracławiem i Kalnikem (1671); a pod Zamościem i w jego okolicach nad nogajskimi czambułami tatarskimi (1672). Wiekopomną chwałą okryły go dwa zwycięstwa nad Turkami, odniesione w odstępie 10 lat: pod Chocimiem, gdzie dowodził jako hetman wielki koronny; oraz pod Wiedniem, gdzie jako król polski, będący wodzem całości sił sprzymierzonych, wydawał rozkazy również wojskom niemieckim. Tym właśnie bitwom przyjrzyjmy się bliżej.

Chocim A.D. 1673

Po zabraniu nam Kamieńca i Podola oraz upokorzeniu Polaków haraczem wymuszonym w 1672 r. w Buczaczu Turcy traktowali Rzeczpospolitą niby hieny dogorywającą antylopę. Jakież było zdumienie berlejbeja Sylistrii (dziś w Bułgarii) Husejna Paszy, wiodącego jesienią następnego roku 35-tysięczne wojska tureckie, gdy drogę zastąpił mu nad Dniestrem polski hetman z niewiele mniejszą – bo 30-tysięczną – armią. Zdumienie, ale i strach kazały tureckiemu wodzowi zamknąć swe wojska wraz ze 120 działami w dawnym polskim obozie warownym pod Chocimiem. Turcy mieli dogodną pozycję i zapasy wystarczające na długą obronę, ale nie byli przygotowani na jesienny atak zimy, gdy przenikliwy chłód i śnieżyca z deszczem odbierały im ochotę do życia. Ataki polskie 10 listopada, będące formą „rozpoznania bojem”, oraz pozorowane, trzymające w bezsennym napięciu natarcia nocne mocno nadwerężyły ich ducha bojowego.

Jan III Sobieski przekazujący Jakubowi prawo do korony, obraz nieznanego autora z 1697 r.

W tej sytuacji podczas generalnego natarcia 11 listopada 1673 r., które o brzasku „in personam” poprowadził sam wielmożny Pan Hetman, piechurom i dragonom łatwiej było wedrzeć się na szańce, odepchnąć od nich złowieszczych janczarów i uczynić szerokie wyłomy oraz równe przejazdy.

Wtedy ruszyła ciężka jazda – husaria i pancerni – pod dowództwem hetmana polnego koronnego Stanisława Jana Jabłonowskiego. Po śmierci Stefana Czarnieckiego (1665) zaczął on wojować wespół z Sobieskim, uczył się od niego i miał swój udział w jego nadzwyczajnych zwycięstwach nad znacznie liczniejszymi bisurmanami – pod Podhajcami, Gródkiem czy Komarnem. Pod Chocimiem prowadził 1670 husarzy (12 chorągwi) i aż 11 105 niewiele im ustępujących pancernych (110 chorągwi) – a więc dwie piąte całego wojska, mniej więcej tyle, ile liczyli dragoni i piechurzy razem wzięci. Dla porównania dodajmy, że lekkiej jazdy (zwanej wołoską), która jak zwykle asekurowała jazdę ciężką, było nieco nawet mniej niż husarii.

Jedna wielka szarża zakończyła się triumfem. „Janczarzy, których było osiem tysięcy, wszyscy wycięci” – donosił rezydent cesarski z Warszawy. Wprawdzie wyborowi spahisi (wypisz wymaluj nasi pancerni) usiłowali stanąć naszym na drodze, ale zmiecieni impetem rozbiegli się po obozie. Część z nich rzuciła się ku Sobieskiemu, ale cztery chorągwie husarskie stojące przy nim w odwodzie zmiażdżyły śmiałków. Jazda bośniacka z kolei wyrwała się bramą w kierunku Jass, ale i tu stał odwód, który tych zislamizowanych Słowian wyciął.

Zbroje husarskie w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Walki trwały jeszcze jakiś czas między namiotami, aż wkrótce Husejn Pasza usiłował przeprowadzić ocalałych na drugi brzeg Dniestru. Most zwaliły jednak kule polskiej artylerii, a zbita masa ludzi i koni wpadła do lodowatej wody. Inni chcieli pokonać wezbraną rzekę wpław. „Było tam co widzieć, jak ginęli ze srogiej skały w Dniestr skacząc” – wspominał stolnik żytomierski Jan Tuszyński. W Kamieńcu Podolskim udało się schronić zaledwie 5 tys. Turków. Reszta zginęła lub dostała się do niewoli.

Artykuł został opublikowany w 8/2020 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.